środa, 11 czerwca 2014

Epizod 86: Filmowa akcja Mirosława Krajewskiego ps."Pietrek", czyli jak młody gwardzista wystrychnął Niemców na dudka


         Jak zawiłe aspekty polityczne potrafią determinować nasz odbiór i perspektywę postrzegania tak rzeczywistości jak i przeszłości, może świadczyć znamienne podejście do faktów historycznych oraz odpowiednie uwypuklenie bądź deprecjonowanie wielkich osiągnięć czy bohaterskich, często szalonych czynów, które odbiły się szerokim echem w ówczesnej rzeczywistości, dziś niestety odsunięte na krawędź pamięci i praktycznie wymazane z kart historii.

       Nie inaczej przedstawia się wspomnienie jak z sensacyjnego filmu, fakt przez większość dziś żyjących zapomniany. Mirosław Krajewski, bo o nim mowa był komendantem oddziałów bojowych ZWM, postacią zupełnie nie pasującą do dzisiejszych czasów oraz do snucia fascynujących opowieści o widowiskowych akcjach żołnierzy Armii Krajowej. Niemniej jednak ten oto Mirosław Krajewski ps. "Pietrek" był jednym z wykonawców głośnego zamachu z 11 lipca 1943 roku na Cafe Club w Warszawie w odwecie za masowe egzekucje przeprowadzane przez Niemców na terenie spalonego doszczętnie getta. Problemem jednak notorycznym i zasadniczym był permanentny brak broni i materiałów wybuchowych. Dla "Pietrka" nie było jednak rzeczy niemożliwych. Działając w okolicach Żyrardowa wiedział, iż w Szkole Podstawowej nr 2 im. Marii Konopnickiej, Niemcy założyli szpital wojskowy, a skoro jest szpital są i żołnierze, to musi również być broń. Nie mylił się. Ranni "soldaten" oraz dochodzący do siebie rekonwalescenci deponowali swój ekwipunek, który został umieszczony na ostatnim piętrze budynku.
      "Pietrek" o tym wiedział, a ponieważ broń i amunicja były im bardzo potrzebne, postanowił zagrać okupantowi na nosie i po prostu wykraść przynajmniej część tych dóbr. Akcja z góry wydawała się być skazaną na niepowodzenie, zadaniem szalonym i niebezpiecznym. Jednak wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi Krajewski ułożył sobie plan, który następnie zrealizował krok po kroku. Do budynku dostał się przez okno na pierwszym piętrze. Jak przemknął przez korytarze pełne kręcących sie Niemców niezauważony, trudno dociec. Być może świadomi swojej siły i absurdalności takiej akcji, w ogóle nie brali pod uwagę możliwości dostania się do wewnątrz osób postronnych. Rzeczywiście, mieli pełne prawo tak sądzić. Inaczej jednak myślał "Pietrek". Po bezszelestnym dostaniu się na klatke schodową, bez butów, wyposażony jedynie w siekierę, przemknął schodami na ostatnie piętro, używając narzędzia podważył skobel i ostatecznie dostał się do arsenału. Obładowany karabinami, pistoletami i amunicją tą samą drogą wydostał się z budynku, aby rozpłynąć sie w mrokach żyrardowskiej nocy. Niemcy byli w szoku. Pod ich nosem, przy tak ogromnym zabezpieczeniu, jeden, praktycznie nieuzbrojony chłopak wystrychnął ich na dudka organizując iście filmową akcję jak z  najlepszej produkcji sensacyjnej. Dokładając do tej brawurowej eskapady, tragiczną śmierć Krajewskiego, zamordowanego 1 stycznia 1945 roku w miejscowości Drzewicz pod Sochaczewem, przez ukraińskiego faszystę, długo nie trzeba było czekać na uhonorowanie jego postaci. Wkrótce po wojnie ulicę Strażacką przemianowano na Mirosława Krajewskiego, tą ulicę którą doskonale widać z okien "zdobytej" szkoły.
       Dziś jednak trudno szukać tabliczki z jego nazwiskiem. Ponownie ulica Strażacka wróciła na dawne miejsce, a praktycznie zapomniany Mirosław Krajewski spoczywa na cmentarzu powązkowskim.

 

2 komentarze:

meteor2017 pisze...

Jest jeszcze tabliczka na "Dwójce" https://lh6.googleusercontent.com/-_S69shcVd4Q/Uepwa2GsBKI/AAAAAAAA654/SXNPMR6dyq0/s800/IMG_7948.JPG

Anonimowy pisze...

Kiedyś mała salka w piwnicy CK, w której były automaty do gier (pod Tygielkiem)nazywała się "Pietrek"