środa, 30 kwietnia 2014

Epizod 77: Osiedle mieszkaniowe z cmentarzem w tle

      Kierując się ulicą Limanowskiego w stronę odległego cmentarza, charakterystyczny ciąg starych domów fabrycznych urywa się nagle przed ulicą Ossowskiego. Dalej, po prawej stronie, rozciąga się osiedle Kościuszki, natomiast po lewej, ciąg domów jednorodzinnych.
nieistniejący barak dla chorych na cholerę

    Teren ten około 100 lat temu wyglądał zupełnie inaczej. Puste połacie ziemi zostały zagospodarowane pod koniec XIX wieku. W kwadracie dzisiejszych ulic Ossowskiego, Limanowskiego i Środkowej w roku 1898 został wybudowany budynek z przeznaczeniem dla chorych na cholerę. Pawilon ten składał się z domu dla obsługi wraz z kuchnią oraz izbą dla personelu, przedpokoju oraz głównej części, czyli baraku dla chorych. Ów barak składał się z obszernej sali podzielonej na cztery pomieszczenia. Cały budynek miał niebagatelną powierzchnię ponad 450 m kw. i zaplanowano go już podczas budowy pobliskiego szpitala, a jego umiejscowienie, w znacznej odległości od głównego kompleksu, ściśle związane było z jego przeznaczeniem. Szpital choleryczny, bo pod taką nazwą funkcjonował, miał za zadanie izolować chorych na tą jakże zakaźną i niebezpieczną chorobę. 
       Cholera, czyli ostra, zakaźna i niezwykle zaraźliwa choroba jelit, wywoływana jest przez przecinkowca cholery. Można się nią zarazić najczęściej droga pokarmową. Przeważnie zakażenie następuje poprzez wypicie zanieczyszczonej odchodami ludzkimi wody. Największe epidemie tejże choroby szerzyły się w Polsce pomiędzy 1831, a 1923 rokiem i na szczęście od tamtego czasu nie występuje ona w kraju epidemicznie. Główny objaw to ostra biegunka spowodowana wytwarzanymi przez bakterie toksynami, która powoduje szybkie odwodnienie, szczególnie niebezpieczne dla małych dzieci. Utrata zarówno wody jak i elektrolitów doprowadza do załamania się czynności układu sercowo-naczyniowego. Stolec szybko przyjmuje wodną konsystencję, przypominając wodę po płukaniu ryżu i wydalany może być nawet w ilości kilkunastu litrów na dobę. Ogromnie niebezpieczna jest tzw. "postać sucha" w której dochodzi do toksycznego porażenia jelit, zatrzymania stolca,, masowego gromadzenia się wody w jelitach i szybkiego zgonu chorego. 

      Podczas i po I wojnie światowej baraki stały się miejscem odosobnienia żołnierzy rosyjskich chorych właśnie na cholerę, ale również na inne zakaźne choroby: wąglika, nosaciznę, czy tyfus. Po przeciwnej stronie ulicy Limanowskiego, na terenie dzisiejszego osiedla Kościuszki, wyrósł wówczas cmentarz żołnierzy rosyjskich, zwany „cmentarzem cholerycznym”. Wysoka zachorowalność i śmiertelność zmusiła ówczesne władze do urządzenia w pobliżu baraków miejsca pochówku. Mimo specjalnego przeznaczenia cmentarz stał się również końcową stacją dla chorych na inne choroby zakaźne. Po wygaśnięciu epidemii cholery szpital został zlikwidowany, a baraki wylano wapnem i spalono. 
    Dziś, teren dawnego cmentarza, a następnie ogrodu zajęło osiedle Kościuszki wybudowane z niemałymi trudnościami w latach 70-tych. Niedostatki i braki materiałów oraz prefabrykatów, długotrwałe braki w dostawie prądu zmuszały budowniczych do wielokrotnego przekładania terminu oddania do użytku, choćby pierwszego tak oczekiwanego w tamtych czasach bloku. Samo osiedle wykonane zostało w wyższym standardzie niż istniejące już bloki na osiedlach Żeromskiego i Świerczewskiego z takim udogodnieniem jak centralne ogrzewanie z osiedlowej kotłowni, widne kuchnie czy rewolucyjne zbiorcze anteny radiowo-telewizyjne. Ciekawostką jak na tamte czasy było to, iż blok przy ulicy Ossowskiego 3 był wówczas najdłuższych blokiem w całym Żyrardowie.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Epizod 76: Pierwsza szkoła elektryczna w Żyrardowie


