wtorek, 14 marca 2023

Epizod 174 - M/S "Żyrardów" i jego historia

 

Czternasty stopień, jedna minuta i trzydzieści sekund szerokości geograficznej północnej.

Czterdziesty drugi stopień, czterdziesta pierwsza minuta i trzydziesta pierwsza sekunda długości geograficznej wschodniej.

Najpewniej nic to nie mówi nikomu. Ot jakiś punkt na mapie, gdzieś daleko od Polski. Rzeczywiście daleko, bo aż na Morzu Czerwonym u brzegów wyspy Zukar należącej do archipelagu Hanisz, o który z resztą przez wiele lat rościły sobie prawo Jemen i Erytrea, aby w końcu podzielić go w taki sposób, iż największe wyspy należą do Jemenu, mniejsze natomiast do Erytrei.

I tu, u brzegu największej z nich, Zukar, możemy na mapie Google dostrzec pięknie zarysowany kadłub statku osiadłego na mieliźnie. Biorąc pod uwagę fakt, iż takich przypadków na świecie jest od groma, najpewniej i ten jest kolejnym porzuconym i niszczejącym wrakiem. Jednak dla mieszkańców Żyrardowa to nie byle jaki statek, to nasz flagowy m/s „Żyrardów” chłodnicowiec, który zakończył swoją służbę jako „Ocean Breeze”, ale po kolei.

Kiedy w 1970 roku ówczesny komandor Jerzy Koziarski dostarczył do lokalnego „Życia Żyrardowa” zdjęcie jakiegoś budowanego statku, na którym umieścił własnoręcznie napis „Żyrardów”, gazeta szybko podchwyciła temat i umieściła prima aprilisowy artykuł tejże oto treści:

„W Stoczni Gdańskiej im. Lenina weszła w ostatnią fazę budowa nowego motorowca o nośności 12500 DWT, któremu przyszły użytkownik Polskie Linie Oceaniczne postanowił nadać nazwę „Żyrardów”. Zgodnie z planem – wodowanie tego pięknego, nowoczesnego drobnicowca nastąpi w najbliższą środę. Na uroczysty chrzest statku udaje się do Gdańska delegacja władz miejskich…”.

Jakże proroczy był to żart. Dokładnie dziesięć lat później delegacja żyrardowska dokonuje wodowania statku.

Na zlecenie Polskich Linii Oceanicznych w stoczni w Lizbonie, a dokładnie w Arsenal do Alfeite SA, Almada w Lizbonie 28 lutego 1979 roku statek ochrzczono i wodowano, a następnie odholowano do Gdańska, gdzie wyposażono go w pełni, oczywiście w Stoczni im. Lenina w Gdańsku. Jeszcze w 1979 roku Żyrardów odwiedził przyszły kapitan Władysław Korcz oraz nadzorujący budowę inż. Janusz Wakuja, aby zapoznać się z miastem patronem, nawiązać znajomości i zwiedzić żyrardowskie zakłady. Na oficjalne podniesienie bandery trzeba było jednak czekać aż do 10 kwietnia 1980 roku, kiedy to na zaproszenie PLO do Gdyni udała się delegacja żyrardowskich notabli w składzie: Elżbieta Bakuła – I sekretarz KM PZPR, Zofia Ładyńska – członek Prezydium CKKP, Józef Marchewa – sekretarz KM PZPR, Witold Zera – przewodniczący MK FJN, Janusz Ochocki – I sekretarz KZ PZPR w Zakładach Lniarskich, Józef Markiewicz – zastępca dyrektora Zakładów Lniarskich, Lechosław Włodarczyk – zastępca dyrektora Centralnego Laboratorium, Karol Nowakowski – kamerzysta, Maciej Twardowski -lokalny dziennikarz oraz oczywiście matka chrzestna Irena Lipińska. Jak widać sama śmietanka. Ale to nie wszyscy, którzy pragnęli ogrzać się w blasku fleszy. Nie brakowało również przedstawicieli armatora, wyższych władz politycznych, Stoczni Gdańskiej, nawet konsulowie ZSRR i NRD. Również komandor Koziarski wraz z małżonką nie omieszkali uczestniczyć w tymże wydarzeniu. Pierwszym kapitanem mianowany został Łodzianin Władysław Korcz, który odebrał banderę od Kazimierza Misiejuka, jednego z dyrektorów PLO, aby następnie przy dźwiękach hymnu wciągnąć ją na maszt. Po oficjalnych uroczystościach goście udają się na mostek kapitański, gdzie m.in. Irena Lipińska odbiera pamiątkowy puchar i wznosi toast.

„Pomyślnych wiatrów”.

Sam statek bieli się z daleka. Niebieski napis Żyrardów, herb miasta oraz napisy Żyrardów na kołach ratunkowych widoczne są z daleka. Ale to nie wszystkie elementy związane z naszym miastem. W messie replika panoramy miasta, lniane obicia i obrusy, ściany udekorowane widokami Żyrardowa pędzla Wiesława Śniadeckiego.

Sam statek to sto siedemdziesiąty trzeci statek PLO oraz jeden z trzech chłodnicowców zbudowanych dla PLO. Pozostałe dwa to m/s „Czerwoni Kosynierzy” oraz m/s „Dzieci Polskie”. Trzeba jednak nadmienić, iż był to chłodnicowiec typowy, o symbolu B-437, których w sumie wybudowano ponad 20 sztuk, ale większość sprzedano do ZSRR. Posiadał on cztery ładownie podzielone na czternaście przedziałów o łącznej pojemności około 7 tysięcy metrów sześciennych. 

Statek miał nośność 5600 ton, a typowo techniczne parametry to: 140 metrów długości, 18 metrów szerokości i około 50 metrów wysokości (od kila do końca masztu). Jednostką napędową był wyprodukowany w Zakładach Cegielskiego w Poznaniu silnik o mocy 14 tyś. KM, co pozwalało osiągać prędkości około 21,5 węzła (39 km/godz.), zanurzenie 6,2 m, Załoga składała się z trzydziestu ośmiu osób ulokowanych w pojedynczych kabinach.

Jako, że głównym przeznaczeniem jego był przewóz bananów, cytrusów, owoców, mięsa, masła i ryb w pierwszy rejs wyruszył w połowie kwietnia 1980 roku oczywiście do Ekwadoru i Kolumbii. Pierwszy trwał około pięciu tygodni, po których to zawinął on do portu gdańskiego przywożąc partię 2 tysięcy ton bananów z Kolumbii. Oczywiście pierwsze banany musiał zobaczyć prezydent Żyrardowa Piotr Myszkowski, który udał się do Gdańska wraz z Ireną Lipińską w delegację, aby dostarczyć kopię panoramy do messy kapitańskiej oraz porozmawiać z kapitanem i załogą. Ustalono wówczas, iż drużyna morska ZHP przy Liceum Ogólnokształcącym zostanie objęta patronatem załogi m/s „Żyrardów”. W kolejnych miesiącach statek odbył kursy m.in. do Stanów Zjednoczonych skąd w chłodniach przywiózł masło i ryby opisane jako dar narodu amerykańskiego dla Polski. Już po roku stanowisko kapitana objął Tadeusz Masłyk. Wówczas statek opuścił port w Gdyni zabierając ładunek…251 samochodów Fiat 125p dla Ekwadoru i Peru. Ten dość oryginalny ładunek nie był w gruncie rzeczy czymś wyjątkowym, ponieważ oddając statek do użytku planowano również takie jego zastosowanie. Statek jak widać był wykorzystywany do różnych zadań przewożąc towary nie tylko z i do Polski, ale również pomiędzy innymi krajami np. banany z Ekwadoru do Argentyny czy ryby z okolic Vancouver. W tym czasie statek otrzymał również własną pieczęć: wpisany w koło trójząb na tle kiści bananów z napisem m/s „Żyrardów”. Jakże oryginalne. Jak istotnym w ówczesnym czasie dla miasta było „posiadanie” własnego statku niech świadczy fakt częstego wysyłania korespondencji przez kapitana Masłyka do prezydenta Tadeusza Waska z różnych mórz świata, informowanie o miejscu postoju czy też kolejne kroki do „połączenia” Żyrardowa z morzem, ot choćby budowa modelu statku przez Zenona Zajdla, czy pomoc w założeniu izby pamiątek morskich w mieście. Przez lata statek wykonał wiele rejsów często w odległe krańce świata. Ot choćby z bananami z Ekwadoru do Nowej Zelandii. Ale chyba największą przygodę i tajemnicę jaką zawarto w dzienniku okrętowym były światła w Trójkącie Bermudzkim, jak to opisano „nie określona poświata bijąca spod  wody” i jak tłumaczył ówczesny kapitan Lech Dmochowski, „nie był to plankton, na pewno”. Ponadto liczne sztormy, przechyły sięgające 55st. czy jedenastomiesięczne rejsy. Dobrze, że statek wyposażony był w projektor, wideo, ciemnię fotograficzną, saunę, salę gimnastyczną czy basen kąpielowy. Czas mijał z tymi udogodnieniami  znacznie przyjemniej.

Stosunki pomiędzy załogą statku i radą miasta były od początku więcej niż poprawne. Kolejni kapitanowie, w tym przypadku Leon Groch w 1985 roku zaproponował zorganizowanie konkursy plastycznego  „Migawki z życia miasta”, a najlepsze prace miały być wyeksponowane na statku, ponadto ufundowano książeczkę mieszkaniową dla sieroty z Domu Dziecka. Przedstawiciele załogi nie omieszkali również odwiedzić Żyrardów. W lutym 1985 roku statek rozpoczął służbę dla „Transoceanu” przewożąc ryby z południowego Atlantyku oraz północnego Pacyfiku. I tak to trwało do 1992 roku, kiedy to został sprzedany firmie Endeavour Shipping SA z siedzibą w Panamie i po raz pierwszy zmienił nazwę, na „Nordic Trader”. Po niespełna trzech latach zmienił banderę na bahamską, a za tym również poszła kolejna zmiana nazwy na „Aquilla II”, a w papierach jako kraj port macierzysty wpisano jednak Monrovia.

Ostatni epizod życia chłodnicowca rozpoczął się w 1998 roku, kiedy to otrzymał cypryjską banderę oraz ostatnią już nazwę „Ocean Breeze”. Epizod tragiczny i finalny dla naszej chluby. Otóż 25 września 2001 roku statek został zaatakowany na Morzu Czerwonym przez pięciu uzbrojonych piratów, którzy dostali się na statek. Sterroryzowali obsługę i kapitana, ale kiedy to zostali poinformowani o wysłanym już sygnale S.O.S. i zbliżającym się helikopterze ze wsparciem, sytuacja zmieniła się na ich niekorzyść. Łupieżcy w pośpiechu wycofali się zostawiając przerażoną załogę na statku. W obawie przed ponownym atakiem na wygaszono światła, ale po kilku godzinach, o 19:30,  pomni wcześniejszych wydarzeń kapitan wraz załogą opuścili statek lokując się na przepływającym „Nordstrand”. 

„Ocean Breeze” został porzucony i po jakimś czasie wykreślony z rejestru jednostek pływających. I tak już od ponad dwudziestu jeden lat pozostaje u brzegów Zukar służąc zapewne florze i faunie basenu Morza Czerwonego za dom. 

Zdjęcia ze strony Shipspotting.com 

sobota, 4 marca 2023

Epizod 173 - Nieosądzeni kaci z SS

W listopadzie 1943 roku do już działającej na terenie Żyrardowa żandarmerii, dodano dwudziestu członków 11 kompanii 3 batalionu 22 pułku policji „Schupo” odkomenderowano z dopiero co spacyfikowanego getta warszawskiego w celu zaprowadzenia porządku w mieście i okolicy. Rozpoczyna się kolejny czarny i mroczny okres w historii Żyrardowa, morderstwa, terror i egzekucje, a wszystko to wychodziło  z willi „Wanda”, gdzie stacjonowali mordercy. Początkowo komendantem posterunku został mianowany oberwachtmeister Joseph Hottinger, a jego zastępcą hauptwachtmeister Karl Amman. Rozpoczął się wówczas terror na niespotykaną w mieście skalę i rozmach. Permanentne łapanki, aresztowania i doraźne egzekucje. Wywózki na wydmy międzyborowskie, czy do lasu mszczonowskiego, a tam rozstrzeliwania. Kto od razu trafił do lasu bądź na wydmy miał o tyle szczęścia, że nie był poddawany bestialskim torturom. Niestety wielu katowano w willi „Wanda”, przetrzymywano w komórkach Błaszczyńskiego przerobionych na areszt śledczy, a znajdujących się przy ulicy Bohaterów, przesłuchiwano wiele dni niewinnych mieszkańców i poddawano wielogodzinnym przesłuchaniom, aby zmaltretowanych i bliskich śmierci wywozić do lasu i pod pozorem ucieczki zabijać.
Co tydzień, zgodnie z niemieckim porządkiem, wysyłano raporty do dowódcy kompanii Waschowa, wskazując postępy w eliminowaniu niebezpiecznych jednostek, czy to wykonując egzekucje, czy odsyłając do SD do Warszawy w celu dalszych przesłuchań. Każdy z raportów zawierał informację o dacie egzekucji, liczbie rozstrzelanych i rodzaju przewinienia. Kiedy w styczniu 1944 roku Joseph Hottinger zostaje ranny podczas obławy na Papierni, gdzie w podpalonych przez Niemców zabudowaniach gospodarskich ginie siedmiu gwardzistów, a na pamiątkę po tym bestialskim morderstwie został pamiątkowy pomnik, zastępuje go zugwachtmeister Wilhelm Wiesel, które przebija w bestialstwie Hottingera. Bicia, wieszanie na kiju wepchniętym pomiędzy związane ręce a kolana i katowanie w celu wymuszenia zeznań. Później wywózka mniej istotnych person do lasu i egzekucja, a tych „rokujących” i wiedzących więcej do Warszawy. Wielu z nich do dziś pozostaje tylko numerem bez nazwiska, część to osoby znane, ale najbardziej „medialną” sprawą była egzekucja pod murem tkalni, która dowodził sam Waschow, fatygując się i przybywając do miasta, aby osobiście nadzorować egzekucję.       
Wojna zbliżała się ku końcowi i okupantom zaczął się obsuwać grunt spod nóg. Szybko wyjeżdżają z Żyrardowa i rozpływają się po terenie Republiki Federalnej Niemiec, gdzie stają się praktycznie bezkarni. Waschow po wojnie służył swoim doświadczeniem w policji Gettingen jako polizeirat i mieszkał w willi przy ulicy Plancka 9. Amman zaczepił się na stanowisku haptwachtmeistera policji w Ulm razem z kilkoma swoimi podwładnymi z Żyrardowa. Również następca Hottingera, Wiesel dostał pracę w policji w Hamburgu i mieszkał przy ulicy Elbdeich 140 w Hamburgu. W Hanowerze policjantami byli Pralle i Schund. Jakież było zdziwienie Schattmenmmana, kiedy po złożeniu pozwu w sądzie w Stuttgarcie, dowiedział się w dniu 27 kwietnia 1959 roku, czyli prawie rok po dostarczeniu swoich informacji,  od prokuratora Nellmana, iż wskazani przez niego zbrodniarze wojenni nie mieszkają w Stuttgarcie i prokuratura w Stuttgarcie nie jest właściwa do rozpatrywania tej sprawy. Takie wstrzymywanie się przed wymierzeniem sprawiedliwości było w zachodnich Niemczech na porządku dziennym. W pewnym stopniu RFN stał się jakby azylem dla zbrodniarzy wojennych, zwłaszcza że zgodnie z ówczesnym prawem niemieckim i konstytucją, zbrodnie wojenne ulegały przedawnieniu po 20 latach, czyli w 1965 roku. Podniosły się wówczas głosy z całego świata, aby zmienić te zapisy, zwłaszcza, że proces frankfurcki, gdzie skazywano zbrodniarzy z Oświęcimia nie dobiegł do końca i miałby on darować winy zbrodniarzom oraz dać im możliwość powrotu do Niemiec tym ukrywającym się od 20 lat.    
Kiedy w dniu 11 czerwca 1958 roku do prokuratury w Stuttgarcie wpływa oskarżenie wskazujące m.in. Karla Ammana, Wilhelma Wiesela, czy Waschowa złożone przez intendenta Franza Schattenmanna, jako winnych zbrodni popełnionych w Żyrardowie wydaje się, że w końcu zaciśnie się na ich szyjach stryczek sprawiedliwości.  
Kiedy w 1962 roku na łamach pisma „Die Tat”, ukazującego się w zachodnich Niemczech pojawiły się wspomnienia intendenta z żyrardowskiego garnizonu, Franza Schattenmanna, wydawało się, że godziny morderców są w końcu policzone i ktoś zajmie się tym odkładanym od lat problemem. Nie dość, że wymienił z nazwiska zbrodniarzy wojennych, którzy w latach 1943 – 1944 wprowadzili terror na ulicach miasta i okolic, to jeszcze wskazał gdzie po wojnie pracowali i jakie pełnią funkcje.  

W 1967 roku Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce wznowiła wówczas śledztwo w sprawie morderców z Żyrardowa. Waschow, Amman, Wiesel, czy Leber, Ralf Federmann, Pralle i Schund mieli czuć się zagrożeni. Zbieranie dowodów, spisywanie zeznań i ustalanie faktów trwało kilka lat. W latach 1974 roku komisja w końcu przekazała do Ludwigsburga 49 protokołów zeznań świadków oraz wiele innych dokumentów w sprawie „Schupo” z Żyrardowa oraz gestapo z Żyrardowa. (Oskarżono m.in. Washowa, Wiesela, Ammana, Federmana, a z gestapo (Georga Mayera, Karla Mayera, Karla Brandta, Rudolfa Gruendigera obwiniając ich o śmierć 245 mieszkańców miasta i okolic.  
Gestapo w domu Masałkowskiego przy ulicy Radziwiłłowskiej i Armii Czerwonej (brak tablicy).
Lista nazwisk jest długa: Zbigniew Stanclik, Janusz Horodyski,  Henryk Holc (wszyscy giną pod cmentarzem), Julian Lendzion PPR w Palmirach, synowie lekarza Cudnego pod kościołem, w choince radziejowskiej (Irena Przybysz, Jerzy Rozwenc, Wacław Pech, Józef Antczak, Bernard Oskiera, Stanisław Kuran, Henryka Barańska, Marianna Barańska, Adam Stępniewski, Alekszander Głowacki, Maria Zakrzewska, w Międzyborowie (Marian Danielewski, piłkarz Marian Pindor, Walenty Łabędzki, Józef Woźniak, Henryk Krawczyk, Sankowski, las pod Osuchowem (Stefan Penkacki, Wacław Jakubowski, Stanisław Szkop, Ryszard Górecki. Ponadto Stanisław Cieślak i jego żona (za podglądanie podczas obławy),  Wincenty Śliwiński pod kościołem, Stanisław Gmurek – dorożkarz, Aleksander Jadłowski, Kazimierz Jakub na Ogrodowej, Feliks Dąbrowski w Schupo, Janina Cybulska zakopana żywcem. Ponadto Adam Pawlak, Ryszard Kreter, Aleksander Kreter odkopani pod willą Wanda. Stefania Sadowska 12 lat. Ale to nie wszyscy. To tylko krótka lista ofiar.     

środa, 4 marca 2020

Epizod 172 - Stary basen przy Kanałowej


Budowa żyrardowskiego hospicjum przy ulicy Kanałowej wkrótce wejdzie w kolejną fazę. Teren może niezbyt sprzyjający odpoczynkowi, ale budzący jednak wśród mieszkańców, zwłaszcza tych których dzieciństwo przypadało na lata 50-te, 60-te i 70-te, nieskrywany sentyment. Chodzi jednak nie o planowany budynek, a o dawno już zlikwidowany tzw. "stary basen" przy ulicy Kanałowej, który jeszcze na początku lat 70-tych XX wieku, może już nie nadający się do użytku, ale wówczas ciągle istniejący, był jedynym miejscem letniego odpoczynku nad wodą w Żyrardowie. Jednak niespełniający wówczas żadnych norm, czy to sanitarnych, czy też typowo funkcjonalnych, odstąpił pierwszeństwo nowemu, luksusowemu jak na tamte czasy basenowi przy ulicy Farbiarskiej, którego jednak dziś również nie zobaczymy.

Historia basenu przy ulicy Kanałowej rozpoczyna się w XX-leciu międzywojennym. Powstał on w 1934 roku. W pierwszych latach działania składał się z basenu dla dorosłych wraz z 10-metrową trampoliną i brodzika dla dzieci. W wolnych chwilach korzystający mogli skorzystać z wybudowanej kawiarni, a przebrać się w pobliskiej szatni. Na basen można było dostać się drewnianym mostkiem od ulicy Kanałowej bądź od łąk korytowskich. Wtedy wybuchła wojna. Nie myślało się wówczas o zabezpieczeniu i konserwacji, dlatego basen i infrastruktura szybko uległy dewastacji. Drewniany basen oraz szatnia spróchniały, natomiast kawiarnię najpewniej podpalono i pozostały po niej jedynie zgliszcza. Po zakończeniu działań wojennych z braku jakiejkolwiek alternatywy postanowiono ratować basen i przeprowadzono niezbędne remonty, oczywiście w czynie społecznym. Wymieniono przegniłe deski niecki basenu, która miała głębokości wahającą się pomiędzy 1 a 2 metrami oraz usunięto trampolinę. Poprawiono ujęcie wody z rzeki, ale przy okazji zlikwidowano niestety brodzik dla dzieci i skrócono basen o metr. Skutkowało to tym, że od tego czasu nie nadawał się do urządzania zawodów sportowych, nie spełniając wymaganych parametrów. Niemniej w 1952 roku oddano do użytku wyremontowany basen, tworząc nawet przy nim szkółkę pływacką.

