piątek, 21 lipca 2017

Epizod 151 - Dr Aleksander Szulc

Temat żyrardowskiej służby zdrowia to temat gorący i zawsze na czasie. Niekoniecznie z pozytywnego punktu widzenia. Mnogość specjalizacji i kierunków, wielu lekarzy, często niepochlebne o nich opinie. Tak niestety wygląda służba zdrowia w wielu miastach Polski. W tej sytuacji warto przypomnieć postacie dawnych medyków, którzy zapisali się w historii miasta jeśli nie złotymi zgłoskami to przynajmniej pozostawili na kartach historii Osady swoje ślady. Jednym z niezapomnianych i nieodżałowanych żyrardowskich lekarzy jest dr Aleksander Szulc, który praktykę w szpitalu rozpoczął w roku 1891 15-tego października od ambulatorium Zakładów Żyrardowskich. 
Dr. Aleksander Szulc urodził się w Warszawie w 1863 roku. W 1887 obronił tytuł na Uniwersytecie Warszawskim, aby następnie rozpocząć pracę w Katedrze Higieny. Kolejnym etapem przed pojawieniem się w Żyrardowie była asystentura w Klinice Chorób Wewnętrznych w Warszawie. Po pojawieniu się w Osadzie, przy bardzo szczupłej kadrze medyków otrzymał okulistykę oraz internę. Ponadto jako, że doskonale posługiwał się językiem niemieckim do jego obowiązków należała pomoc medyczna obcokrajowcom pracującym w zakładach. Wszak było ich zatrudnionych wielu na wyższych stanowiskach, czy to urzędniczych, kierowniczych, czy dyrektorskich. Dr Szulc jako osoba ambitna zaraz po przybyciu do Żyrardowa zajął się wraz z dr. W. Hay’em oraz dr A. Jawurkiem analizą i obserwacją stanu sanitarnego panującego w charakterystycznym środowisku robotniczym, co w efekcie końcowym przełożyło się na powstanie artykułu ogłoszonego w 1903 roku z „Zdrowiu” pt. „Cel i metodyka statystyki sanitarnej – Żyrardów pod względem sanitarno-statystycznym”. Przedstawia ona iście nowatorskie podejście. Przeanalizowane zostały przyczyny i liczebność zachorowań, liczebność zgonów oraz wysunięto wiele wniosków na temat ich przyczyn. Otóż wśród żyrardowskich robotników  prym zachorowań wiodły przypadłości związane z drogami oddechowymi (25,9%), narządów trawienia (21,2%), choroby zakaźne (12,3%)  a także chroby chirurgiczne (8,6%). Wynikało z tego, iż większość zachorowań związana była z trudnymi warunkami pracy. Zapylenie hal fabrycznych, duża wilgotność, zmiany temperatury, a do tego ciężkie warunki socjalne, przeładowanie mieszkań oraz niedożywienie i w ogóle fatalne odżywianie wpływały na zapadalność mieszkańców na często kończące się śmiercią powikłania.
Dr. Aleksander Szulc ponadto jako osoba mocno społeczna był członkiem i działaczem Towarzystwa „Wychowanie”, następcy zlikwidowanej w 1907 roku Macierzy Szkolnej, członkiem Rady Towarzystwa Wzajemnego Kredytu, które mieściło się w dzisiejszym banku. Po wybuchu I wojny światowej został członkiem założonego komitetu obywatelskiego prowadzącego m.in. cztery herbaciarnie, dwie jadalnie, dwa przytułki dla starszych osób. Podczas I wojny, po zamknięciu komitetu Obywatelskiego przez Niemców udzielał wsparcia miejskiej Radzie Opiekuńczej oraz obejmował stanowisko w Radzie Miasta podczas niemieckiej okupacji. Te jakże bogate życie zakończył 30 marca 1924 roku, a pochowany został na cmentarzu ewangelicko-augsburskim w Warszawie.

wtorek, 4 lipca 2017

Epizod 150 - Historia powstania osiedla Wschód

Mimo upływu lat Żyrardów nadal jest jednym z najgęściej zaludnionych miast w Polsce. Problem tkwi w powolnym rozszerzaniu granic miasta, a dokładnie w jej braku. Na około 14 km kw mieszka ponad 40 tysięcy osób co plasuje miasto na trzynastym miejscu w kraju. Nadal potrzebuje nowych terenów pod zabudowę mieszkaniową i tak myśleli również planujący inwestycje na przełomie lat 60-tych i 70-tych, kiedy to koncepcja budowy nowej dzielnicy mieszkaniowej nabierała kształtów.
Po wielu latach przygotowywania koncepcji, ich analiz i ustaleń, w styczniu 1974 roku w Osiedlowym Domu Kultury odbyło się posiedzenie Wojewódzkiej Komisji Urbanistyczno – Architektonicznej, na którym w końcu dokonano wyboru konkretnego planu utworzenia Północnej Dzielnicy Mieszkaniowej.
Ostatnim etapem była ocena dwóch projektów: inż. Danieli Biernat oraz inż. Z. Jońcy reprezentujących Miastoprojekt – Mazowsze. Ostatecznie zwyciężył projekt pani Biernat, osoby związanej z Żyrardowem, wszak pełniła ona jeszcze niedawno funkcje kierownika Pracowni Urbanistycznej w mieście. Opracowany projekt zakładał budowę na terenie 130 hektarów (ponad ośmiokrotnie większym terenie niż osiedle Żeromskiego) powstanie super dzielnicy mieszkaniowej dla 22 tysięcy mieszkańców. Materiały pod budowę miały pochodzić z Fabryki „Kestinga”, a samo osiedle miało nieco przypominać warszawskie Stegny. Ponad 40% zabudowy miały stanowić 11-piętrowe wysokościowce z windami, loggiami, bez jakże niepraktycznych ciemnych kuchni. Plan zakładał budowę zbiorczej telewizji, instalacji odprowadzających deszcz na dachach oraz instalację gazową we wszystkich lokalach.
Główną arterią przyszłej dzielnicy miała zostać ulica Izy Zielińskiej , która poprzez poszerzoną ulicę Piękną miała połączyć się z 1-go Maja i ułatwić dostęp do drogi wylotowej z miasta, a także połączenie z centrum. Nowatorskim podejściem było unikanie wewnętrznych ulic, a jedynie planowano doprowadzenie dróg dojazdowych do poszczególnych bloków. Miało to nadać nowemu osiedlu namiastkę prywatności, spokoju i możliwości wypoczynku bez uciążliwego ruchu samochodów pomiędzy budynkami. Plan obejmował również budowę kilkupiętrowych garaży na ponad tysiąc samochodów oraz centrum handlowe o powierzchni ponad 15 tysięcy m kw., czyli większe od warszawskich Warsa i Sawy razem wziętych. Koncepcja pani Biernat obejmowała również budowę wielu mniejszych punktów usługowo-handlowych, dwóch szkół, czterech przychodni, dwóch przedszkoli, trzech żłobków, sali widowiskowo-kinowej na tysiąc miejsc, domu kultury ze świetlicą, dwóch aptek, urzędu pocztowego oraz odrębnej centrali telefonicznej na pięć tysięcy numerów.
Tak wielkie przedsięwzięcie zaplanowano na wiele lat, a pierwszy etap budowy mieszkań dla pierwszych 6 tysięcy mieszkańców zaplanowano na lata 1974-1977. Plany jak widać były bardzo ambitne. Już w 1975 roku miano oddać do użytku pierwsze budynki, a Mazowieckie Przedsiębiorstwo Budownictwa Uprzemysłowionego nr 4 podobnież przygotowane było do wejścia na przyszły plac budowy już w 1974 roku.. 
Niestety jak to było w ówczesnych czasach wszystkie prace przeciągały się o kolejne miesiące i lata.
Problemem tamtych lat był pionowo rozbudowany system centralnych bądź resortowych limitów i przydziałów na niezbędne dla budownictwa materiały. Dysponowali nimi wojewodowie i prezes Centralnego Zarządu Budownictwa Mieszkaniowego. Tak więc dostępność zależała często od kontaktów i znajomości.
Na początku roku 1975 rozpoczęły się prace przygotowawcze pod budowę nowej, planowanej i niezbędnej dla rosnącego miasta Północnej Dzielnicy Mieszkaniowej mającej zapewnić w pierwszym etapie lokale dla 6 tysięcy nowych mieszkańców.
Roboty ziemne związane z uzbrajaniem terenu przebiegały bez zakłóceń. Wpierw Rejonowe Przedsiębiorstwo Melioracyjne z Sochaczewa wybudowało kanał odwadniający do odprowadzania wód gruntowych i deszczowych . Następnie przykryto go płytami. Wszak nowe osiedle powstawało na podmokłym i wilgotnym terenie dawnej wsi Teklinów, gdzie pomiędzy budowniczymi nowego osiedla przebiegały grunty rolne i pasły się krowy. Również Warszawskie Przedsiębiorstwo Robót Inżynieryjnych „Inżynieria” ułożyło instalację wodociągową. W planach była budowa do końca roku siedmiu bloków, sześciu 4-piętrowych oraz jednego wieżowca. Po koniec roku, we wrześniu, dobiegła końca budowa pierwszego bloku 4-piętrowego. Jednakże pierwszym budynkiem na osiedlu Wschód, który został oddany do użytku był pawilon przeznaczony na przedszkole pracowników Stelli/Poldresu.
Jakże dziwnym i osobliwym widokiem dla coraz częściej zapuszczających się w te tereny mieszkańców Żyrardowa musiał być stawiany w iście ekspresowym tempie drewniany pawilon zlokalizowany pośród szczerego pola, gdzie jeszcze na dobre nie wystygły uprawy i grunty orne sąsiadującego z miastem Teklinowa. Dopiero co, wytyczone przyszłe ulice, maszyny systematycznie badające grunt. Niedawno rozpoczęte prace pod budowę nowego osiedla mieszkaniowego „Północnej Dzielnicy Mieszkaniowej”.     
      Zanim powstał pierwszy blok mieszkalny tuż przy ulicy, nazwanej później od imienia najważniejszej osobistości dawnego Żyrardowa de Girarda, pojawił się parterowy pawilon, który wkrótce miał stać się siedzibą zakładowego przedszkola dla dzieci pracowników „Poldresu”.
     Pod koniec 1975 roku, w przeciągu kilkunastu dni, tylko czterech robotników zmontowało budynek o niebagatelnej kubaturze 3 tysięcy metrów sześciennych. Łatwość i szybkość wykonania ułatwiły materiały, z których go wykonano. Elementy drewnopochodne dostarczone przez Zakłady Stolarki Budowlanej „Stolbud” z Ciechanowa z założenia były łatwe do łączenia. Wykonany z płyt spilśnionych budynek, ocieplono oraz podłączono elektryczność używaną również do ogrzewania. Samo postawienie, w szczerym polu, trwało kilkanaście dni, jego wykończenie natomiast kilka miesięcy. Związane to było ze sporządzanymi przydziałami materiałów oraz odpowiedniego sprzętu. Mimo wszystko, szybkość wykonania i oddania do użytku była nad wyraz imponująca, jak na owe czasy, czasy permanentnych braków, braków niemalże wszystkiego.
     Na początku 1976 roku czterooddziałowe, zakładowe przedszkole dla około 120 dzieci pracowników Zakładów Oddzieżowych „Poldres” zostało oddane do użytku.
Krótka jest jednak jego historia. Dziś, niemalże 40 lat później, szczere pola Teklinowa zapełnione są blokami i wysokościowcami Osiedla Wschód czy Piękna.
      Po nie tak dawnym zakładowym przedszkolu, prócz zachowanych fotografii i wspomnień w pamięci dawnych wychowanków, nie pozostał żaden ślad. Miejsce zakładowego przedszkola zajął kolejny w mieście market.
      Ostatnimi laty teren świecił pustkami, ale nawet kiedy jeszcze rozpadający się już budynek stał wytrwale w dawnym miejscu, od wielu już lat jego ściany nie gościły najmłodszych mieszkańców miasta.
      Pawilon dogorywał i zapadał się w sobie, służąc do końca różnym celom usługowym. 