          "Wyzwolenie" miasta przyniosło już w połowie lutego 1945 roku wznowienie nauki w dawnym Miejskim Gimnazjum Koedukacyjnym im. A.Skwarczyńskiego. Ta ekskluzywna i jak na warunki miejskie elitarna szkoła przestała nią być, stając się ogólnodostępną dla całego żyrardowskiego społeczeństwa, zgodnie z ludowym duchem współdzialania. Podwoje swoje otworzyło tam Państwowe Gimnazjum i Liceum im. S.Żeromskiego jako upaństwowiony następca dawnego Gimnazjum. 
        Prawie równocześnie, w tym samym budynku, swoje pierwsze kroki zaczęły również stawiać dwie inne szkoły: Gimnazjum Społeczno-Handlowe oraz protoplasta popularnego "elektryka" Gimnazjum Elektryczne. Ta jakże nowatorska szkoła zostałą zainicjowana przez inżyniera Władysława Żarnocha, prowadzącego podczas okupacji tajne liceum elektryczne w Warszawie. 
siedziba m.in. pierwszej szkoły elektrycznej w Żyrardowie

     Tenże oto inżynier Żarnoch trafił do Żyrardowa po powstaniu warszawskim, a gdy tylko umilkły wojenne działania w mieście, widząc poddatny grunt, zainicjował czynności zmierzające do założenia pierwszej w mieście zawodowej szkoły - szkoły elektrycznej. 
      Początkowo całe Gimnazjum Elektryczne zawierało się w dwóch klasach, a naukę prowadziło czterech nauczycieli. Wkrótce doszły kolejne osoby do kadry nauczycielskiej organizując ponadto warsztaty w suterenach budynku. Jako że sprzętu do nauki nie było, zmobilizowano odbudowujące się zakłady i tenże sprzęt z nich pozyskano.
     Była to szkoła typowo męska, aczkolwiek od 1950 roku stała sie placówką koedukacyjną, z zadaniem wykształcenia przyszłej kadry gotowej do odbudowy kraju po zniszczeniach wojennych. Władysław Żarnoch miał szczęśliwie nie lada wsparcie od Miejskiej Rady Narodowej oraz ówczesnego prezydenta miasta Bolesława Lubasińskiego w zorganizowaniu gimnazjum. W przeciągu sześciu tygodni szkoła została otwarta, a datę 5 marca 1945 roku uważa się za początek działalności "elektryka" w Żyrardowie. Jako że pomieszczeń w dawnym gimnazjum nie było zbyt wiele szkoła elektryczna odbywało swoje nauki w godzinach pomiędzy piętnastą a dwudziestą w dwóch salach oraz wspomnianej suterenie, gdzie odbywały się zajęcia praktyczne. W początkowym okresie działalności wydatki pokrywano włącznie z czesnego oraz Funduszu Rady Rodzicielskiej. A nie było to łatwe, gdyż szkoła musiała dodatkowo radzić sobie z obsługą ulg dla dużej ilości uczniów pochodzących z biednych, robotniczych rodzin.
      Po roku działalności szkoła z prywatnej zostaje upaństwowiona, co wydatnie poprawia jej sytuację finansową a dodatkowo czas nauki wydłużony zostaje do 4 lat. Również liczba nauczycieli wzrasta i osiąga liczbę szesnastu belfrów. Dobudowane skrzydło zostaje rozdzielone po istniejących szkołach, także całe trzecie i czwartej piętro od strony ulicy 16-maja (10 sal) staje sie enklawą "elektryka". Po oddaniu do użytku tego skrzydłą wreszcie nauka może odbywać się w godzinach porannych.
     Rok 1949 to kolejny duży krok w działalności szkoły. Nosi ona wówczas nazwę Państwowe Gimnazjum i Liceum Elektryczne w Żyrardowie. Szkoła sie rozrasta i widząc pozytywy tejże działalności postanowiono wybudować obiekt na miarę jej rangi. Jak widać wystarczyły tylko trzy lata, trzy bardzo cięzkie lata, okupione wieloma wyrzeczeniami, aby przekonać władze o dobrze wybranym profilu nauczania. 
     Tym oto sposobem na placu po dawnym stadionie "Żyrardowianki", gdzie jeszcze niedawno mieścił obóz dla jenców wojennych, postanowiono wybudować nowoczesny kompleks - nowej szkoły elektrycznej.
  

