niedziela, 26 lutego 2017

Epizod 143 - Rajd z automatem w tle

      12 maja 1992 roku przeszedł do najnowszej historii Żyrardowa spektakularnym i mrożącym krew żyłach rajdem przez całe miasto grupy gangsterów, którzy na swojej drodze zostawili jedną ofiarę śmiertelną i trzy postrzelone osoby, w tym dwóch policjantów. Mieszkańcy zajmujący lokale i domy wzdłuż ulicy 1-go Maja nadal dokładnie pamiętają terkot Kałasznikowa oraz ślady po kulach na budynkach. Ale od początku.
    Tuż przed południem Komenda Rejonowa w Żyrardowie otrzymała informację, iż spod lotniska Sochaczew-Bielice został skradziony Polonez, w którym prawdopodobnie znajduje się broń, a sprawcy po kradzieży paliwa na pobliskiej stacji kierują się w stronę robotniczego miasta. Poinformowani o dramatycznej sytuacji żyrardowscy policjanci, panowie Bieniek i Baranowski, dojechali do dawnej bazy PKS przy ulicy 1-go Maja, gdzie w oddali zobaczyli pędzący na włączonych światłach pojazd. Próbując zajechać mu drogę spowodowali, iż kierowca stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w przydrożne drzewo. Wówczas jeden z pasażerów wyskoczył i zaczął uciekać. Popędził za nim sierżant Janusz Bieniek i najpewniej udałoby mu się go złapać, gdyby nie postrzelił go w nogę drugi z gangsterów, który wyszedł z uszkodzonego pojazdu i wymierzył broń w policjanta. Ślady po kulach pozostały na ścianie budynku, w którym dziś znajduje się sklep z okcesoriami BHP. Drugi z policjantów widząc, iż sytuacja wymknęła się spod kontroli, schował się za drzewem i zaczął ostrzeliwanie. Po kilku chwilach na miejscu pojawili się żyrardowscy kryminalni, którzy siedzibę mieli wówczas w dawnym pałacyku na tyłach dzisiejszej komedy policji i również wdali się w wymianę ognia. W międzyczasie jeden z gangsterów zatrzymał zbliżające się Audi ze starszym małżeństwem, sterroryzował i groźbą zmusił do opuszczenia pojazdu. Po przejęciu kolejnego auta kontynuowali ucieczkę w kierunku centrum miasta po drodze puszczając serie z Kałasznikowa po przydrożnych budynkach. Resursa, czy prokuratura pokryły się dziurami po kulach. Uszkadzając podczas strzelaniny radiowóz spowodowali chwilowe wstrzymanie pościgu. Na wylocie z miasta przy ulicy A. Mickiewicza nastąpiła kolejna próba zatrzymania i kolejna wymiana ognia. Gangsterzy ominęli blokadę i nie zwalniając mknęli dalej w kierunku Mszczonowa. 
      W tym samym czasie uczestnicząca w zajęciach na strzelnicy zlokalizowanej na przedłużeniu drogi do Sokula grupa policjantów odebrała wiadomość o zdarzeniu i czym prędzej służbową Nyską kierowaną przez Czesława Tkacza podjęła pościg. Po drodze zatrzymali się jeszcze na chwilę przed główną komendą zlokalizowaną wówczas przy ulicy 1-go Maja, w budynku gdzie dziś funkcjonuje Straż Miejska, zabrali zapas amunicji i broń, a za kierownicą Pana Czesława zmienił jego kierownik Pan Zbigniew Kowalski. Niestety uciekający bandyci byli już daleko z przodu zbliżając się w szybkim tempie do Mszczonowa. Poinformowani o strzelaninie w Żyrardowie przez radio policjanci z sąsiedniego miasta używając TIR-a zablokowali drogę na wiadukcie w Słabomierzu zmuszając uciekinierów do zawrócenia i skierowania się z powrotem w kierunku Żyrardowa. Nim pędząca Nyska dojechała do Korytowa wracający samochodem osobowym uciekinierzy skręcili obok korytowskiego młyna i skierowali się w stronę Radziejowic. Tam ostrzelali kolejny radiowóz raniąc policjanta w ucho i skręcili na „katowicką” w kierunku Warszawy. Tu, po przejechaniu około 7 