Rok 1976 rozpoczął się od wizyty wiceministra budownictwa Jerzego Brązerta, który wraz z członkiem KC PZPR Ireną Lipińską, Zofią Ładyńską, wojewodą skierniewickim Stanisławem Barańskim spotkali się z I sekretarzem KM PZPR Elżbietą Bakułą i prezydentem Piotrem Nowakiewiczem. Narada poświęcona została niewykonaniu planu 5-letniego i konieczności przyspieszenia działań na żyrardowskim rynku budownictwa społecznego, ale również handlowego i usługowego. W międzyczasie zorganizowano wybory do samorządu mieszkańców łączącego system polityczny, tworzenia pracy partyjnej w miejscu zamieszkania oraz samorządności ludzi pracy. Nadano im wówczas zadania w miejscu zamieszkania: kształtowanie socjalistycznych norm i zasad współżycia społecznego, organizowanie prac społecznych integrujących mieszkańców, rozwijanie działalności wychowawczej, organizowanie czasu wolnego dzieciom i młodzieży, otaczanie opieką ludzi starych oraz remonty budynków mieszkalnych. Ot cały socjalizm. We wrześniu 1976 roku oddano do użytku przedszkole. Pierwsze bloki trochę później. Permanentne opóźnienia w ich oddaniu, zmiany koncepcji osiedla, wykonawców wreszcie ustalenia z lokatorami, iż wspólnymi siłami wykończą mieszkania. Pretekstem  i przyczynkiem do pomocy mieszkańców była „Uchwała Nr 42 CZSBM”  pozwalają samym lokatorom wyszukiwanie lepszych, od dostępnych w standardzie materiałów wykończeniowych i wykonywanie prac w swoich lokalach. Pomoc przyszłych użytkowników przy wykończeniu mieszkań była wtedy bezcenna i niezbędna, ponieważ ówczesny rynek budowlany cierpiał na brak mocy w wykonawstwie wykończeniowym.
A to dopiero był początek. Walka nowych mieszkańców ze Spółdzielnią Mieszkaniową. Odsyłanie do wykonawcy, do podwykonawców. Nic nie dawało. Mieszkańcy co rusz zgłaszali usterki. A to krzywe ściany, odpadające tynki i wykładziny podłogowe, wadliwe przewody, nieszczelne drzwi i okna, częste  awarie w dostanie ciepłej wody, a do tego ogólny brud, brak koszy na śmieci, trawników. Brak chodników, wyrwy w ziemi. To wszystko musieli znosić pierwsi mieszkańcy nowego osiedla. Do sklepów daleko, a linii telefonicznej nie podciągnięto. Ponadto nikt nie kwapił się do zwrotu lokatorom poniesionych kosztów własnych w wykańczaniu mieszkań. Doprowadziło to do kłopotów z ich odbiorem. Taki niefart.
Pierwsi lokatorzy musieli radzić sobie w egipskich ciemnościach, uważając aby nie wpaść na pozostawione materiały budowlane, zwały gruzu czy uszkodzone fragmenty materiałów. 
Aby wyjść naprzeciw problemom mieszkańcy bloków 15 i 16 sami urządzili plac zabaw dla dzieci. Wyrównani teren, zainstalowali sprzęt dostarczony przez Spółdzielnię, przygotowali piaskownicę. Podobnie zachowali się mieszkańcy bloków 19 i 20. 
W roku 1976 przekazano 310 mieszkań, w 1977 – 300, w 1978 – ponad 450.
W roku 1978 na osiedlu powołano placówkę ORMO, która mieściła się w suterenie bloku nr 15. Komendantem został Ryszard Szymański. Wkrótce również dla rozrastającego się osiedla założono oddział pocztowy UPT – Żyrardów -5. Znajdował się on w mieszkaniu M-4 na piętrze bloku przy I. Zielińskiej 16 na wprost ulicy Pięknej. Jak zwykle w takich sytuacjach w otwarciu uczestniczyli sami notable, prezydent Piotr Myszkowski, sekreterze KM PZPR Jerzy Lasota i Józef Marchewa, dyrektor wojewódzkiego urzędu pocztowego i inne znamienite osoby. Naczelnikiem została mieszkanka osiedla Krystyna Piórczyk, a oddział czynny był od 8-18 i świadczył  usługi w pełnym zakresie. Przyjmowanie listów, telegramów, paczek, wpłaty i wypłaty PKO, a nawet międzymiastowe rozmowy telefoniczne. Pierwszym klientem została  pani Krystyna Kucharska.
   
Samej realizacji osiedla towarzyszyła olbrzymia presja ze strony tak władz jak i zakładów przemysłowych. Spowodowane zostało to wspieraniem budownictwa przez Państwo i partycypacją w 90% kosztów budowy lokali. Każdy chciał wobec tego uzyskać swoje własne cztery kąty.
Budowa i realizacja zakończyła się w roku 1981 dzięki czemu powstało nowe  osiedle mieszkaniowe „Wschód” z 24 budynkami mieszkalnymi i 1158 lokalami, co średnio zapewniło mieszkania dla 4500 mieszkańców. Jak to się miało do planowanych 22 tysięcy? Cóż.
30 procent lokali znajdowało się w jedenastokondygnacyjnych wieżowcach, pierwszych w mieście. Spowodowało to ciekawy proceder wśród mieszkańców. Wycieczki na nowe osiedle skupiały się głównie na rekreacyjnej jeździe windami, a chętnych na przejażdżki było wielu.
Po zakończeniu budowy zaczęły wychodzić mankamenty budownictwa mieszkaniowego przełomu dekad. Nie trzeba było długo czekać, aby zaczęły ujawniać się w szerokim zakresie, wady budowlane. Przemarzanie ścian wielkopłytowych systemu WK-70 spowodowane ich słabą izolacją wewnętrzną, korodowanie i pękanie blaszanych grzejników panelowych, czy wydzielanie się substancji toksycznych w lokalach, zagrzybione ściany, w lato duszno, zimą zimno i  w wielu przypadkach ciągnie się to do dnia dzisiejszego.
Nie zapomniano jednak o potrzebach kulturalno-oświatowych mieszkańców. W dniu 12 czerwca 1992 r. oddano na tę  działalność w PDM nowy obiekt, Klub Osiedlowy „KOLIBER”, adaptowany w budynku po byłej kotłowni lokalnej. To była druga tej rangi placówka kulturalna w spółdzielni żyrardowskiej.

Do budowy osiedla użyto płyt systemu Wk-70, który był udoskonaloną formą W-70. Stropowe płyty kanałowe miały już nie 22, a 16 cm grubości i były pełne. Do ich produkcji stosowano zakupione w RFN specjalne linie produkcyjne. Dla Wk-70 charakterystyczne były żelbetowe, poprzeczne ściany nośne o grubości 15 cm, stawiane w odległości od 2,40 do 6 m, oraz trójwarstwowe ściany zewnętrzne (nośne i osłonowe) z wewnętrzną izolacją z wełny mineralnej.  W tej technologii powstało w sumie około 20 proc. bloków w Polsce. Był to system otwarty, którego wielkim pozytywem była możliwość swobodniejszego projektowania wnętrz, ponieważ nie wszystkie ściany było nośnymi. W odmianie Wk-70 wprowadzono dodatkową rozpiętość stropów - 300 cm, dodatkową wysokość kondygnacji - 330 cm., zrezygnowano z rozwiązania ścian zewnętrznych wykonanych z keramzytobetonu.
Przed wielką płytą otworzyły się nowe, nieznane wcześniej możliwości. Realizacji programu budownictwa wielkopłytowego służyć miały wielkie wytwórnie prefabrykatów – tzw. fabryki domów – których w roku 1980 było w całej Polsce 150.
Mankamenty wielkiej płyty są oczywiste– zarówno estetyczna jak i energetyczne. Dodatkowo bloki budowane były często z wykorzystaniem materiałów szkodliwych dla zdrowia – np. azbestu, a nieocieplona wielka płyta miała– w porównaniu z innymi materiałami budowlanymi – bardzo dużą przenikalność cieplną, tak że koszty ogrzewania takich budynków były bardzo duże. 
Sytuację pogarszał fakt, że w niektórych „fabrykach domów” nie przestrzegano technologii produkcji, przyspieszając „dojrzewanie” betonu poprzez nadmierne ogrzewanie. Co prawda, nie pogarszało to wytrzymałości produkowanych elementów, ale uszkadzało (topiło) wewnętrzną warstwę izolacji cieplnej, w którą były wyposażone płyty montowane jako ściany zewnętrzne. Już w czasie pierwszej zimy po oddaniu takich domów do użytku okazywało się, że niektóre z ich ścian przemarzają. 
Jednak lata mijają, a osiedle Wschód jak stało  tak stoi. Wokół niego powstały kolejne  żyrardowskie osiedla zlewając się ze Wschodem w jedną całość. Super osiedle mieszkaniowe.

sobota, 1 lipca 2017

Epizod 149 - Żyrardowskie restauracje czasów PRL

W latach 50-tych XX wieku restauracje w mieście podlegały pod Żyrardowskie Zakłady Gastronomiczne pod dyrekcją pana Łuczyńskiego. Prowadziły one sześć jednostek typu gastronomicznego: trzy restauracje oraz jeden bar mleczny w Żyrardowie, a także restaurację i bar w Pruszkowie. Ponadto podlegały  pod nie bufet przy stacji PKS oraz obwoźna sprzedaż artykułów konsumpcyjnych.
Po dziś dzień mieszkańcy miasta z sentymentem wspominają te jakże charakterystyczne miejsca spotkań, organizowanych imprez czy smak deserów serwowanych przez żyrardowskie restaurację i kawiarnie.
Zaprezentowany w lokalnej gazecie ranking żyrardowskich restauracji z  1960 roku doskonale odzwierciedla jakie zdanie o nich miała lokalna społeczność. I – Dworcowa, II – Przystanek, III – Popularna, IV – Syrenka.
Dopiero generalny remont i zmiana w 1965 roku przeznaczenia Popularnej wywindował jej następczynię, czyli Miłą na szczyt, na którym pozostała do końca swojej działalności. 
Charakterystyczne były również bony konsumpcyjne. W 1960 roku udostępniano je w kwocie 10 zł. Obowiązywały po 18-tej, w dniach kiedy grała orkiestra. Podyktowane to zostało względami handlowymi i porządkowymi. Ponieważ młodzież siedziała często wiele godzin nad butelką oranżady zajmując miejsca tym, którzy chcieli zostawić więcej grosza. 

Spacer po Żyrardowie sprzed ponad 60-ciu lat rozpoczniemy od jednej z najstarszych restauracji, a mianowicie „Dworcowej”.

DWORCOWA

Mieściła się ona w narożnym budynku przy skrzyżowaniu ulic H. Sienkiewicza oraz P.O.W. w miejscu gdzie dziś zlokalizowana jest kwiaciarnia pani Hanny Kuczyńskiej, sklep Edvans Bis Pani Bożeny Kowalskiej oraz siedziba PZU, dokładnie pod adresem H. Sienkeiwicza 2. Wejście znajdowało się dokładnie gdzie obecnie wejście do kwiaciarni. Po wynajęciu lokali od PGM, wspomina pani Bożena, „ściany wyłożone były i nadal są białymi płytkami od ziemi prawie po sufit, więc przypuszczalnie była tam kuchnia restauracji. W kolejnym pomieszczeniu (zapleczu) zastaliśmy wmurowane w ściany ciężkie szyny z hakami, na których najpewniej wieszano połówki świniaka bądź inne mięso.  Dostawy produktów potrzebnych do gotowania według mnie odbywały się przez drzwi od podwórka i wnoszone były przez zaplecze. Od strony podwórka drzwi jeszcze istnieją. Co jeszcze było dziwnego? Półokrągłe betonowe schody sięgające prawie do połowy obecnego sklepu. Wracam teraz do głównego wejścia restauracji - sala do konsumpcji była wąska i długa, czyli kolejne lokale w których teraz są sklepy należały do Dworcowej”. Również w budynku dzisiejszej kwiaciarni, według relacji pani Kuczyńskiej, „na zapleczu do tej pory znajduję się stary, żeliwny zlew, dwie metalowe szafki, nawet ciężkie żelazne krzesło się ostało ( teraz to już zabytek). Na wspomnianym zapleczu, podobno przygotowywało się półprodukty do obiadów np.  obieranie ziemniaków, czy włoszczyzny. Wspomnę jeszcze o wentylatorze wielkim jak silnik samolotowy, to z niego wydostawały się zapachy i cała okolica wiedziała jakie jest danie dnia, a wiem co mówię, bo od dziecka mieszkałam na ul. H. Sienkiewicza pod 1-ką. Do Dworcowej chodziłam na pomidorową”.  W sali do konsumpcji dziś znajduje się oddział PZU, a obok ksero. W miejscu kwiaciarni był bufet i szatnia”. 
Żyrardowskie restauracje od początku okresu PRL budziły zastrzeżenia co do menu, wystroju, porządku i klienteli. I tak to praktycznie przez wiele dziesięcioleci opisuje najstarszy żyrardowski tygodnik „Życie Żyrardowa” . Bardzo rzadko wypływały jakieś pozytywne informacje, a sprawy budzące zastrzeżenia co rusz pojawiały się na jego łamach. Doprowadziło to m.in. w latach 60-tych do  wprowadzenia zakazu sprzedaży wódki i napojów alkoholowych, wszak była to wówczas restauracja II kategorii.  Kolejną kluczową zmianą w Dworcowej było przekształcenie w latach 70-tych, w godzinach przedpołudniowych, na bar mleczny. W 1976 roku przeprowadzono generalny remont związany ze zmianą gospodarza na WSS Społem. Zamontowano kinkiety, pomalowano ściany, położono lentex i boazerię. Pomalowano również okna. Nad zmianami pieczę sprawowała ówczesny kierownik pani Stanisława Bulejak. Przejęcie od Łódzkich Zakładów Gastronomicznych wiązało się po prostu z ich likwidacją, a lokal w momencie przejęcia był w katastrofalnym stanie. Zaniedbany ze znacznymi ubytkami w podstawowym wyposażeniu. Po remoncie pozostał nadal lokalem III kategorii.
W 1992 roku w części została założona kwiaciarnia, która funkcjonuje do dnia dzisiejszego.

PRZYSTANEK

Kolejną żyrardowską restauracją czasów PRL jest osławiony „Przystanek” znajdujący się przy ulicy 1-go Maja 74 w piętrowym budynku wciśniętym pomiędzy wyższych sąsiadów. Do 1957 w drewnianej przybudówce znajdowała się sala dansingowa zburzona pod budowę sąsiedniego bloku mieszkalnego. W 1960 roku przeprowadzono remont, po którym „Przystanek” funkcjonował jako restauracjo/kawiarnia. Po prawej od wejścia był bufet i dwie sale restauracyjne, po lewej sala restauracyjna oraz kącik kawiarniany. Wszystko zostało zaprojektowane przez  pana Janusza Szymczaka.
Po kolejnym remoncie w 1977 roku wygospodarowano dodatkowe 26 m kw na magazyn dla bufetu, ułożono lentex i posadzkę na podłodze. Zmieniono również wystrój.  Kwiaty, firanki, zasłony, obrusy na stoliki oraz nowy gospodarz, czyli  WSS Społem, które przejęło również Dworcową od ŁPG. Kierowniczką mianowano wówczas panią Wacławę Steczkowską.
Pani Bożena Skopińska wspomina „tam gdzie teraz jest szewc była szatnia i ubikacja dla pracowników Przystanku a cała kuchnia była po lewo jak się wchodziło do Przystanku/ okna z kuchni wychodziły na podwórko od Waryńskiego/ i po lewej stronie był bufet a w nim urocza uśmiechnięta Basia i Wiesia Horska”. Zdzisław Pasek wspomina tamte czasy tak: „Po wejściu po prawej była szatnia na wprost WC po lewej sala (a może dwie) po prawej sala z bufetem a dalej druga sala z okienkiem do wydawania posiłków i pomieszczeniem dla personelu”.
 Pani Bożena Kowalska doskonale pamięta „Przystanek” z zewnątrz. „Okna były inne  wielgachne i chyba metalowe futryny”.
W latach 70- właścicielem było Łódzkie Przedsiębiortwo Gastronomiczne Po ich rozwiązaniu i likwidacji w 1976 roku  lokale zostały przejęte przez WSS. Zniszczone i zaniedbane, a przez lokalną prasę uważane za jedne z najgorszych w kraju. Braki lokalowe i techniczne, marne wyposażenie. Nowy właściciel zabrał się za kolejny lokal od podstaw. Wymiana podłóg, sprzętu kuchannego, braki w wyposażeniu i sztućcach zostały uzupełnione. Zakupiono również nowy bojler. I tak funkcjonował on do przełomu lat  90- tych. Nowa Polska skutecznie zamknęła kolejną kultową restauracje żyrardowskiego PRL-u. 

Również bar mleczny otrzymał zarządzenie o wprowadzeniu szerszego menu. Kiełbasa na gorąco, bigos. W okresie letnim otwarte zostały ogródki przy stacji PKS z wodą sodową, lody kawa ciastka. Czynny 6-20.  Zlikwodiwany w 1961 rok u i zamieniony na dwa sklepy. Jego funkcje przejęła Popularna. Jedna to nibyło to. Brakowało dań mlecznych, a chętni na zjedzenie makaronu z mlekiem mogli tylko do 13-stej. Zlikwidowano z podoby defecytu i strat.  
W latach 70-tych sylwester był organizowany w Adrii i Miłej



POPULARNY / MIŁA

W dawnej  kamienicy Krastyna, przy ulicy 1-go Maja 25  znajdowała się chyba najbardziej znana i renomowana restauracja, a później kawiarnia czyli „Miła”, która przed 1965 rokiem funkcjonowała jako „Popularna”. Zanim Popularna stałą się „Miłą” już w 1960 wprowadzono menu dietetyczne w systemie abonamentowym oraz przejęła  ona częściowo funkcje zlikwidowanego baru mlecznego. W 1961 roku, po remoncie, położono nowe posadzki, odnowiono bufet, na stołach pojawiły się wazony i popielniczki. Nowym kierownikiem została pani Leśniewska.
Już wkrótce, po artykule w Życiu Żyrardowa, które trzymało rękę na pulsie, dodano do menu zsiadłe mleko, ziemniaki z jajkiem i szpinakiem oraz kompot z rabarbaru.
W 1962 roku podawano nawet potrawy dietetyczne dla chorych na  dolegliwości żołądkowe, jelit, wątroby, dróg żółciowych, pęcherzyka żółciowego, nerek czy układu krążenia. Wszystko oczywiście abonamentowo.
Wejście do lokalu znajdowało się w miejscu dzisiejszego sklepu AGD/oświetlenie. Do lokalu prowadziło wąskie wejście z szatnią tuż obok. Dalej obszerna sala barowa, a ostatnia sala była z oknem wychodzącym na podwórze. 

W 1965 roku Popularną zmieniono na Miłą. Powstała kawiarnia o trzech pomieszczeniach, bufet obok szatnia, dwie sale konsumpcyjne, a także nowa oprawa plastyczna wykonana przez Tadeusza Sobolewskiego, podłogi wyłożono dywanami. Funkcjonowała wówczas jako lokal II kategorii pod kierownictwem pani Jadwigi Guzik. 
Podawano tam  kremy, koktajle mleczno - owocowe oraz alkohole.
W 1969 roku odnowiono Miłą.Nowe stoliki, krzesła, kotary. Zlikwidowano wówczas bony konsumpcyjne o wartości  10 zł, które wprowadzono kilka wcześniej.
Mieszkańcy wspominają również szafę grającą, gdzie dzieci ciągnęły rodziców, aby uruchomić ją wrzucając przysłowiowy grosik. „Miłą” z lat 70-tych wspominają mieszkańcy miasta. „Na wagary też chodziło się do Miłej, gdzie za pięć złotych można było zamówić galaretkę i herbatę”.
Wiele ciekawych wspomnień dotyczących zwłaszcza serwowanych deserów przytacza pan Krzysztof Mierzejewski. „W Miłej dużym powodzeniem cieszył się krem sułtański - bita śmietana posypana bakaliami i czekoladą, wspaniały kruszon oraz zamawiany często gdy nie było kasy dla „nabycia prawa siedzenia przez kilka godzin w towarzystwie (często przy zestawionych 2 stolikach) napój firmowy - woda osłodzona zabarwiona na żółto z plasterkiem cytryny kosztująca niewiele ponad 1 zł. Wina lat 60- tych w „Miłej” to sprzedawane także na lampki wermouthy m.innymi Mistella, Magnolia, Lacrima i Istra, a dla smakoszy win czerwonych Egri Bicawer i Egri Burgundi.
Były premier dodaje ”pamiętajmy o węgierskim Rieslingu. Butelka kosztowała 37 zł., ale można było pić na lampki”.
W 1975 ajentem Miłej została warszawianka pani Barbara Antczak wprowadzając zmiany. Nadano lokalowi trochę intymności poprzez postawienie szykan. Do menu dodano mieszanki owocowe, z bakaliami oraz kawę o nazwie „Jedyna”, pozostając nadal lokalem II kategorii czynnym od 11 do 24.


SYRENKA


W niewielkiej odległości od „Miłej” przy ulicy 1-go Maja 13 ulokowała się wiele lat wcześniej kolejna restauracja „Gospoda Inwalidów”  znana lepiej pod nazwą „Syrenka”, która wśród mieszkańców Żyrardowa budziła tylko jedno uczucie. Speluna. Fakt ten najpewniej odnosi się do wyglądu i klienteli lat 70-tych, natomiast zgodnie z faktami zaczerpniętymi ze skarbnicy wiedzy o żyrardowskich restauracjach, czyli „Życiu Żyrardowa”, we wcześniejszych latach nie odstawała ona asortymentem, jakością obsługi czy bywalcami od innych lokali.

Zlokalizowana była w sąsiedztwie Banku, w piętrowej kamienicy, gdzie dziś znajduje się sklepy z farbami i oknami. 
Początkowo były tam trzy sale. Pierwsza zaraz po wejściu, druga w głębi a trzecia po lewej stronie od wejścia.
W roku 1960 przeprowadzono remont. Wygospodarowano miejsce na 4 dodatkowe stoliki, poszerzono wejście, ściany pomalowano na pastelowo, zmieniono oświetlenie i bufet. Właścicielem była Spółdzielnia Inwalidów, od której Syrenkę nieskutecznie przez wiele lat chciało przejąć MHM. 
W 1976 roku wybór dań był podobny do większych restauracji żyrardowskich.
Koniec lat 70-tych to niestety powolny upadek lokalu. Wieczny brud i smród, a za WC służyła brama obok. Jeżeli ktoś nie obeznany z miejscem i stałymi klientami chciał zgubić portfel lub nabić sobie guza to było właściwe miejsce – tak wspomina to miejsce pan Zdzisław Pasek.

Mimo tak niepochlebnym opinii zapewne uśmiech na ustach wielu wzbudzi informacja zawarta w lokalnej gazecie informująca o odwiedzinach mieszkańca Wielkiej Brytanii w naszym skromnym  mieście.


ADRIA

W zupełnie innej części miasta, na parterze nowo wybudowanego w latach 70-tych bloku mieszkalnego, swoje lokum otworzyła restauracja Adria. Od początku jej przeznaczeniem była wg wiedzy pana Mierzejewskiego z prawdziwego zdarzenia restauracja wyższej kategorii, jakiej do początku lat 70-tych brakowało w Żyrardowie. Pan Krzysztof Mierzejewski tak wspomina ten lokal „ Jak na owe czasy była ona ciekawie zaprojektowana z zacisznymi lożami wokół głównej sali konsumpcyjnej oraz z parkietem tanecznym, bowiem na początku jej funkcjonowania odbywały się tam kilka razy w tygodniu dancingi. Niestety właśnie one jak też głośne zachowanie opuszczających lokal w nocy, rozbawionych gości powodowały protesty mieszkańców bloku i przyczyniły się do zmiany przeznaczenia lokalu najpierw na stołówkę zakładową chyba Stelli a później bank PKO”. Faktem jest, iż jak to wówczas bywało lokal zdatny i reprezentacyjny był tylko na początkowe swojej działalności. Już po kilku latach funkcjonowania częste kontrole sanepidu próbowały zmienić pogarszający się stan sanitarny.
Pan Bogdan Kwaśkiewicz wspomina, iż jedyny neon był nad Adrią tj. na dachu bloku.



SŁONECZNA

Ostatnią z kultowych restauracji  Żyrardowa czasów PRL była niewielka lokalowo „Słoneczna”, otwarta w 1980 roku na piętrze pawilonu rzemieślników. Ajentem został dawny ajent „Miłej” pan Zbigniew Kwiatkowski. Serwowano tam  m.in. serniki na zimno oraz desery wg własnych receptur.
Ciekawym tematem  jest powstanie pawilonu gdzie mieściła się restauracja. Otóż był to pawilon własny środowiska rzemieślniczego, na którego budowę miasto dało teren. Dokumentację opracował A. Potrzebowski. Budowano go dwa lata systemem gospodarczym. Na 660 m kw zlokalizowano dziesięć zakładów i warsztatów. Na piętrze siedzibę swoją miała pracownia krawiecka Janiny Kucharskiej, zakład złotniczy Ryszarda Lange, warsztat naprawy maszyn biurowych Andrzeja Grzechocińskiego. W dwóch pomieszczeniach mieściła się cukiernia Bogdana Klepacza, obok salon fryzjerski pani Dukicz, fotograf Walery Zarakowski, zegarmistrz Krzysztof Tupczyński, kaletnik Marian Adamus oraz krawiec Kazimierz Zagalski.
Wyprawy do „Słonecznej” wspomina pani Agnieszka Michalska „Chodziłam tam do cioci Grażynki na ciasteczko albo klasyk owoce bita śmietana i kolorowa galaretka w kostkę i bilard na wprost wejścia. 
Według informacji pana Krzysztofa Kwiatkowskigo charakterystycznym widokiem była prawie zawsze grupka taksówkarzy tłoczących się przy fliperze i grających na pieniądze. Czasami poker po zamknięciu kawiarni.


PIETREK

Żyrardów to jednak nie tylko wymienione lokale. To również znany w latach 60-tych i 70-tych „Pietrek” zlokalizowany w podziemiach Domu Ludowego. Otwarty został z wielką pompą w 1962 roku. Nowoczesne stoliki, sufit nabijany kołkami pomysłu pana Szymczaka, a w wykonaniu wystroju pomagały dziewczęta z Odzieżówki oraz Pończoszarni. 
 Z założenia miała to nie być zwykła restauracja czy kawiarnia. Raczej miejsce spotkań młodzieży. Z tego też względu organizowano tam  potańcówy, imprezy, a także różnego rodzaju koła.
Organizowano tam Sylwestra, był Jazz Club , czy klub filmowy. Niestety i tym razem nie ominęły go zniszczenia i brak dbałości użytkowników.  Po kilku latach, w 1967 roku,  po remoncie funkcjonował jako placówka MDK. Zamontowano nowe meble, radiofonizację, gumolit na podłodze, bilard, telewizor,  czy samoobsługową kawiarenkę. W połowie lat 70-tych zniknął z planu miasta. W 1975 roku z piwnicach MDK gdzie był kiedyś Pietrek zainstalowano automaty do gry dostarczone przez Zjednoczone Przedsiębiorstwo Rozrywkowe. 

KAWIARNIA MDK

Dużo dłużej przetrwała kawiarnia MDK, gdzie w każdą niedzielę o 17.00 rozpoczynały się tańce. Tam też można było napić się białego wytrawnego wina. Mieszkańcy z sentymentem wspominają dancingi w MDK, na które kupowało się wejściówki cieszące się popularnością tak dużą, że przy szatni zawsze stało kilka par oczekujących na zwolnienie miejsc przy okrągłym, metalowym pokrytym szkłem stoliku. Orkiestra grająca standardy rozrywkowej muzyki tanecznej zlokalizowana była na podeście pod oknem po prawej stronie od wejścia na salę. Po tygodniu wieczorów przy muzyce w Pietrku była to fajna, nieco bardziej dorosła propozycja rozrywki dla klubowych par oraz młodych (lecz nie tylko) małżeństw – wspomina pan Krzysztof Mierzejewski.
zlokalizowana w Miejskim Domu Kultury. Było to równoległe z Pietrkiem miejsce spotkań młodzieży z tym , że można tam było wypić kawę, oranżadę, piwo czy tez zjeść ciastko, wspólnie obejrzeć transmisję z meczu piłkarskiego w salce telewizyjnej zlokalizowanej nw końcu sali kawiarnianej i znów przejść na resztę wieczoru do klubu Pietrek.Salka telewizyjna za kawiarnią w określone dni tygodnia była miejscem spotkań i rozgrywek znanych w całym kraju żyrardowskich brydżystów. Mówiąc o kawiarni MDK trzeba wspomnieć także o tym że od maja do końca okresu letniego przed oknami kawiarni na całej szerokości chodnika powstawał ogródek wypełniony stolikami z parasolami. Sala kawiarni ziała wtedy pustką i w ogródku rozkwitało życie towarzyskie młodzieży przy muzyce ( i nie tylko  płynącej z głośników wystawionych w kawiarnianych oknach.

Żyrardów czasów PRL to jednak nie tylko te kultowe miejsca spotkań.  Bar Kasia na 1-go Maja gdzie dziś znajduje się biuro podróży, konsum we wnęce,  czy bar mleczny obok kina „Słońce” w miejscu dzisiejszej kwiaciarni, a wcześniej piekarni. Nie możemy zapominać również o stołówce zakładowej Caro obok Resursy, ale to miejsce typowo obiadowe.
Wspomnienia mieszkańców to nie tylko posiłki i atmosfera. To również czatujący pod oknami nauczyciele czy to z liceum, czy elektryka oraz  trójki klasowe rodziców dzieci z LO i uwielbiany dyrektor z lornetką przechadzający się po ulicach miasta i wizytowujący także Miłą po 21 by przypomnieć uczniom ogólniaka gdzie o tej porze być powinni.

Odrębnym tematem, który warto poruszyć jest dostępne menu.  
MENU

Lata 60-te XX wieku to według relacji żyrardowskich dziennikarzy  schabowy, pieczeń wieprzowa, żeberka. Od święta dostępne były pierogi z serem, jajka ze szpinakiem, filet z dorsza, pomidorowa z ryżem, fasolowa, krupnik, ogórkowa, żurek, czy barszcz.
W latach 70-tych „Dworcowa” i „Przystanek” w dostępnej ofercie miały filet z morszczuka, kurczaka pieczonego, paszteciki z jaj, jajko sadzone, omlet, kopytka, naleśniki, krupnik na podrobach, kapuśniak, zalewajkę, roztrzepańca, ryż na mleku, zupę jabłkową, marchew zasmażaną, kapustę kiszoną, śledzia w oleju, jajka w majonezie, kiełbasę, sałatkę z pomidorów, naleśniki z serem, mizerię, czy galaretki owocowe. Ale można było zamówić również omlet po flamandzku, zrazy rybne, pyzy, placki, desery, dania rybne. 
Trochę inaczej przedstawiają tamte czasy i własne wybory mieszkańcy miasta. Pani Jolanta Zielinski wspomina: „do „Przystanku” chodziłam z banką po zupę pomidorową, ogorkową i fasolową”.
Pani Elżbieta Simińska tamte dni pamięta tak „do restauracji Dworcowej chodzilam na pyszne buraczki, jarzynkę, z kotletem mielonym i ziemniakami.
Do Przystanku na pyszną zupę pomidorową, a do kawiarni Miłej chodzilam na kremy, lody i galaretki owocowe, lampkę wina.
Do baru mlecznego Syrenka chodzilam na pyszne zupy, pracowała tam moja ciocia.
Jak widać wspomnienia mieszkańców miasta nie rozmyły się w pamięci   a rozmowy przeprowadzone niejednokrotnie wzbudziły dawne uczucia, sentyment, a czasem żal za minionymi latami.

