środa, 11 grudnia 2013

Epizod 39:Żyrardowski "Familijniak"


          Dziś, po zgoła pięćdziesięciu latach od ostatniego kapitalnego remontu "Familijniak" znów nie prezentuje się najlepiej. Odpadające tynki, przestarzała konstrukcja oraz nieergonomiczne pomieszczenia, klatki schodowe oraz korytarze, aż proszą się o ponowny remont i dostosowanie do dzisiejszych realiów. Zwłaszcza, że mury te, pamiętają najstarsze dzieje Żyrardowa, kiedy to ulica Familijna kończyła się na wysokości Szkolnej, a osiedle "czerwoniaków", z których słynie miasto było tylko pieśnią przyszłości.
        Żyrardowski kolos, wybudowany w latach 60-tych XIX wieku, niesie ze sobą kawał historii miasta, fabryki, a przede wszystkim pokoleń jego mieszkańców, z których każdy mógły opowiedzieć swoją własną historię.


       W pierwotnych zamierzeniach "Familijniak" miał być tylko koszarami przejściowymi na czas budowy nowego osiedla robotniczego w Osadzie. Widząc jednak jego potencjał postanowiono umieścić w nim magazyn fabryczny. 
"Familijniak"
       Po pewnym czasie, kiedy produkcja zaczęła wzrastać, zagospodarowywano na sale fabryczne wszelkie izby (należy pamiętać iż w początkowej fazie rozwoju osady większość warsztatów ręcznych mieściła sę w mieszkaniach robotników) i oczywiście nie pominięto tego kolosa. W kilku salach, na ręcznych krosnach, wytwarzano piękne tkaniny. Kiedy większość ręcznych krosen zlikwidowano, zamieniając je na wydajniejsze, mechaniczne zlokalizowane w murach fabryki, budynek przerobiono w końcu na mieszkalny. 

      Po niezbędnych przeróbakch udał się wygospodarować kilkadziesiąt lokali. Przerobiono parter oraz II i III piętro, tworząc mieszkania jedno i dwuizbowe. I piętro, odmiennie od reszty budynku, zajmowały w większości cztery sale, wynajmowane najbiedniejszym osobom, głównie samotnym kobietom zwanym potocznie "salówki". Każda z nich miała swój skromny i niewielki kąt, przegrodzony przeważnie kotarą, zasłonką, szafą lub najzwyczajniejszą w świecie derką zamocowaną na sznurkach. Niewielka powierzchnia pozwalała jedynie na postawienie tam krzesła lub stołka oraz materaca lub niewielkiego łóżka. Panujący wewnątrz półmrok i otaczający zewsząd zaduch nadawały temu miejscu jakże ponury charakter. Jednak nawet za tak wątpliwe luksusy Zakłady pobierały tygodniową opłatę w wysokości piętnastu kopiejek.
       Jeśli chodzi o higienę osobistą to dostępna była toaleta, a raczej wygódka, jedna na piętrze, tak samo jak kran z w wodą Od strony ulicy Wiskickiej wybudowana została drewniana klatka schodowa z krętymi schodami służąca jako droga przeciwpożarowa. 

Niestety każdy nadmiernie eksploatowany budynek ma swoją wytrzymałość, zwłaszcza, jeśli nie jest w żaden sposób konserwowany.  W latach sześćdziesiątych XX wieku budynek na skutek braku jakichkolwiek remontów zaczął rozsypywać się w zastraszającym tempie, stwarzając realne niebezpieczeństwo dla mieszkańców. Budynek, w niemałymi kłopotami opróżniono i po skrupulatnych badaniach ekspertów... postanowiono odremontować. Nim jednak znaleziono wykonawcę robót został on rozszabrowany z każdej cokolwiek wartej części. 

        Dopiero w połowie lat 60-tych przystąpiono do remontu kapitalnego. Wymieniono praktycznie wszystko, łącznie ze stropami i ścianami. Zlikwidowano labiryntowe korytarze, w których jeszcze niedawno nieobeznany z budynkiem gość, mógł zabłądzić szukając wyjścia, wystarczyło jedynie skręcić w złą stronę. Zlikwidowano równiez tak charakterystyczne dla historii "Familijniaka" sale. Cały budynek skanalizowano, a we większych mieszkaniach założono osobne łazienki i ubikacje. Jedyne co pozostało niezmienione, to szara elewacja, która po dziś dzień przyjmuje coraz to ciemniejsze odcienie.

Brak komentarzy: