wtorek, 26 sierpnia 2014

Epizod 92: Zamach przed żyrardowskim dworcem – akcja ekspropriacyjna Gwardii Ludowej


       Żyrardowski dworzec jak co dzień tętnił życiem. Pasażerowie przetaczali przez niego w sobie tylko wiadomych kierunkach. Co bardziej rzucającego się w oczy Niemcy legitymowali. Z resztą cały otaczający dworzec teren nie był dogodnym miejscem do przeprowadzenie jakichkolwiek działań zbrojnych. Blisko siedziby Schuppo, czy Gestapo, a do tego posterunek na dworcu. Jakby tego było mało częste patrole niemieckich żołnierzy.
  I właśnie w takim otoczeniu członkowie GL oddziału "Burza", dokonali 19 czerwca 1943 roku brawurowego aczkolwiek nie w pełni przemyślanego napadu rabunkowego na pracowników fabryki Józefa Szczepańskiego, Władysława Lipińskiego oraz dwóch werkschutzów Filipa i Kebera pełniących role ochroniarzy, którzy właśnie tego dnia przywieźli wypłatę dla oczekujących robotników żyrardowskich zakładów..
Można gdybać i analizować czy owa akcja była w pełni uzasadniona, faktem jest jednak to, że podczas jej przeprowadzenia a zwłaszcza po jej zakończeniu wiele niewinnych osób straciło życie, osób nie mających nic wspólnego z jakąkolwiek konspiracją.
         Rozwijając się i rozrastając GL jak na gwałt potrzebowała dozbrojenia. Niewielkie ilości posiadanej broni, czy materiałów wybuchowych skutecznie ograniczały jej możliwości działań dywersyjnych. Z tego też, jakże istotnego powodu dowództwo postanowiło wykorzystać nadarzającą się okazję i dokonać napadu na powracających z Warszawy pracowników zakładów, pracowników którzy według danych wywiadowczych wieźli ze sobą niebagatelną sumę 1 miliona złotych. Do wykonania tego zadania delegowano Stefana Jodłowskiego, Władysława Lasockiego, Antoniego Mińkowskiego ps. "Antek", Józefa Kuczkowskiego ps. "Józek", Henryka Nowaka ps. "Gotlib", Stanisława Komosińskiego ps. "Cichy" oraz Janusza Bieńskowskiego ps. "Biały". 
        Tuż przed godziną jedenastą, 19 czerwca 1943 roku, ulice wylotowe z placu przed dworcem zostały obsadzone żołnierzami GL. Kiedy czterej nieświadomi mężczyźni wsiedli do dorożki Gmurka, znanego żyrardowskiego dorożkarza, tuż za nimi wskoczyli Stefan Jodłowski ps. "Stefan" oraz Władysław Lasocki ps. "Wołodyjowski".
Czujni ochroniarze zareagowali szybko. Wywiązała się chaotyczna strzelanina, a dodatkowo ze wsparciem przyszli żołnierze stacjonujący na dworcu. Na miejscu zginął Kerber oraz Lipiński (C1/4/1). Dorożka z ostrzeliwującymi się gwardzistami wpadła w ulicę Sienkiewicza, gdzie po zabraniu walizki  z wypłatą, rabusie rozpłynęli się, uciekając opłotkami przez podwórka. 
      Niemcy wpadli w szał. Zastrzelili Bogu ducha winnego Gmurka oraz dwóch przechodniów. Nasilone zostały rewizje  i obławy. Ponad tysiąc mieszkańców trafiło do obozów koncentracyjnych. 
     Czy warte to było takiego poświęcenia, zwłaszcza, że zagrabionych pieniędzy było czterokrotnie mniej niż się spodziewano?
    Trzeba jednak pamiętać, iż takie akcje ekspropriacyjne były przeprowadzane dość często.  Związane było to z zaprzestaniem pierwotnej działalności administracyjnej na terenach przejętych przez okupanta, a co za tym idzie wiele organizacji konspiracyjnych pozbawiono zaplecza finansowego czy pomocy materialnej, co skutecznie ograniczało ich możliwości. Jedynie Armia Krajowa, której źródło finansowania przeniosło się do Londynu mogła liczyć na jakiekolwiek wsparcie.   

    
     Dzisiaj jedyną pamiątką przypominającą tenże zamach jest pomnik gwardzisty odsłonięty w 1952 na skwerze przed dworcem, pomnik, który nie wiedzieć czemu "zgubił" swój pierwotny podpis.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Epizod 91: Tunel pod torami

     We wrześniu 1969 roku znaczenie „za przejazdem” nabrało symbolicznego wydźwięku. Zniknęły zatory w tym jakże niebezpiecznym miejscu, przeprawie „na drugą stronę” Żyrardowa. Kolizyjne skrzyżowanie z torami kolejowymi przestało istnieć już jednak cztery lata wcześniej, kiedy to spokojną dotychczas ulicę Rewolucji Październikowej przemienioną w najruchliwszą arterię miasta, budując tam tymczasowy przejazd przez tory, a stary przejazd powoli i mozolnie przebudowywano, tworząc dzisiejszy tunel.

tymczasowy przejazd na ulicy Rewolucji Październikowej
    Oddany do użytku, jak się jednak wkrótce okazało nie tak do końca, z wielką fetą oraz obowiązkową obecnością sekretarza PZPR, a także innych notabli dawnego systemu, okrzyknięty został „cudem żyrardowskiej techniki”. Zaprojektowany w Centralnym Biurze Studiów i Projektów Budownictwa Kolejowego miał stać się lekiem na bolączki miasta, przeciętego przez Drogę Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. 

    56 mln złotych. W takiej kwocie inwestycja została zamknięta. Przecięto wstęgę, mieszkańcy rozeszli się do domów, do swoich codziennych zajęć. Powoli zapominano o utrudnieniach i niedogodnościach na jakie narażeni byli przez ostatnie 4 lata praktycznie wszyscy obywatele Żyrardowa, najbardziej jednak mieszkańcy „Osady Młyńskiej i okolic” próbujący przedostać się „do miasta”. 

   Tuż po rozpoczęciu robót ekipy PRK15 napotkały na pierwszy, ale jakże istotny problem. Okazało się bowiem, iż natrafiono na kurzawkę oraz wody podskórne uniemożliwiające prowadzenie prac. Ciężka gleba, trudno przepuszczalna, a dodatkowo wody gruntowe podnoszące się przy byle ulewie niebezpiecznie blisko powierzchni, skutecznie opóźniały prace. Postanowiono wówczas wybudować przepompownię, która miała wspomóc brygady robotników. 

  Na budowę tunelu zużyto około 13 tyś metrów sześciennych betonu oraz 1 020 ton stali zbrojonej. Wyburzono wiele domów kolidujących z budową tunelu łącznie ze spółdzielnią "Rolnik”, gdzie w fundamentach znaleziono akt erekcyjny wmurowany tam przez Niemców. W końcu Tysiącletnia Rzesza miała trwać wiecznie. Jak już nadmieniłem koszt budowy wyniósł 56 mln złotych, co stanowiło wówczas równowartość 12 bloków mieszkalnych, kwota zaiste niebotyczna, biorąc jednak pod uwagę obliczenia ekspertów, corocznie gospodarka narodowa traciła około 17,5 mln złotych właśnie z powodu kolizyjnego przejazdu.   

    Dziś, po ponad 40 latach, tunel nadal spełnia swoją rolę, nabywając jeszcze większego znaczenia przy ogromnym wzroście liczby pojazdów przetaczających się nim w obu kierunkach.

    Co jednak zrobiono z ogromnymi ilościami ziemii, którą wydobyto pod wykop? Otóż 30000 metrów sześciennych, czyli ponad połowa, trafiła na bagno przy torze, obok stawu na Rudzie, podwyższając ten teren średnio o metr. To jednak temat na inny artykuł.  

   I pozostaje tylko pytanie, czy wybór tunelu miast wiaduktu, z perspektywy lat, był dobrym wyborem?