Jako że basen był drewniany i nie posiadał urządzeń oczyszczających rokrocznie musiał być remontowany i odnawiany, co pochłaniało znaczne środki finansowe. Wszak unoszony z nurtem rzeki muł cały czas wpadał do basenu i barwił wodę na brunatny kolor. W kolejnych latach nieckę wybetonowano i zamontowano filtry oraz chlorowanie, ale nadal to była woda bezpośrednio z rzeki. W związku z tym już na początku lat 60-tych podjęto działania w celu wybudowania nowego basenu z prawdziwego zdarzenia. Ustalono, iż potrzebna będzie kwota około 4 milionów złotych, a której połowę planowano uzyskać z nadwyżki budżetowej a pozostałe 2 miliony złotych planowano pozyskać składając wniosek do Miejskiego Komitetu Odbudowy Kraju i Stolicy. Argumentowano konieczność budowy nowego basenu pilnymi potrzebami socjalno - kulturowymi miasta. Architekt miejski Jerzy Sikorski wykonał nawet wytyczne do założeń projektu licząc iż wniosek ten zostanie zaakceptowany przez Komitet. Plany były tak zaawansowane, iż planowano zakończyć projekt w 1964 roku, a budowę już w 1965. Jak wiemy budowa nowego basenu przy ulicy Kanałowej nie doszła do skutku, gdyż wkrótce pojawiła się możliwość stworzenia całkiem nowego basenu, nie w nurcie rzeki, a w całkiem nowym miejscu, blisko zakładów, ułatwiając w ten sposób możliwość korzystania z niego wielkim rzeszom mieszkańców spragnionych basenu z prawdziwego zdarzenia. Jednak zanim realizacja tego przedsięwzięcia doszła do skutku ludność Żyrardowa nadal korzystała z tego oddalonego od centrum miejsca wypoczynku do dziś z sentymentem wspominając jak to było prawie pół wieku temu. Nie jedna osoba dostawała się na basen od strony łąk korytowskich, oczywiście bez biletu. Mieszkańcy wspominają również jak to w tamtych wspaniałych czasach łowili raki tuż za basenem, a ci bardziej odważni łapali piżmowce wsadzając ręce pod wodę. Wiele osób nauczyło się tam pływać, w czym pomagali instruktorzy oraz zdawało się na kartę pływacką. Natomiast jeszcze przed wojną odbywało się tam lekcje wychowania fizycznego.

Artykuł nie powstałby oczywiście bez pomocy mieszkańców, którzy doskonale pamiętają tamte lata. Szczególnie dziękuję Andrzejowi Boguckiemu, Zbigniewowi Czarnocie, Bożenie Kowalskiej, Ewie Gabrylewicz, Ryszardowi Stefankiewiczowi, Tomaszowi Zgaga oraz Włodkowi Czerniawskiemu. Bez waszych wspomnień i szczegółów nie powstałby ten artykuł.       