Chciałbym serdecznie podziękować i podkreślić, iż artykuł nigdy by nie powstał, gdyby nie bezinteresowna pomoc mieszkańców Żyrardowa. Kolejność podziekowań  jest losowa.
W szczególności kieruję je do Bożeny Kowalskiej, Bożeny Skopińskiej, Krzysztofa Mierzejewskiego, Anny Grzegółki, Edwarda Lasockiego, Agnieszki Michalskiej, Hanny Kuczyńskiej, Krzysztofa Kwiatkowskiego, Elżbiety Simińskiej, Zdzisława Paska, Ryszarda Kowalskiego, Jolanty Zielinski, Anny Niewiadomskiej, byłego premiera Leszka Millera oraz Bogdana Kwaśkiewicza.
Dziękuję. To Wasz artykuł.

D.S.

czwartek, 8 czerwca 2017

Epizod 148 - Morderstwo za 300 złotych

Niespełna pięć miesięcy po morderstwie popełnionym na ulicy 16-tego stycznia przez Denocha i Piątkowskiego, z których ten pierwszy został skazany na karę śmierci, ponownie mieszkańcami Żyrardowa wstrząsa nowa zbrodnia. Około godziny 2 w nocy 31 stycznia 1968 roku dzielnicowy patrolujący osiedle S. Żeromskiego natyka się na zmasakrowane i zakrwawione ciało mężczyzny, a wezwany na miejsce lekarz stwierdza zgon.
 Szybko udaje się ustalić, iż do śmierci denata przyczyniły się na pewno osoby trzecie. Kieszenie zostały opróżnione, ale mimo braku dokumentów bardzo sprawnie udało się ustalić, iż osobą zamordowaną jest Tadeusz Łagutko, 45-letni pracownik Zakładów Żyrardowskich. Komendant Milicji Obywatelskiej Jan Murdzoń oraz ppor T. Smoliński w trakcie dochodzenia ustalają przebieg zdarzeń i już po kilku godzinach zatrzymują Artura Jankowskiego, 24 latka z Nowej Wsi. Mimo braku świadków oraz braku pomocy od mieszkańców pobliskich domów udał się powiązać Jankowskiego z morderstwem. Otóż po rozpoznaniu wszystkich miejsc, gdzie w Żyrardowie spotyka się półświatek wytypowano restaurację „Przystanek”, z której to w godzinach wieczornych poprzedniego dnia wyszło dwóch klientów nie płacąc za rachunek opiewający na 180 złotych. Jeden z nich zostawił w zastaw swój dowód osobisty. W trakcie śledztwa ustalono, iż morderca, a rzeczywiście był nim Jankowski upatrzył sobie ofiarę jako osobę, którą obrabuje i spłaci rachunek. Początkowo mimo, znalezienia u podejrzanego portfela denata, Jankowski szedł w zaparte oskarżając przy tym pozostałych współtowarzyszy zeszło wieczornej popijawy. Jednak fakty mówiły same za siebie. Zrabowane 300 złotych miało posłużyć jako spłata rachunku, a część nawet przekazał koledze, u którego nocował.
Całe zło miało swój początek poprzedniego dnia, kiedy to morderca przybył do Żyrardowa około godziny 15-stej, początkowo tylko do fryzjera. Spotkał jednak na dworcu dawno niewidzianego kolegę Krzysztofa S. W pobliskiej restauracji „Dworcowa” spotkali kolejnego znajomego Krzysztofa W. Pierwsze pół litra czystej staje się preludium do przyszłych czynów. Krzysztof W. odjeżdża, natomiast pozostała dwójka przenosi się do „Przystanku”, gdzie około 19-stej spotykają kolejnych znajomych Tadeusza G, Wiesława S. i Alicję P. Tu wypijają kolejne butelki wódki.  Spotkany na dworcu Krzysztof S. na prośbę Jankowskiego oddaje klucze do mieszkania. Około 22 Tadeusz G. opuszcza lokal. Pozostali jednak nie maja czym zapłacić. I tu niefortunnie pojawia się przyszła ofiara, która ponoć płaci rachunek 100 złotówką zwracając uwagę pijanego Jankowskiego. Jankowski zostawia dokument, wychodzi i zaczyna śledzić nic nieprzeczuwającego Łagutkę, który jeszcze po drodze wstępuje do Kantoru po delegację. Następnie skręca w S. Żeromskiego, aby po kilku metrach wejść na ścieżkę w kierunku bloków. Tutaj Jankowski napada na ofiarę. Zadaje jej cios w głowę, a następnie kopie po twarzy. Obrabowwuje umierającego i jak gdyby nigdy nic idzie przenocować do Krzysztofa S. na ulicę Bratnią. Pobity Łagutko zadławia się krwią i umiera. Późniejsze oględziny pokazują koszmarny obraz obrażeń. Wielokrotne złamanie nosa, wyłuszczenia gałki ocznej oraz inne poważne obrażenia ciała.
Pojmany rano podczas próby uregulowania rachunku zapiera się swojej winy. Na ławie oskarżonych Jankowski tłumaczy się i obwinia innych innych uczestników tego feralnie spotkania. Jednak sąd jest nieubłagalny. Skazuje go na dożywotni pobyt w więzieniu i dożywotnie pozbawienie praw publicznych zwłaszcza, że Jankowski jak się okazał już wcześniej pobił i okradł swojego krewnego. I wtedy tylko postawa matki zbira, która oddała zrabowane pieniądze poszkodowanemu  i uprosiła aby ten nie informował milicji. Jak widać to wszystko tylko rozochociło  i doprowadziło jeszcze większej tragedii.

środa, 31 maja 2017

Epizod 147 - Centralny plac Żyrardowa

W ostatnich latach Plac Św. Jana Pawła II stał się miejscem centralnym na mapie 
kulturalnej Żyrardowa. Ten jakże zasłużony fragment dawnej osady w końcu  doczekał się 
zagospodarowania goszcząc rzesze mieszkańców, czy to na festynach, zlotach czy uroczystościach kościelnych. Musimy jednak pamiętać, iż takie również było jego pierwotne przeznaczenie, wpierw jako targowiska, a od 1924 roku, po przeniesieniu rynku na „Wilczy Kierz”, zaczął pełnić reprezentacyjną  rolę.  Ale  po  kolei. 

PIERWSZE LATA


Po raz pierwszy plac pojawia się na planie przyszłego Żyrardowa z 1867 roku zatytułowanym „Wohnhausses in Zyrardover Fabrik”, gdzie wraz z kilkoma sąsiadującymi ulicami zaczyna tworzyć zalążek Osady. Usytuowany on został tuż przy głównej ulicy dzielącej w założeniu Osadę na część fabryczną i mieszkalną, naprzeciwko zakładów. Historia placu jest w gruncie rzeczy tak samo długa jak fabrycznej osady, stawiając go w pierwszej linii pierwotnie zagospodarowanych i uregulowanych terenów, które rozpoczęły proces tworzenia dzisiejszego Żyrardowa.
Karol Dittrich i Karol Hielle zakupili Zakłady Żyrardowskie 10 lat wcześniej i można domniemywać, iż to podczas pierwszych lat ich gospodarowania wytyczono miejsce na targ jak i ulice przyległe tworzące i kształtujące centrum. W początkowych latach istnienia zabudowany był on w odmiennej formie niż dziś. Przy rynku wzniesione zostały piętrowe, murowane budynki nakryte niskimi dwuspadowymi dachami, budynki o kubaturze około 2 tys. m kw. Plac wybrukowano „kocimi łbami”, na których w kilku rzędach sadowili się handlarze i przekupki, rozstawiali oni swoje stragany i kramy, a wśród nich przewijał się tłum kupujących.  Hałas i rejwar panował nie do opisania. Nabyć można tam było praktycznie każdy towar. Od zabawek, koralików czy laleczek, po tekstylia, obuwie, naczynia, narzędzia, żywność, kończąc na świętych obrazach.  W te handlowe dni przez targowisko przewijało się również wielu żebraków i kalek proszących o jakąkolwiek zapomogę. Jako że plac był centralnym punktem Osady swoją siedzibę miała tu również żandarmeria carska zajmująca parterowy, drewniany barak. Ludzie plotkowali i zasięgali najnowszych wieści.W sumie to były dwa place, targowy o wymiarach 60x120  metrów oraz drugi przygotowany pod przyszły kościół 75x135 metrów. Obserwując jednak ówczesne rozmieszczenie budynków wokół niego jego wytyczenie musiało mieć miejsce wiele lat wcześniej. 
Z załączonego do tegoż planu drugiego arkusza możemy odczytać pierwszych gospodarzy. Zachodnią część  placu zajęły domu Petaska (nr 8), Baiera (nr 9) i Guta (nr 10) - mistrzów tkackich. Wschodnia strona placu to dalsze domy robotnicze, m.in.Malinowskiego (nr 7), czy Lipińskiego (nr 4) . Około 1871 r. powstał trzeci plan zagospodarowania przestrzennego osady zatytułowany: „Projekt sytuacji mającego się zbudować kościoła katolickiego, domu dla księdza i cmentarza w osiedlu Żyrardów”.

STARA PRZĘDZALNIA







 Budynek przędzalni lnu z  ogrodem w miejscu dzisiejszej tkalni wybudowany został w latach 1832-1833 wg projektu J.J.Gaya. Budynek posiadał cztery kondygnacje był murowany i kryty karpiówką z dwiema wieżyczkami. W pierwszej umieszczono dzwonek  dla zwoływania ludzi, w drugiej zaś zegar. Przed 1868 rokiem zlikwidowano ogród i wybudowano tkalnię z pilastym dachem  oraz zmieniono fasadę przędzalni. Powstały m.in. dwa boczne ryzality.


SZKOŁA ŻEŃSKA



Tworzenie się dzisiejszej zabudowy dawnego rynku rozpoczęło się w latach 60-tych XIX wieku wzniesieniem w jego północnej części piętrowego domu. Początkowo spełniał on funkcje mieszkalne z prywatną szkołą żeńską Amelii Berent mieszczącą się na piętrze. Następnie  mieściło się w nim archiwum państwowe do 1995 roku, obecne zaś jeden z wydziałów Urzędu Miasta. 