        

czwartek, 7 sierpnia 2014

Epizod 90: Biblioteka Fabryczna


     Biblioteka fabryczna wydaje się istnieć „od zawsze”. Co prawda zmieniała kilkukrotnie lokalizację, niemniej jednak w świadomości mieszkańców funkcjonuje jako ta najstarsza, z własną fascynującą historią wartą wspomnienia. Fakt, powstały kolejne filie, a nawet ona sama stała się jedna z nich, ale mimo tych zmian nadal budzi wśród mieszkańców nieskrywany sentyment. Dodatkowym atutem pozostaje jej umiejscowienie w historycznej części dawnej Osady. W fabrycznym budynku, w samym centrum. Tak jakby dla podkreślenia jej rangi, dla uzmysłowienia nam, iż mamy bezcenną możliwość zapoznania się z historią jej powstania, jej losami oraz unikatowymi dziełami skrytymi w zakamarkach jej „czterech ścian”. 
     Pokłosie rewolucji 1905 roku władze carskie zmuszone zostały do przychylenia się do wielu ustępstw względem ludności polskiej. Jednym z nich było właśnie wyrażenie zgody na założenie Biblioteki Robotniczej Towarzystwa Akcyjnego Zakładów Żyrardowskich, potocznie zwanej "fabryczną", zgody datowanej na dzień 16 grudnia 1906 roku, a podpisanej przez gubernatora warszawskiego, niejakiego Martynowa. Historia jej powstania nierozłącznie związana jest z dwoma znaczącymi postaciami. Po ucieczce kapitalistów z Osady do Zarządu Zakładów wprowadzono dwie osoby, które wpłynęły na powstanie tejże biblioteki – Albina Żbikowskiego oraz Tadeusza Popowskiego, krewnego przyszłej bibliotekarki, kierowniczki oraz zarządczyni - Teodory Popowskiej. Uzyskując zgodę na jej stworzenie maszyna ruszyła. Rozpoczęto mozolne kompletowanie księgozbioru oraz urządzanie lokalu. Cztery malutkie pokoiki w czynszowym domu przy ulicy Marchlewskiego musiały wystarczyć na bibliotekę, czytelnię oraz magazyn. Jakże znamiennym pozostaje fakt, iż założona w tym samym czasie biblioteka dla urzędników zajęła Resursę. Rozpoczynając działalność księgozbiór wynosił 2792 tomy, jednak już tego samego roku zakupiono kolejne 850 woluminów, a głównymi dostawcami zostali E.Wende i spółka, księgarnia Arcta, "Księgarnia Polska" J.Sikorskiej, a także księgarnia Gebethnera wszystkie z Warszawy. 
     Biblioteka udostępniała dzieła codziennie przez 3 godziny 55 minut z wyjątkiem niedziel oraz świąt. Korzystać z księgozbioru mogli jedynie pracownicy zakładów oraz uczniowie, ale biorąc pod uwagę fakt, iż w fabryce pracowało ponad 8 tysięcy osób, niewiele było tak naprawdę pozbawionych tego przywileju. Według źródeł historycznych początkowo kobiety stanowiły tylko około 30% czytelników, co spowodowane było zapewne wieloma obowiązkami domowymi, jakimi obciążone były one poza praca zawodową. Jak na prężnie rozwijającą się bibliotekę ilość nowych dzieł wzrastała bardzo szybko, a liczba korzystających z jej księgozbioru systematycznie rosła. Powstanie ogólnodostępnej biblioteki dawało spragnionym robotnikom dojście do dzieł literatury światowej, klasycznej tak różniącej się od książek w domowych bibliotekach, gdzie królowały podręczniki szkolne, książeczki do nabożeństwa, żywoty świętych czy nieliczne powieści przygodowe. Korzystanie z biblioteki było zasadniczo płatne, a jedynie uczniowie mogli nie ponosić tych wydatków. Biblioteka wspomagana była również stałym funduszem przeznaczonym na jej działalność, a pochodzącym z TAZŻ, co pozwalało na rozszerzenie księgozbioru oraz prenumerowanie prasy. 