środa, 23 kwietnia 2014

Epizod 75: Szkoła dla przyszłych urzędników, czyli Kantoratschule


    Pomiędzy rokiem 1896, a 1899 północno-zachodni narożnik dawnego placu targowego wypełniono trzypiętrowym, podpiwniczonym budynkiem z czterospadowym dachem z ryzalitami z każdej strony, który miał służyć jako pierwsza w Osadzie szkoła świecka dla przyszłych elit urzędniczych, przyszłych pracowników Kantoru Głównego, czyli szerzej znana jako "Kantoratschule i Madchenschule". Powstała ona z inicjatywy samego Karola Dittricha juniora, głównie dla dzieci z rodzin dyrektorskich i urzędniczych zakładów żyrardowskich.  Elewacja, jak w większości budynków fabrycznych była nieotynkowana, ale wzbogacona o poziome pasy boni oraz kordonowe gzymsy. W tym samym okresie wypełniono południowo-wschodni, przeciwległy narożnik, budynkiem dziś będącym pustostanem, ale jeszcze niedawno służącym za urząd pocztowy. 

Rolą tejże szkoły było kształcenie przyszłych kadr urzędniczych i przygotowanie nowego narybku do pracy w jakże pożądanym Kantorze Głównym. W początkowych latach była to szkoła, która w godzinach popołudniowych mieściła również szkołę dla dziewcząt, przyszłych krawcowych w żyrardowskiej fabryce.
Pierwszym kierownikiem nowej placówki oświatowej został Adolf Hauptmann i funkcję tą sprawował aż do roku 1912.
Tuż po wybuchu I wojny światowej mury szkoły mieściły szpital polowy, ale już od drugiej połowy 1915 roku, po wejściu do Żyrardowa Niemców, ponownie powrócono pierwotne przeznaczenie budowli.
       W 1921 roku dawny Kantoratschule przemianowano na Publiczną Szkołę Powszechną im. Staszica.
      II wojna światowa ponownie zmieniła przeznaczenie budynku i ponownie, tak jak dwadzieścia pięć lat wcześniej, założono szpital dla żołnierzy niemieckich. Niestety pomoce naukowe i sprzęty szkolne tylko  niewielkiej części udało się przeniseść do domów fabrycznych, ogromną większość Niemcy zniszczyli. Po likwidacji szpitala na terenie szkoły szybko została otwarta szkoła dla dzieci Volksdetaschów oraz dzieci żyrardowskich Niemców.
      Po zakończenieu działań wojennych w budynku Kantoratschule ponownie otwarto Szkołę Powszechna nr 3 im. Staszica, udostępniając również pomieszczenia dla Gimnazjum i Liceum dla Dorosłych "TUR". 
    

piątek, 18 kwietnia 2014

Epizod 74: Wielkanoc w dawnym Żyrardowie


           Wielkanoc w dawnym Żyrardowie i jej obrzędowość ściśle związane były z pochodzeniem pierwszych osadników oraz robotniczą ludnością miasta wywodzącg w dużej mierze ze wsi.

Sama Wielkanoc trwała pięć dni i rozpoczynała się w Wielki Piątek, co związane to było z obchodzeniem przez liczną wspólnotę Ewangelików Wielkiego Piątku, jako najważniejszego święta w Kościele Ewangelicko-Augsburskim, a kończąc się w „babski dyngus”, czyli wtorek Tygodnia Przewodniego. Już od czwartku wieczorem rozpoczynało się świętowanie. Podejście do samych świąt Wielkanocy miało charakter ściśle religijno-obrzędowy łącznie z sumiennym przestrzeganiem postu, co przekładało się na traktowanie Niedzieli Wielkanocnej jako zadośćuczynienia i odszkodowania, folgując obżarstwu i pijaństwu. „Proceder” ten zmuszał aptekarzy do zwiększenia zamówień na olej rycynowy i wodę selcerską, czyli stołową wodę mineralną z dużą zawartością dwutlenku węgla, a destylarnie i szynki zwiększały swoja produkcję i zamówienia, aby ustrzec się przed brakami w asortymencie. 
        Obchody Świąt Wielkanocnych jako najważniejszego święta kościelne rozpoczynały się już w Niedzielę Palmową i trwały do Niedzieli Przewodniej.  Jako, że większość z mieszkańców Żyrardowa wywodziła się ze wsi wiele ludowych podań i rytuałów zostało przeniesionych na fabryczny grunt. Tym oto sposobem każdego roku organizowano konkurs na najładniejszą i największą palemkę, a zwycięskie rękodzieła osiągały nawet kilka metrów wielkości. Już po święceniu palemek ustawiano je w oknach, aby chroniły przed skutkami pioruna w najbliższym roku. Wcześniej, tuż przed Środą Popielcową palono je wykorzystując popiół na posypanie głów. Przed śniadaniem wielkanocnym tradycją było połykanie „koćka” z gałązek wierzbowych, co miało chronić przed chorobami gardła, natomiast borówkowe listki miały za zadanie chronić organizm ogólnie przed przypadłościami. 
      Ścisły post zaczynał się już w Wielki Piątek i trwał aż do końca Rezurekcji, a złamanie tego postu był o nie do pomyślenia. Same Rezurekcje miały charakter typowo dziękczynny podkreślone procesją, stając się jednak stopniowo polem do popisu dla wielu grup,stowarzyszeń i cechów żyrardowskich. Prym wiodły w tym, zwłaszcza w XX-leciu międzywojennym, cechy rzemieślnicze, prześcigające się w eksponowaniu swoich sztandarów.  Podczas procesji młodzież strzelała z kalichlorku, czyli chloranu potasu najczęściej z klucza bądź moździerza. Uderzając o coś twardego następowała eksplozja i niesamowity huk. 
      Wielką wagę przykładano do „święconki”, którą wraz potrawami ułożonymi na stole świątecznym święcił ksiądz chodzący od domu do domu. Zwyczaj przynoszenia koszyczków do kościoła wszedł w życie trochę później. Sama święconka musiała składać się z siedmiu symbolicznych potraw. Jajek jako symbolu życia, chleba, często jako baranka – symbolu Chrystusa Zmartwychwstałego, soli jako oczyszczenia, wędliny – symbolu zdrowia i dostatku, sera – czyli przyjaźni między ludźmi, a przyrodą, chrzanu, symbolizującej fizyczną krzepę oraz baby wielkanocne, czyli ciasto. Koszyczek traktowano wówczas jako piękną chrześcijańską tradycję ściśle przestrzegając zasad jego komponowania. Dzisiejsze uzupełnienia koszyka są dodatkami bez znaczenia, pełne snobizmu, nieświadomości, ale najczęściej ignorancji dla tradycji.  
     Pierwszy dzień świąt zarezerwowany był na spędzenie czasu w najbliższym gronie rodzinnym i dopiero w drugi dzień świąt, „Śmigus-Dyngus” wychodziło się na spotkania z dalsza rodziną. W lany poniedziałek lało się na modłę wiejską czyli wiadrem, zwykle młode dziewczęta, ale i zdarzało się, że nie jedna panna kończyła w strumyku bądź Pisi. Wtorek Tygodnia Przewodniego zarezerwowany był na "babski dyngus” dziś już zapomniany zwyczaj, podczas którego dziewczęta rewanżowały się chłopcom za „dyngusa”. Kolejnym dziś już niepraktykowanym zwyczajem było „chodzenie po dyngusie” podczas którego młodzież śpiewała pieśni, a w zamian otrzymywała kawałek ciasta, jajka i bardzo rzadko drobne. Tradycja zanikła traktowana w czasem jako rodzaj żebraniny. Niedzielna msza święta na zakończenie Tygodnia Przewodniego kończyła uroczyste obchody Świąt Wielkanocy.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Epizod 73: Wysadzenie budynku żandarmerii - Stanisław Sławiński

          10 września 1906 roku około godziny osiemnastej potężny wybuch zatrząsł budynkami przy placu Sołtana. Drewniany barak żandarmerii carskiej przy ulicy Wiskickiej, złożył się jak domek z kart. 

Znajdowało się w nim dziesięciu żandarmów, łącznie z komendantem posterunku, który był jednym z głównych celów akcji. Denis Cybulski został ciężko ranny, a po kilku dniach zmarł. Sześciu innych, Jan Midzik, Ilja Komaruk, Jan Godyński, Płaton Seutenko, Siemion Danilczuk oraz Groszkiewicz odnieśli obrażenia. Wśród tego rumoru i zgliszcz oszołomiony młody człowiek podnosił się z bruku. Siła eksplozcji powaliła go na ziemię i całkowicie zdezorientowała. Ten któtki moment zawahania zadecydował o dalszych, tragicznych losach wielu osób. Nieznając terenu, miast skierować się z kierunku dworca kolejowego, pobiegł w przeciwnym. Prosto w paszczę lwa. Ta krótka chwila spowodowała, iż jeden z żandarmów zdążył oddać strzały do uciekającego człowieka. Dwie kule trafiły go w plecy. Wpadając w ulicę Parkową natknął się na zaalarmowany wybuchem oddział Kozaków, który właśnie zmierzał w kierunku placu. Ostrzeliwywany przez żołnierzy carskich ukrył się w pobliskim budynku. Pech chciał, że był to mieszkanie inżyniera Kestena, wyższego urzędnika z zakładów żyrardowskich. Zaalarmowani przez służbę Kozacy szybko otoczyli dom. 23-letni chłopak znalazł się w pułapce. Tanio jednak skóry swojej nie sprzedał. Ostrzeliwał sie jeszcze dobra godzinę. Kiedy skończyła mu się amunicja, ostatnią kulę przeznaczył dla siebie.
         Stanisław Sławiński, bo o nim mowa, został wybrany do podrzucenia bomby na siedzibę carskiej policji w Żyrardowie, w odwecie za wszechobecny terror siany na ulicach miasta będący konsekwencją porewolucyjnej czystki.
     Wybór padł na Sławińskiego z prostego powodu. Nie był on znany w środowisku żyrardowskim i mógł niepostrzeżenie wykonać powierzone zadanie. 23-letni mieszkaniec Pruszkowa dostał do wsparcia dwie trójki pomocników: K.Basińskiego, J.Dymka, Blumensztajna oraz R.Kozłowskiego, F. Romańskeigo i Tylkowskiego. Mieli oni wspiarać Sławińskiego podczas odwrotu na dworzec, skąd miał udać się w stronę Pruszkowa najbliższym pociągiem. Zaskoczona ucieczką zamachowca,w przeciwnym do planowanego kierunku, druga grupa pobiegła za nim wpadając również na grupę Kozaków. Ukrywając się w domu Neumana podobnie do Sławińskiego znaleźli się w sutyacji bez wyjścia, gdzie jedynym i ostatecznym rozwiązaniem była samobójcza śmierć.
       Wściekli Kozacy przywiązali trupa Sławińskeigo do koni i przeciągnęli na cmentarz, gdzie zakopali go w sektorze dla samobójców, a grób zrównali z ziemią. Dopiero 19 lat po akcji Sławińskiego mieszkańcy Żyrardowa wystawili zabitemu charakterystyczny czerwony pomnik w kształcie złamanej sosny,a pośród wyrzeźbionych liści laurowych umieszczono napis.