OCHRONKA i BABINIEC


W kolejnym dziesięcioleciu XIX wieku pustą przestrzeń po przeciwległej stronie wypełnił 

budynek Ochronki Fabrycznej, aby po kolejnych 10 latach rozwinąć się o „Babiniec”, czyli 3-piętrowy dom mieszkalny przeznaczony dla personelu tejże Ochronki. Wybudowany został w 1882 roku na placu ofiarowanym prez hr F. Sobańskiego. Przeznaczony był dla 360 dzieci. Po wojnie w ochronce jedno z pomieszczeń zajmowali harcerze. Obecnie mieści się tu Przedszkole nr 9. Budynek główny od strony południowej połączony jest szerokim korytarzem z parterowym budynkiem mieszczącym dużą salę oraz z bocznymi skrzydłami. Obiekt główny i pawilony nakryte są dachami czterospadowymi. Na piętro prowadzą trzy drewniane klatki schodowe z ozdobnymi balustradami. Elewacje nieotynkowane z ozdobnymi gzymsami i obramieniami okien i drzwi wykonanymi z dekoracyjnie ułożonych cegieł. Powód jej budowy był prosty. Szybki rozwój zakładów, a co za tym idzie potrzeba zwiększenia zatrudnienia, zmusiły właścicieli do szukania potencjalnych źródeł siły roboczej. Uwagę ich zwróciła duża liczba niepracujących kobiet, kobiet zajmujących się domem i opieką na swoimi dziećmi. Aktywacja zawodowa tej znacznej liczby przyszłych pracowników byłaby możliwa w przypadku znalezienia możliwości opieki nad ich potomstwem.  Postanowiono wówczas wybudować ochronkę dla dzieci  robotników, do czego przystąpiono w 1875 roku. Była ona wówczas jedną z pierwszych tego typu placówek w Królestwie Polskim. Budynek ochronki został wybudowany na rzucie prostokąta z trzyosiowym ryzalitem od frontu. Budynek zwieńczony jest wieżyczką nakryta hełmem. Budynek główny połączony jest korytarzem, w którym obecnie mieści się szatnia, z salą balową. Po obu stronach wybudowano boczne skrzydła mieszczące sale oraz pomieszczenia sanitarne. Na pierwsze piętro można dostać się trzema klatkami schodowymi. Budynek został wykonany, jak większość fabrycznych budynków, z nieotynkowanej cegły. Rozkład pomieszczeń był również nader funkcjonalny.
W części centralnej znajduje się administracja, a w przedłużeniu „sala balowa z popiersiem Dittricha” wsparta na monumentalnych kolumnach, czyli najbardziej reprezentacyjne miejsce w budynku. Boczne skrzydła mieściły klasy dla dzieci oraz część pomieszczeń gospodarczych i sanitarnych. Ponadto w roku 1885 ochronkę rozbudowano.  W celu zapewnienia opieki nad robotniczymi dziećmi, wybudowano również budynek mieszkalny dla opiekunek i nauczycielek zwany „babińcem”.  Budynek ten zamieszkiwało około 30 opiekunek. Piękny, obszerny taras pozwalał na spędzanie wolnego czasu przy herbatce, wnętrze zaś zawierało obszerny salon z fortepianem oraz czytelnię. Opiekę na dziatwą roztaczało około trzydzieści nauczycielek oraz co najmniej tyle samo personelu pomocniczego. Do ochronki, w początkowych latach, uczęszczały wszystkie dzieci powyżej trzech lat, jednak zwiększanie się liczby zatrudnionych, a co za tym idzie wzrost liczby dzieci wymagających opieki, wymusił ograniczenie się do jednego dziecka z rodziny. Pozostałymi z reguły zajmowało się starsze rodzeństwo, bądź z braku takiej możliwości, przebywały z rodzicami w fabryce pomagając im w pracy. Wokół budynku zorganizowano piękny ogród oraz plac zabaw,  a klasy zostały podzielone dla dzieci polskich i niemieckich. Corocznie w placówce opieką otoczone było około wiele dzieci, a koszt ich utrzymania wynosił około 30 tyś rubli.
  
DAWNA POCZTA

Kolejny postęp w zabudowie rynku nastąpił w latach 1896-1899, kiedy to zabudowano dwa naroża. W południowo-zachodniej części, przy ulicy Wiskickiej 12, wzniesiono 3-kondygnacyjny dom o powierzchni 520 m kw., w kształcie litery L  z podpiwniczeniem i niskim dwuspadowym dachem. Pierwotnie pełnił on funkcje usługowe, ale już od 1906 roku parter zajęły sklepy, piętro zaś lokale mieszkalne. Niedługo potem zainstalował się tam Urząd Pocztowy, który dopiero w 2009 roku go opuścił. Założony został  na planie litery „L” ze ściętym narożnikiem oraz pozornym ryzalitem przy elewacji w części wschodniej, nakryty niskim dwuspadowym dachem, kondygnacje zaś dzielą wydatne gzymsy kordonowe. 

KANTORATSCHULE


Pomiędzy rokiem 1896, a 1899 północno-zachodni narożnik dawnego placu targowego wypełniono trzypiętrowym, podpiwniczonym budynkiem z czterospadowym dachem z ryzalitami z każdej strony, który miał służyć jako pierwsza w Osadzie szkoła świecka dla przyszłych elit urzędniczych, przyszłych pracowników Kantoru Głównego, czyli szerzej znana jako „Kantoratschule i Madchenschule”. Powstała ona z inicjatywy samego Karola Dittricha juniora, głównie dla dzieci z rodzin dyrektorskich i urzędniczych zakładów żyrardowskich.  Elewacja, jak w większości budynków fabrycznych była nieotynkowana, ale wzbogacona o poziome pasy boni oraz kordonowe gzymsy. Rolą tejże szkoły było kształcenie przyszłych kadr urzędniczych i przygotowanie nowego narybku do pracy w jakże pożądanym Kantorze Głównym. W początkowych latach była to szkoła, która w godzinach popołudniowych mieściła również szkołę dla dziewcząt, przyszłych krawcowych w żyrardowskiej fabryce. Pierwszym kierownikiem nowej placówki oświatowej został Adolf Hauptmann i funkcję tą sprawował aż do roku 1912.Tuż po wybuchu I wojny światowej mury szkoły mieściły szpital polowy, ale już od drugiej połowy 1915 roku, po wejściu do Żyrardowa Niemców, ponownie powrócono pierwotne przeznaczenie budowli. W 1921 roku dawny Kantoratschule przemianowano na Publiczną Szkołę Powszechną im.Staszica. II wojna światowa ponownie zmieniła przeznaczenie budynku i ponownie, tak jak dwadzieścia pięć lat wcześniej, założono szpital dla żołnierzy niemieckich. Niestety pomoce naukowe i sprzęty szkolne tylko  niewielkiej części udało się przenieść do domów fabrycznych, ogromną większość Niemcy zniszczyli. Po likwidacji szpitala na terenie szkoły szybko została otwarta szkoła dla dzieci Volksdetaschów oraz dzieci żyrardowskich Niemców. Po zakończeniu działań wojennych w budynku Kantoratschule ponownie otwarto Szkołę Powszechną nr 3 im. Staszica, udostępniając również pomieszczenia dla Gimnazjum i Liceum dla Dorosłych „TUR”. 



KOŚCIÓŁ MATKI BOSKIEJ POCIESZENIA


Kolejnym etapem jego zabudowy, może nie związanym ściśle z samym placem było zamknięcie jego wschodniej perspektywy przez wybudowanie w 1903 roku „dużego kościoła”. Już w trakcie budowy Kościoła pod wezwaniem Karola Boromeusza wiadomym było, że będzie on służył tylko tymczasowo, tylko do momentu pobudowania nowego, większego, monumentalnego obiektu kultu, jak plac, który od wielu lat stał zarezerwowany na ten cel. W nie tak odległych planach bowiem istniała już wizja stworzenia kościoła filjalnego, obecnej żyrardowskiej fary, która miała stać się wizytówką tworzącego się miasta, perełką całego Mazowsza. O dalekosiężnych planach i zamiarach właścicieli Żyrardowa świadczy fakt, iż na długo przed rozpoczęciem budowy świątyni, zarezerwowano miejsce pod jego lokację. Plac targowy znajdujący się naprzeciwko głównej bramy Zakładów Żyrardowskich łączył się z drugim, podobnym placem, który miał w przyszłości stać się właśnie lokalizacją dla planowanego kościoła farnego.  Krótko po objęciu stanowiska rektora kościoła filjalnego przez ks. Władysława Żaboklickiego, w dniu 12 lipca 1897 roku, przystąpiono do działania.22 maja 1898 roku metropolita warszawski, arcybiskup Wincenty Teofil Chościak-Popiel, erygował rzymskokatolicką parafię pod wezwaniem Matki Bożej Pocieszenia w Żyrardowie, jednocześnie mianując ks. Władysława Żaboklickiego na urząd proboszcza. Tak oto  ks. Władysław Żaboklicki zostaje pierwszym proboszczem kościoła Matki Bożej Pocieszenia. W 1899 roku hrabia Sobański ostatecznie, na mocy prawa, przekazał plac pod budowę nowego kościoła, a Karol Dittrich junior przeznaczył 90 tyś. rubli na ten zbożny cel. Wkrótce został utworzony komitet budowy, w którego skład wchodzili biskup Ruszkiewicz, Karol Dittrich oraz hrabia Kazimierz Sobański. Na członków nowo powstałego komitetu powołano proboszcza Żaboklickiego, Józefa Wątróbskiego, Józefa Krauze, Franciszka Kotlińskeigo oraz Czesława Oppenheima - same znakomitości żyrardowskiego świata duchownego, społecznego, jak i przemysłowego.
Proboszcz Żaboklicki przedstawił projekt przyszłego kościoła, który wyszedł spod pióra wyśmienitego architekta Józefa Piusa Dziekońskiego, a koszt jego budowy zamykał się kwotą 134 680 rubli. Prace przy budowie postępowały bardzo szybko. 30 kwietnia 1900 roku rozpoczyna się długo oczekiwana inwestycja, która po trzech latach, 11 października 1903 roku, dobiega końca i kościół można konsekrować. Pięknym i jakże znamienitym dowodem na ogromne zaangażowanie mieszkańców w jego powstanie jest fakt, iż przeznaczyli oni około 100 tyś. rubli, z własnych oszczędności. Zaprezentowany i wcielony w życie projekt Dziekońskiego dostarczył miastu i obywatelom przepiękny kościół w stylu neogotyckim o imponujących 75-metrowych wieżach, Budowla została doskonale wkomponowana w architekturę centralnej części Osady. W budowę nowego kościoła zaangażowało się wiele osób, a ona sama obrosła legendą przekazywaną z ust do ust, jakoby aby przyspieszyć budowę, mieszkańcy przyszłego miasta utworzyli ludzki łańcuch aż do cegielni w Radziejowicach, podając sobie cegły z rąk do rąk, by budowa zakończyła się jak najprędzej. Ile w tym prawdy? Prawdą jednak jest, że do jego budowy użyto ponad 3 mln cegieł, a dostarczano je kolejką wąskotorową z Radziejowic, kolejką, po której ślady na polach i w lasach radziejowickich pozostały do dzisiaj.      Nadzór nad budową objął sam Andrzej Chodak, mistrz mularski i przewodniczący żyrardowskich cechów, a przez samej budowie swoje nieprzeciętne umiejętności i fach pokazali Chodakowicz, L.Ruppel, J.Radzki, W.Jaszcz, A.Mendrygał, J.Nowakowski, J.Piekarski, L.Sokołowski, A,Krupski i J.Przybylski. Żyrardów zyskał w końcu kościół na miarę swoich aspiracji, jedną z najokazalszych budowli sakralnych na całym Mazowszu. 
Smukłe 75-metrowe wieże oraz sama kubatura 12870 m sześciennych, czyni kościół farny obiektem monumentalnym. Elewacja frontowa została bogato zdobiona, z profilami, galerią oraz wielkimi oknami u podnóża wież oraz ogromną rozetą maswerkową nad galerią. Front kościoła ozdabiają jakże charakterystyczne dla chrześcijaństwa figury salamander oraz pseudorzygacze ozdobione postaciami gargulców.  Sam kościół podobny jest do kościoła wiedeńskiego, ale również porównuje się go do katedry kolońskiej, wydaje się jednak iż trochę nad wyraz. Niemniej jednak Kościół pw. Matki Bożej Pocieszenia możemy zaliczyć do tego typu 
podobnych świątyń, których projekty wyszły spod ręki Józefa Piusa Dziekońskiego, Katedry Św. Michała Archanioła i Św. Floriana Męczennika w Warszawie, Bazyliki Mniejszej Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Białymstoku czy Katedry Opieki Najświętszej Maryi Panny w Radomiu. Gdyby nie nieodwracalne zniszczenia podczas II wojny światowej kościoła praskiego, charakteryzował je zbliżony wystrój i łatwe do zauważenia podobieństwo. To co zachwyca nasze oczy na zewnątrz, w podobnym, a może i nawet większym stopniu cieszy, kiedy przekroczymy drzwi prowadzące do wewnątrz fary. Bogactwo i unikalność wystroju oraz ogrom przestrzeni pozostawia ślad w pamięci na długi czas.