   Znamiennym pozostaje fakt, iż biblioteka nie nabywała powieści sensacyjnych, które obecnie w ogromnej ilości zalewają kolejne półki wszystkich żyrardowskich bibliotek. Gros wypożyczeń stanowiły wówczas powieści obyczajowe, historyczne, podróżnicze oraz literatura dla młodzieży. Kolejnym przykładem zmiennych gustów i zapotrzebowań użytkowników jest fakt, iż około 85-90% wypożyczeń obejmowało literaturę piękną, zastąpioną dziś łatwo dostępną oraz wszechobecną, często wątpliwej jakości kulturotwórczej, książką sensacyjną, gdzie głęboki aspekt obyczajowy czy duchowy, został zastąpiony litrami krwi oraz coraz to wymyślniejszymi sposobami popełnianych zbrodni, przesiąkniętych ludzką tragedią zmarginalizowaną do taniej sensacji. 
 Wracając jednak do dzieł i ich autorów, jakie korzystający z biblioteki wypożyczali możemy wymienić m.in. Kraszewskiego, Orzeszkową, Sienkiewicza, Prusa, Żeromskiego, Reymonta, Mickiewicza, Kasprowicza, Konopnicką, Rodziewiczówną, Zapolską, Mniszkówną, Gąsiorowską, Londona, Verne'a, Kiplinga, Mayn-Reida, Cervantesa, Amicisa, Tołstoja, Hugo, Dumasa, Andersena, Stowe'a, Shakespeare'a, Dostojewskiego, Czechowa, Dickensa czy Maya. Ponadto korzystano z czasopism m.in „Mucha”, „Tygodnik Ilustrowany”, „Świat”, czy „Bluszcz”.
   Trudne lata I wojny światowej wpłynęły również na funkcjonowanie biblioteki. Wielu stałych czytelników opuściło miasto, a wiele dzieł zaginęło. Niemniej jednak funkcjonowała ona nadal. 
 Również lata XX-lecia międzywojennego odcisnęły swoje piętno na jej historii. Po przejęciu zakładów przez konsorcjum francuskie bibliotece bardzo zaczął doskwierać brak funduszy na jej funkcjonowanie oraz zakup nowych dzieł. Wkrótce z powodu trudnej sytuacji lokalowej zamknięto czytelnię, a na skutek wszechobecnej biedy i nędzy panującej w mieście, korzystanie z uroków literatury odeszło na daleki plan. Zmniejszała się liczba książek, a biblioteka czynna była tylko 3 razy w tygodniu przez 6 godzin. Na początku lat 30-tych odeszła znamienita bibliotekarka Teodora Popowska, a jej następczynią została Maria Bogołowska. Działania wyzyskiwaczy francuskich doprowadziły do sytuacji, kiedy w roku 1934 tylko 200 osób figurowało na liście korzystających.
   Wybuch kolejnej wojny również nie położył kresu jej istnienia, ba, już w 1943 roku zlikwidowano Bibliotekę Zrzeszenia Urzędników zlokalizowaną w Resursie, a cały jej księgozbiór przeniesiono do "fabrycznej". Z kierownictwa zrezygnowała pani Maria Bogołowska, na której miejsce mianowano Walerię Reichelt, a wkrótce kolejne panie zajmowały się jej funkcjonowaniem i działalnością (Eugenia Klotz D1/1/1 oraz Karolina Biedrzycka E2/3/4).
   Po zakończeniu działań wojennych bibliotekę przemianowano na Bibliotekę Związkową Zakładów Żyrardowskich Przemysłu Włókniarzy. Po 43 latach działalności w ciasnym domu czynszowym, w 1949 przeniesioną siedzibę do pałacyku w parku, następnie do pałacyku tyrolskiego, gdzie zaszczycali nas swoją obecnością Maria Dąbrowska, Melchior Wańkowicz, Edmund Niziurski, czy Lucjan Rudnicki. Pałacyk stał się ponadto miejscem spotkań ludzi wybitnych,  prozaików, poetów, czy publicystów. Ot choćby Jarosława Iwaszkiewicza. 
   Ostatnim etapem przemian tej sędziwej już ponad 100-latki było wchłonięcie jej przez Bibliotekę Miejską i dalsze funkcjonowanie do dzisiaj jako filia nr 6 przy ulicy 1-Maja 52 w dawnym budynku fabrycznym.