"Nieznanemu bojownikowi o Niepodległość Polski i prawa robotnicze poległemu w 1906 roku - w dniu 10/IX/1925 roku jako w rocznicę zgonu - Municypalność miasta Żyrardowa"
 
      Dziś, namacalną pamiątką po bohaterze tejże akcji jest pomnik na żyrardowskim cmentarzu oraz nazwa ulicy, dawniej zwanej Blichową oraz Bielnikową, a od 1950 roku właśnie Sławińskiego, ulicy w pobliżu której zakończył on swoje jakże krótkie życie.   
  

czwartek, 10 kwietnia 2014

Epizod 72: Zniszczenie żyrardowskiej mleczarni - dywersja Armii Krajowej

         Żyrardów drugiej wojny światowej był miastem specyficznym. Ogromna ilość Volksdeuschów, która ujawniła się w pełnej krasie po wejściu okupanta do osady stała się cierniem na zranionym organizmie państwa polskiego. Silna wola i nieodparte chęci wcielenia Żyrardowa do III Rzeszy, tak forsowane m.in. przez H.Dachsa, nie były tylko czczymi i utopijnymi słowami szaleńca.

        Volksdeutsche rzeczywiście wpływali na wszystkie dziedziny życia, decydowali o być albo nie być mieszkańców, a także odsadzali wszelkie stanowiska i stawali się właścicielami zakładów pracy. 
       Jednym nich była mleczarnia zlokalizowana przy dawnej ulicy Leśnej, w której to właścicielstwo objęła gorliwa wyznawczyni faszyzmu i zwolenniczka Hitlera. Stosunek owej "posiadaczki" do pracujących w małym zakładzie Polaków był nad wyraz zły, a branie ich za tanią siłę roboczą i traktowanie jako podludzi, w pewnym momencie przekroczyło i tak grubą, granicę akceptacji.
     Postanowiono wówczas zainterweniować i przywrócić gorliwą faszystkę do porządku. Do wykonania akcji wybrano żołnierzy 1 kompanii, do akcji, która przeszła do chlubnej historii żyrardowskiego ośrodka A.K. wpisując się z częsty obraz zniszczenia i destrukcji reprezentowany przez te formacje wojskowe.
     W nocy z 22 na 23 maja 1943 roku oddział pod dowództwem Jerzego Mitrosa "Długiego" udał się na ulicę Leśną. Aby zapobiec szybkiej akcji odwetowej i możliwości weznawania posiłków, Wacław Kanicki "Kruk"  (grób numer B2/13/5 na żyrardowksim cmentarzu) przeciął przewody elektryczne, pozbawiając budynek dopływu prądu, a co za tym idzie i światła. Forsując cieżkie drzwi udało się żołnierzom dostać do środka. Zaskoczona  i przerażona właścicielka, podejrzewając napad, próbowała oddać swoje wszystkie oszczędności. 
    Jednak nie po to przyszli żołnierze. 
   Krótko, acz ostro wyłożono właścicielce powód "nocnej wizyty", a po przedstawieniu swoich racji, przystąpiono do dywersji. W ruch poszedł toporek, którym zniszczono zbiornik z mlekiem, a także kotły i pozostałe urządzenia wyłączając je z użytku. Aby skala zniszczeń była jeszcze większa, do kadzi z masłem wsypano piachu, a całą dokumentację produkcyjną zniszczono. Tuż przed północą było po wszystkim.