kilometrów zatarli prawdopodobnie silnik w samochodzie i tak jak poprzednio postanowili za wszelką cenę zatrzymać kolejny. Tu padło nieszczęśliwie na zmierzającego w kierunku Katowic kierowcę Mercedesa. Zignorował on nakaz zatrzymania się i ominął gangsterów. Jak się później okazało pierwsza seria przestrzeliła mu nogi i raniła pasażera, druga postrzeliła w głowę powodując natychmiastową śmierć, a samochód siłą rozpędu wpadł do rowu i uderzył w drzewo. Zdesperowani mordercy wrócili na przeciwległy pas i zatrzymali zbliżającą się Tavrię, sterroryzowali kierowcę, przejęli samochód i uciekli w kierunku Warszawy.
      Tu trop urywa się na kilkadziesiąt godzin.  Po kilku minutach pędząca z Żyrardowa Nyska dojeżdża do miejsca zabójstwa i tu kończy swój udział w akcji, będą cały czas tuż za uciekinierami, a jadącym w niej policjantom pozostawało tylko oglądanie efektów ucieczki i zabezpieczenie miejsca.
     W tym momencie rozpoczyna się żmudna policyjna akcja poszukiwawcza zakończona szczęśliwie sukcesem. Około 2,5 tysiąca policjantów, jednostka antyterrorystyczna oraz cztery helikoptery przeczesują teren, a zaangażowani 24 godziny na dobę policjanci typują sprawców. Szybko okazało się, że jednym z nich jest W.S., który nie powrócił z przepustki do zakładu karnego. Dwa dni później około godziny ósmej dyżurny komisariatu policji w Rawie Mazowieckiej odbiera telefon. Okazuje się, że dodzwonił się kierowca TIRA, informując, iż dopiero, co wysadził przy drodze na Skierniewice brudnego i wyczerpanego młodego mężczyznę, który szybko chciał dostać się do jakiejkolwiek stacji PKP, a jako że słyszał o akcji policji sprzed dwóch dni zaczął podejrzewać, iż wiózł jednego z przestępców. Jak się okazało słusznie.  Zaalarmowany patrol udał się nieoznakowanym Żukiem na miejsce i rzeczywiście wśród kilku autostopowiczów znajdowała się osoba o wskazanym rysopisie. Natychmiast przystąpiono do działania i ujęto jednego z poszukiwanych, rannego, brudnego i wyczerpanego. Podczas przesłuchania wyszły na jaw kolejne fakty i godziny po ich zniknięciu zaczęły wypełniać się kolejnymi informacjami. Otóż dotarli drogą okrężną pod Rawę Mazowiecką, gdzie siłą zdobyli apteczkę i prowizorycznie opatrzyli rannego, a następnie udali się w kierunku Radomia. Tam rozdzielili się, a pojmany i zeznający ranny gangster udał się do Nowego Miasta, gdzie złapał właśnie tego TIR-a chcąc dojechać do Piotrkowa Trybunalskiego na stację PKP. Podczas rozmowy kierowca samochodu ciężarowego zasugerował bliższą stacje w Skierniewicach i też z tego powodu znalazł się on ponownie pod Rawą Mazowiecką, gdzie został pojmany. Kolejne zatrzymania były tylko kwestią czasu. W. S. zatrzymano, również 14 maja, w Ostrowcu Wielkopolskim. Zaskoczony zaczął uciekać, a gdy po oddaniu strzałów ostrzegawczych nie zareagował został raniony w podudzie. Najdłużej ukrywał się J.P., ale i on wpadł.Jak się okazało jednym z pojmanych był dawny uciekinier z 6 Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej, zwany pewnie od jednostki, z której zdezerterował „Komandosem”. Postawiony przed sądem wojskowym uciekł z sali rozpraw przez okno i ukrywał się prawie osiem miesięcy, a ostatnio odsiadywał wyrok 2,5 roku więzienia za kradzież i włamanie. 
       Po dwóch latach zapadł wyrok skazując W.J na 20 lat pozbawienia wolności, W.S i P.G na 11 lat, a J.P na 10 lat.

    Artykuł nie powstałby bez informacji udzielonych przez żyrardowskiego policjanta, Czesława Tkacza, naocznego świadka tamtych zdarzeń.