MAGISTRAT


Ostatnie wolne jeszcze naroże zabudowano  w 1910 roku wznosząc w jego północno-zachodniej części dzisiejszy Magistrat, również na planie litery L.  Do wybuchu I wojny światowej na parterze mieścił się sklep fabryczny zwany „Detalem”, do którego wejście znajdowało się w narożniku budynku. Nazwa ta przetrwała przez długie lata aż do czasu, gdy zlikwidowany tu został ostatni sklep z odzieżą, kierowany przez znanego mistrza w swoim zawodzie Franciszka Wójcickiego. Wyższe kondygnacje przeznaczone były natomiast na mieszkania dla wyższych urzędników. Długa historia samej funkcji „Magistratu” rozpoczęła się w 1916 kiedy to Żyrardów otrzymał prawa miejskie. W latach 60-tych mieściło się Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. To trzypiętrowy budynek mieszkalny z dwuspadowym dachem i nieotynkowaną elewacją bogato zdobioną architektonicznie.

DOM LUDOWY


Dawny Plac Wolności (dzisiejszy Świętego Jana Pawła II) będący centralnym punktem tak Osady jak i tworzącego się miasta, stopniowo zapełniał się zabudowaniami, które aż do dnia dzisiejszego tworzą żywy skansen fabrycznego Żyrardowa. Ostatni z niezagospodarowanych jeszcze placów po lewej stronie, tuż za budynkiem dawnej szkoły żeńskiej, w przeciągu dwóch lat (1910-1912) wypełnił jakże charakterystyczny i nad wyraz futurystyczny jak na owe czasy „Carl Dittrich Haus”, czyli popularny „Ludowiec”. Wymyślność kształtu i formy oraz całkowicie nieregularna bryła, wpisała się w obraz miasta stając się punktem odniesienia. Trzykondygnacyjny budynek z wysokim, czterospadowym dachem głównej części oraz jakże odmienną wieżą przypominającą kopułę planetarium. Na 1274 m kw powierzchni udało się zbudować scenę z balkonem oraz niestniejącą już dziś galerią, a także całkiem sporą liczbę pomieszczeń. Jednym z nowatorskich rozwiązań konstrukcyjnych było użycie żelazobetonu podobnież nigdy wcześniej nie zastosowaną na Mazowszu.  Huczne otwarcie nastąpiło 26 stycznia 1913 roku, a wśród zaproszonych gości nie mogło zabraknąć członków zarządu zakładów, dyrektorów, czy władz miejskich.
Podczas I wojny światowej sala widowiskowa, mogąca pomieścić wraz z balkonem i galerią ponad 1000 osób, zamieniła się w jeden wielki szpital wojskowy, nota bene jeden w wielu w przyfrontowym mieście. Po zakończeniu działań wojennych Ludowiec znajdował się w tragicznym stanie. Szybko jednak udało się go przystosować do kolejnej, poza oczywiście statutową, funkcji w odradzającej się Polsce. Otóż stał się również miejscem organizowanych spotkań i wieców. Już 18 listopada 1918 roku wiec Rady Delegatów Robotniczych dał zwycięstwo Lewicy. Wkrótce jednak, po raz kolejny, Dom Ludowy znalazł się na zakręcie historii. Dojście do władzy Boussaca stopniowo deprecjonowało zadania jakie miał przypisane, ostatecznie powodując nawet jego chwilowe zamknięcie. Tuż po wybuchu II wojny światowej Dom Ludowy stał się punktem zbornym wywożonych  na roboty do Rzeszy, później znów szpitalem wojskowym. Podobnież na scenę wstawiono stół operacyjny, a w piwnicach ulokowano „odwszalnię”. Mimo wielokrotnych zawiłości i zakrętów, na jakich znalazł się Ludowiec, zawsze wracał on jednak do pierwotnego celu - szeroko rozumianego propagowania kultury i sztuki. Po wojnie funkcjonował jako Międzyzakładowy Dom Kultury.  Dziś pod nową nazwą, Centrum Kultury, nadal spełnia swój podstawowy cel, służąc rozwojowi życia kulturalnego mieszkańców miasta.   

PRZENIESIENIE TARGU


Po zakończeniu I wojny światowej rola placu jako targowiska powoli deprecjonowała się. Ponadto w ramach robót publicznych w XX-międzywojennym, kiedy to każde jakkolwiek płatne zajęcie było na wagę złota, postanowiono zasypać pozostałe jeszcze trzęsawiska i bagna na ówczesnym targu bydlęcym i przemianowanie go na targowisko, gdzie znajduje się po dziś dzień. Plac natomiast w końcu otrzymał patrona, wojewodę Władysława Sołtana. Przebudowano go wówczas sadząc drzewa i wytyczając alejki, a w centralnej jego części urządzono fontannę. 

FUNKCJA 

REPREZENTACYJNA

Plac targowy był również miejscem licznych manifestacji i wieców robotniczych – m. in. strajku szpularek w 1883 r. Kolejny raz do burzliwych wydarzeń rewolucyjnych na placu targowym doszło w czasie pamiętnych obchodów Święta l Maja w 1891 r. Były to pierwsze obchody międzynarodowego święta ludzi pracy w Żyrardowie. Przerodziły się w czterodniowy strajk powszechny. W trakcie starć ze strajkującymi robotnikami Kozacy, żołnierze i żandarmi wyłapywali najbardziej aktywnych i doprowadzali przed oblicze doraźnego sądu wojskowego, który urzędował na placu targowym. Wyroki zapadały i były wykonywane natychmiast karą chłosty. Widownią  największą  niepodległą i demokratyczną Polskę, stał się plac targowy podczas wydarzeń rewolucyjnych 1905–1907 roku. Wszystkie organizowane wówczas manifestacje zaczynały się albo kończyły na placu targowym. W  niedzielę 3 grudnia 1905 r. po porannym nabożeństwie, na placu
targowym zgromadziło się około 2000 robotników. Odbył się wiec, na którym przemawiali przedstawiciele partii rewolucyjnych, w tym także z Warszawy, nawołując do kontynuowania strajku aż do zwycięstwa. Liczba uczestników wiecu ciągle rosła. Zebrani nie posłuchali wezwań naczelnika do rozejścia. Wezwani na pomoc Kozacy otoczyli plac i po bezskutecznym zachęcaniu tłumu do rozejścia przypuścili szturm. Bili nahajkami, płazowal  szablami, najeżdżali konno. Ludzie ratowali się ucieczką, szukając schronienia w murach kościoła. Szarża Kozaków była tak gwałtowna, że dwóch wdarło się konno do kościoła. 8 XII 1905 r. strajkujący robotnicy zorganizowali uroczyste powitanie wracającemu z zesłania na Sybir czołowemu działaczowi żyrardowskiemu
Andrzejowi Malinowskiemu. Pociąg, którym wracał, przyjeżdżał z Warszawy do Żyrardowa o godz. 14.00. Na placu przed dworcem zebrało się około 12 000 osób. Po ukazaniu się Malinowskiego nastąpiły radosne powitania i przemówienia, po czym uformował się pochód zmierzający w kierunku placu targowego. Tu odbył się wiec, na którym przemówił też główny bohater uroczystości. W odwecie za liczne zbrodnie popełnione przez władze na robotnikach żyrardowskich, bojówka PPS dokonała 11 IX 1906 r. o godz. 18.00 (kiedy robotnicy po pracy opuszczali fabrykę) zamachu bombowego na strażnicę żandarmerii zlokalizowaną na placu targowym przy styku z ul. Wiskicką. 
Rannych zostało trzech żandarmów. Ataku dokonali dwaj robotnicy z Pruszkowa: Duda i Stanisław Sławiński. Duda w wyniku pościgu zginął w walce w rejonie ul. Parkowej 11.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w listopadzie 1918 r. mieszkańcy Żyrardowa demonstrowali swoją radość, gromadząc się na rynku. W tamtych latach Dom Ludowy i okalający go plac były miejscem licznych wieców i demonstracji politycznych. Tu świętowano utworzenie 18 listopada 1918 roku Żyrardowskiej Rady Delegatów Robotniczych. Podobnie było i w latach następnych, a zwłaszcza po zwycięstwie żyrardowskiej lewicy w wyborach do Rady Miejskiej w 1924 r. Wtedy też plac utracił swoją rolę targowiska na rzecz centrum miejskiego. Nadano mu wówczas imię wojewody warszawskiego Władysława Sołtana. Równocześnie przystąpiono do przebudowy placu. Posadzono na nim drzewa, krzewy ozdobne, urządzono rabaty kwiatowe. Plac stał się miejscem towarzyskich spotkań i wypoczynku, utrwalając tym samym swój społeczny charakter. Lewicowa Rada  Miejska przyjęła jeszcze jedną uchwałę o nazewnictwie
ulic. Na posiedzeniu Rady 18 kwietnia 1924 r. radny Aleksander Krasiński zgłosił wniosek o przemianowanie ulicy Wiskitskiej na 1 Maja. Pięknie opisuje panujący na nim ruch Paweł Hulka-Laskowski w swojej książce „Mój Żyrardów”. 
„przed frontem starej tkalni… był rynek. Wtedy nazywał się po prostu placem. Chodziło się więc nie na targ tylko na plac. Były to czasy legendarnej taniości. Jajka kupowało się „para trzy”, funt mięsa kosztował kilkanaście groszy, ser,masło, śmietana,kaszanka, kiełbasa przywożone w soboty ze Mszczonowa przez pana Tomaszewskiego – wszystko było niesłychanie dostępne i tanie. „U płotu stały kolorowe obrazy święte… dziady zjeżdżały całemi furami i prezentowały litości bliźnich”. „… w sobotę i w niedzielne przedpołudnia było atrakcyj co niemiara. Stragany z paciorkami, guzikami, piszczałkami, zabawkami dla dzieci, lalkami, trąbkami, a przedewszystkiem zmedalikami”.