    Dziś po mleczarni pozostała jedynie dawna portriernia i ogrodzenie od strony ulicy 11 Listopada oraz pamięć o odważnej akcji żyrardowskiej młodzieży z A.K.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Epizod 71: Tam gdzie mieszkała dyrekcja - ulica Parkowa


     Jeszcze dziś przemieszczając się dawną ulicą Parkową (dziś Armii Krajowej) możemy poczuć się trochę jakby w innym świecie. Mijając monumentalny Kantor wchodzimy w wąską uliczkę z kocimi łbami. Bliskie sąsiedztwo pałacyku Dittricha oraz parku, ale przede wszystkim charakterystyczna zabudowa, uświadamiają nam, iż znajdujemy się w zupełnie odrębnym świecie, tak innym od zaniedbanych czynszówek mas robotniczych Żyrardowa.
     Dziś nie ma już stylowego parku za Kantorem wypełnionego przepięknymi krzewami i nasadzeniami. W jego miejscu wyrósł partrowy kompleks budynków służących obecnie jako MOPS oraz Ośrodek Dziennego Pobytu dla Dzieci Niespełnosprawnych. Wcześniej jednak, podczas II wojny światowej, Niemcy wycięli dorodne drzewa i na ich miejscu postawili schron przeciwlotniczy. Korzyści z niego były jednak mizerne, gdyż permanentnie podchodził wodą. Po zakończeniu działań wojennych, na resztkach bunkra powstał żłobek, będący pierwszą placówką socjalna wybudowaną po zakończeniu działań wojennych.
      Spoglądając jednak na druga stronę uliczki, możemy podziwiać bogato wykończone budynki w liniowym układzie, będące dawnymi willami dyrektorskimi. 
     
Ulica Parkowa została wytyczona około 1885 roku właśnie z przeznaczeniem pod zabudowę rezydencjonalną i reprezentacyjną dla wysokich urzędników i właścicieli zakładów żyrardowskich. Wówczas, w połowie lat 80-tych XIX wieku podjęto jej realizację, stawiając w latach 1885-1892 sześć domów dwupiętrowych otoczonych niewielkimi ogrodami. Sześć podobnych do siebie z charakterystycznym drugiem piętrem umieszczonym w mansardowym dachu z lukarnami oraz siódmy, czyli "willę Haupta". Jakże odmienna od pozostałych budynków ulicy Parkowej,  zbudowana została w stylu szwajcarskim w roku 1890 dla byłego dyrektora pończoszarni, a obecnie dyrektora całej fabryki, Williama Haupta.
  
W latach 1885-1886 wybudowano domy pod numerami 2,4,6,10 i 12,a w latach 1886-1887 ten z numerem 8. Domy były wieloizbowe z dwoma odrębnymi mieszkaniami na każdym z pięter.Czyli krótko mówiąc luksus, o jakim nawet nie marzyli zwykli robotnicy.
Ówczesna ulica Parkowa była częścią dzielnicy zwanej potocznie "pałacykami" rozciągniętej w kwadracie ulic Wiskickiej, Blichowej, Zielonej i Długiej z wyznaczoną równolegle do Wiskickiej właśnie ulicą Parkową. Teren ten utrzymany był u najlepszym porządku oraz zupełnie niedostępny dla zwykłych, szarych robotników. Mieszkała tutaj sama śmietanka ówczesnego Żyrardowa, dyrektorzy poszczególnych wydziałów oraz wyższa kadra urzędnicza. Żyli oni w tej odizolowanej od reszty osady części miasta mając do dyspozycji wszelkie wygody łącznie z kanalizacją, którą otrzymała ulica Parkowa jako jedna z pierwszych.

czwartek, 3 kwietnia 2014

Epizod 70: Jak młody Hielle starą Dittrichową z melancholii chciał wyleczyć


           O przypadłościach zdrowotnych starej Dittrichowej krążyły wśród robotników przeróżne opowieści. Czy to znudzona egzystencją w jakże odległym od rodzinnych stron Żyrardowie, często popadała w lżejsze bądź cięższe ataki melancholii.
Mówiło się również, że ta melancholia to nic innego jak silna awersja do dźwięku fabrycznej świstawki. Czy to z litości do wstających o bladym świcie robotników, czy też ze złości z przerywabnego snu?
Teresa Dittrich

         Niemniej jednak, gdy czuła się nad wyraz źle wzywano dr Jawurka, który przepisywał medykamenty i zalecał pobyt na świeżym powietrzu. Stara Dittrichowa dla poprawy swojego stanu ducha przebywała wówczas w niezbyt odległej willi w lesie sokulskim wybudowanej na terenach wydzierżawionych od hr Sobańskiego w 1872 roku. 
      Według relacji Pawła Hulki-Laskowskiego pewnego dnia stan Dittrichowej na tyle się pogorszył, iż zdecydowano się zawezwać, za namową dr Jawurka, specjalistę z samej Warszawy. Stary Dittrich udał się wnet do stolicy, a tymczasem Edward Hielle, mąż Elżbiety, córki Karola Dittricha i jednocześnie syn Karola Hielle, pojawił sie w willi w lesie. Znany ze swojego swawolnego podejścia do życia postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i "uleczyć" teściową na swój sposób.
        I tak oto Edward Hielle, ze znaną sobie zwadą, zabrał zaskoczoną kobietę na przejażdzkę. W tym samym czasie stary Dittrich wracał do śródleśnej willi z doktorem z Warszawy. Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył zbliżający się z niemałą prędkością powóz, a w nim swoją żonę krzyczącą z przerażenia. Powóz minął zaskoczonego Dittricha i popędził wprost do odległego Mszczonowa. Tam na miejscu, młody Hielle podobnież upoił teściową w przydrożnym szynku. Czy pomogło?
       To było chyba najmniej istotne. Taki juz był młody Hielle. Także, kiedy w 1884 roku przeprowadzał się, wraz z żoną i synem Alfredem do Krasnej Lipy żegnano go z nieskrywanym żalem.
Edward Hielle

      Bohaterowie tej przypowieści to Teresa Dittrich z domu May, która wyszła 5 IX 1848 roku za Karola Dittricha, aby następnie, w 1857 roku wyjechać z mężem do odległego Żyrardowa, gdzie przedsiębiorczy małżonek, na spółkę z Karolem Hielle, zakupili zakłady lniarskie. Jakby na przekór tejże opowieści, Teresa Dittrich była kobietą wrażliwą zwłaszcza na piękno sztuki, stając się mecenasem i kolekcjonerką obrazów nadwornego malarza Ditrtrichów, Augusta Frinda. Pamięci historyków nie umknęła również wyjątkowa szczodrość i hojność starej Dittrichowej.

     Drugi z bohaterów tego opowiadania to syn Karola Hielle i Flory May. Urodzony w 1850 roku, zgodnie z praktyką możnych rodów, poślubił córkę wspólnika ojca, Elżbietę Dittrich. Swawolny, młody Hielle nim opuścił na zawsze miasto fabryczne zdążył piastować stanowisko komendanta Fabrycznej Straży Ogniowej w latach 1874-1876 oraz pełnić prezesurę Żyrardowskiego Towarzystwa Śpiewaczego "Gesang Verein".