ZMIANY NAZWY


Od 1924 r. po zmianie lokalizacji targowiska, plac zmienił funkcję i otrzymał imię wojewody warszawskiego Władysława Sołtana Kiedy nastały czasy II wojny światowej pyszni Niemcy zmienili jego nazwę, na szczęście tylko tymczasowo, na plac Adolfa Hitlera. W pierwszych dniach wolności po II wojnie światowej kasjer Zakładów Żyrardowskich Bolesław Rybkowski skierował 18 lutego 1945 r. wniosek do przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej w Żyrardowie o przemianowanie placu Sołtana – na Plac Wolności. Uzasadniał to historyczną rolą tego miejsca w dziejach miasta i jego mieszkańców. Zgłoszoną propozycję Miejska Rada zatwierdziła. Ostatnia zmiana nazwy nastąpiła w 1998 r. na Plac Św. Jana Pawła II. W 1973 r. na zlecenie władz miejskich opracowany został w Instytucie Kształtowania Terenów Zielonych i Ochrony Przyrody Akademii Rolniczej w Warszawie projekt zagospodarowania przestrzennego Placu Wolności. Zaczęła się stopniowa jego modernizacja. A po gruntownej przebudowie placu w latach 1998-200 nadano mu obecny kształt

poniedziałek, 8 maja 2017

Epizod 146 - Dom Krastyna jako przykład kamienicy czynszowej początków XX wieku

Dawna, czynszowa kamienica przy ulicy 1-go Maja 25 (ulica Wiskicka 18) popada od dłuższego czasu w ruinę. Opuszczone, zawilgocone lokale, obdrapane klatki schodowe czy odpadające sztukaterie zniechęcają do wejścia i zapoznania się z tym jakże historycznym budynkiem, pierwszym „drapaczem chmur” w Żyrardowie.  Jednak pomimo katastrofalnego stanu domu nazwanego na cześć jego pierwszego posiadacza, domem „Krastyna” nadal możemy dostrzec w nim kunszt i piękno dawnej kamienicy czynszowej z elementami secesji.
Patrząc na frontową ścianę kamienicy możemy łatwo dostrzec podział kondygnacji zgodnie z poszczególnymi funkcjami użytkowymi. Wysoki parter przystosowany został do lokali usługowych, pierwsze piętro to „piano nobile” czyli najbardziej reprezentacyjna część mieszcząca apartamenty. Piętra drugie i trzecie to typowe lokale mieszkalne, ostatnia zaś kondygnacja przeznaczona była dla najbiedniejszych  oraz na pomieszczenia gospodarcze. Pomimo znacznych zniszczeń nadal jednak możemy zauważyć ornamentykę charakterystyczną dla secesji.
I tak nad bramą, po której zachowały się jedynie kotwy w ścianach, umieszczona została głowa kobiety. Nad oknami poszczególnych kondygnacji umieszczone zostały dekoracje floralne bardzo podobne do tych na budynku Towarzystwa Wzajemnego Kredytu. Wkraczając wjazdem bramnym na sklepieniu ujrzymy motywy industrialne. Od strony oficyny widok przygnębia jeszcze bardziej. Zniszczone i opuszczone podwórze sprawia, że aż trudno uwierzyć, iż kiedyś na tyłach kamienicy tętniło życie towarzyskie, a dawna sala kina „Terra” mieściła tłumy głodnych X muzy widzów.
Wiecznie otwarte drzwi wejściowe pozwalają dostać się na kolejne piętra budynku. Tutaj skala zniszczeń jest największa. Wilgoć i zaduch odstraszają eksploratorów. Napuchnięte od wilgoci odpadające tynki, nabrzmiałe i napuchnięte futryny. To wszystko dopełnia ogromu zaniedbań.  Można jednak jeszcze znaleźć tutaj kunsztownie zdobione balustrady z drewnianymi poręczami oraz widoczne na półpiętrach pozostałości ozdobnej terakoty.
Budynek kamienicy został wpisany do rejestru zabytków ze względu na wartość historyczną i artystyczną dopiero w roku 2013. Stanowi on typowy przykład kamienicy czynszowej z początków XX wieku, jakich w Żyrardowie wiele nie ujrzymy. Również tylko na starych fotografiach możemy zauważyć, iż „dom Krastyna” w oryginalnej formie posiadał balkony z ozdobnymi wspornikami, dziś zastąpione balconettami. Oprócz walorów estetycznych budynek posiada również bogatą historię.
Od kilku lat niepozorna, marmurowa tablica na dawnym domu Myszkowskich zwanym również Domem Krastyna, informuje przechodniów o historycznym przeznaczeniu lokali tego monumentalnego budynku. To tutaj, tuż po zajęciu miasta przez niemieckiego okupanta, została otwarta, oczywiście za zgodą władz, Szkoła Handlowa.
Przeniesiona z zajętego Gimnazjum przy ulicy Sienkiewicza w roku 40-tym XX w., funkcjonowała nieprzerwalnie przez trzy długie lata okupacji. 
W pierwszych dniach po wybuchu II wojny światowej Gimnazjum zamknięto, a jej mury zajęli polscy żołnierze. Jednak już w dwa dni po kapitulacji miasta, zostało przemianowane na niemieckie koszary.
Grono pedagogiczne zmuszone do znalezienia nowej, tymczasowej lokalizacji szybko doszło do porozumienia z właścicielem kamienicy. Podnajęto kilka pomieszczeń, w których urządzono klasy, a nawet dwa internaty: żeński i męski. Dyrektorem zostal ostatni dyrektor Gimnazjum, Karol Wyroba, który pełnił tę funkcję do 43 roku, kiedy to po aresztowaniu i przesłuchaniu zdecydował się opuścić miasto w trosce o swoje i swojej rodziny życie. Funkcję dyrektora przejęła Joanna Froehlich, która pełniła ją do dnia wyzwolenia, do 1943 roku w kamienicy Myszkowskich, a przez kolejne dwa lata w szopie przy ulicy Teklinowskiej.
 Pod zalegalizowaną Szkołą Handlową, gdzie wykładane były mało istotne z ideologicznego punktu widzenia rachunkowość, czy matematyka, odbywały się tajne komplety, na których narażający swe życia nauczyciele, zapoznawali uczniów z literaturą, czy historią, krzewiąc w sercach i umysłach młodzieży idee patriotyczne.
  Rozwój i edukacja były dodatkowo wspierane zbiorami bibliotecznymi, które udało się wynieść z przejętego gimnazjum ukrywając je przez wszystkie lata okupacji, właśnie w kamienicy Myszkowskich.
Jak można zauważyć  z  „domem Krastyna” związała się rodzina Myszkowskich.
Wilhelm Szymon Myszkowski, właściciel między innymi kin w Żyrardowie. Aresztowany 18 października 1940 roku został przewieziony na Pawiak, a następnie, na początku 1941 roku, do Oświęcimia, gdzie zginął.

    Wilhelm Szymon Myszkowski w dwudziestoleciu międzywojennym był jednym z najbogatszych i najbardziej szanowanych obywateli miasta Żyrardowa. Nie był jednak autochtonem. Przybył to miasta z Myszkowic ze Śląska. Już na terenie swojego pochodzenia dał o sobie znać jego patriotyzm, zwłaszcza w obronie szkół. Po pierwszej wojnie, w której również wykazał się aktywnością tak w P.O.W. jak i Legionach Polskich , otrzymał od samego Józefa Piłsudskeigo Krzyż Legionowy, a od Rydza-Śmigłego – Krzyż P.O.W. 
Po przybyciu do Żyrardowa wszedł właśnie w jedną z najbogatszych rodzin ówczesnego Żyrardowa – Krastynów, właścicieli największej wówczas kamienicy w mieście oraz kina „Terra” znajdującego się w podwórku, w specjalnie do tego celu zbudowanej sali. 
Po zaaklimatyzowaniu się w Żyrardowie jeszcze bardziej rozwinął swoją karierę polityczną. Począwszy od 1924 rodu zasiadał w Radzie Miejskiej, a po zamachu majowym włączył się w działalność Bezpartyjnego Bloku Współpracy z rządem zostając jego  prezesem w Żyrardowie. Dodatkowo w latach 1930-1934 sprawował funkcję przewodniczące Rady Miasta. 
Biorąc ślub z Jadwiga Krastyn – córką Marcina Krastyna, którego grób jeszcze niedawno znajdował się na cmentarzu ewangelickim, stał się jednocześnie monopolistą na rynku kinematograficznym. Będąc właścicielem kin „Słońce” i „Len”, a dodatkowo posiadanie kina „Terra” przez żonę Wilhelma, pozwalało im dyktować warunki na jakże chłonnym rynku. Dodatkowo był właścicielem hotelu zlokalizowanego przez ulicy Sienkiewicza 1, o światowo brzmiącej nazwie „Royal”.               
Hotel ten w trakcie drugiej wojny służył żołnierzom Ochrony Pogranicza za siedzibę. Podczas bombardowania miasta, w pierwszych dniach września, zrzucona bomba przebiła dach budynku , podłogę i wylądowała na parterze, szczęśliwie nie wybuchając. 
Wilhelm Myszkowski doczekał się czwórki dzieci: Barbary, Edmunda, Heleny i Marii., a śladem dawnej rodziny na żyrardowskim cmentarzu jest grób Heleny, która zmarła w 2006 roku. 

Niestety przeszłość polityczna oraz wysoka pozycja w społeczeństwie nie umknęły uwadze okupanta, a okrutną tego konsekwencją była śmierć w Oświęcimiu. Na domiar złego żona Jadwiga wraz z córką Barbarą zmarły w obozie tuż po wyzwoleniu.