czwartek, 27 lutego 2020

Epizod 171 - Zatajona katastrofa kolejowa


Żyrardowski dworzec nie zawsze wyglądał jak dziś. Wysokie perony ułatwiające wejście do pociągu, przejścia podziemne, a wcześniej kładka nad torami. Wystarczy jednak spojrzeć na stare zdjęcia i możemy zauważyć, iż nie zawsze świat ułatwiał ludziom życie. Nie inaczej prezentowała się sytuacja  w Żyrardowie. Jeszcze w  latach 50-tych, aby wsiąść do pociągu trzeba było robić to praktycznie z poziomu gruntu, łapać się uchwytów i wspinać na schodki, które wydawać by się mogło zaczynały się zbyt wysoko. Czasem jeszcze dziś, podczas awaryjnego wysiadania z wagonu prosto na tory, można się przekonać iż nie jest to zbyt wygodne zwłaszcza dla osób starszych. Wracając jednak na żyrardowski dworzec warto przypomnieć o tragicznej w skutkach katastrofie kolejowej , o której nie znajdziemy informacji w annałach. Czasy stalinowskiego terroru, kiedy to miała miejsce owa historia pełne są ukrywanych i skrzętnie pomijanych katastrof. Polska podnosząca się ze zgliszczy wojennych pod czujnym okiem „wyzwolicieli” radzieckich nie mogła sobie pozwolić na potknięcia. Kraj miał szybko wrócić na jedyne słuszne tory, a każda sytuacja pokazująca, że nie radzimy sobie z tym była ukrywana i pomijana.
Tak było również w tym wypadku. Szczęśliwie nadal żyją ludzie, którzy pamiętają tamten dzień i choć byli tylko dziećmi, obrazy tragedii widzą w swojej pamięci. Ponadto, co pewnie i tak by nie zmieniło historii, aczkolwiek lokalny tygodnia „Życie Żyrardowa”, który od dziesiątek lat, mniej lub bardziej tendencyjnie informuje o zdarzeniach, najpewniej w połowie 1951 roku nie zamieściłby żadnej informacji o katastrofie kolejowej. Nigdy się jednak o ty nie dowiemy, gdyż pierwszy numer ukazał się dopiero kilka tygodni po tejże tragicznej w skutkach katastrofie, a przesiąknięty był wszechobecną propagandą.
A był to zwyczajny, choć upalny dzień 14 lipca 1951 roku. Jak co dzień wiele osób przewijało się przez żyrardowski dworzec. Trzeba w tym miejscu przedstawić obraz lokalnego woksału, który wyglądał inaczej niż obecnie. Otóż na peron wychodziło się przez drzwi od strony torów. Nie było siatki, ani płotu odgradzającego budynek od torowiska. Z dworca przechodziło się bezpośrednio po szynach na niewielki peron zlokalizowany pomiędzy torami. Czekający na nadchodzący pociąg często stali pomiędzy nimi bacznie obserwując otoczenie. Najpewniej podobnie było tego feralnego dnia. Tyle że wtedy stała się rzecz bardzo rzadko mająca miejsce. Otóż w momencie kiedy kilkadziesiąt osób czekało na osobowy pociąg w kierunku Warszawy niefortunnie w tym samym momencie, na wysokości peronu minęły się z wielką prędkością dwa pociągi pospieszne. Czy osoby stały zbyt blisko krawędzi peronu, czy może peron był zbyt wąski dla znacznej ilości osób? Tego nie wiemy, aczkolwiek skutki okazały się tragiczne. Podmuch i pęd powietrza wciągnął pod koła wiele osób, które straciły równowagę. Kiedy pociągi przemknęły, oczom pozostałych przy życiu ukazał się widok jak z horroru. Na torach i peronie wszędzie znajdowało się ciała zabitych, niektóre rozczłonkowane porozrzucane po torowisku. Osoby ranne krzyczały przeraźliwie, część straciła swoich bliskich i w rozpaczy krążyła po peronie. W skutek tej katastrofy śmierć poniosło około 20 osób, a wiele rannych trafiło do szpitala.
I tu pojawia się pytanie komu zależało na ukryciu tego tragicznego zdarzenia w takim stopniu, iż próżno szukać informacji na ten temat? A przecież za kilka tygodni, 28  grudnia, w Dębicy zginęło 11 osób i na ten temat bardzo łatwo można znaleźć informacje w wielu źródłach. Ale szczęśliwie o tych tragicznych wydarzeniach nie zapomnieli naoczni świadkowie, którzy doskonale pamiętają tamte sceny i dzięki nim my również możemy sobie o nich przypomnieć i ujawnić tajemnice PRL-u.


wtorek, 18 lutego 2020

Epizod 170 - Jak zmieniały się granice Żyrardowa

Żyrardów to stosunkowo nowe miasto, które kilka lat temu obchodziło stulecie istnienia generując wśród żyrardowskich historyków zagorzałe dyskusje o konkretnej dacie otrzymania praw miejskich. I tak jak bywa to w podobnych sprawach zagwostka nie do końca została rozwiązana i nadal nie ma całkowitej zgody wśród lokalnych faktografów. Jednak dla zawartości tego artykułu nie ma to większego znaczenia, czy był to 1915, czy któryś z miesięcy roku następnego. Faktem i istotą tego zagadnienia była wymagana konieczność ustalenia w końcu granic nowego miasta, Żyrardowa, które mimo posiadania w początkach XX wieku największej w okolicy populacji mieszkańców, administracyjnie ciągle było wsią.
plan Żyrardowa z 1926 roku
Dopiero wejście do Żyrardowa von Armina z wojskami niemieckimi i „zlecenie” pierwszemu burmistrzowi Józefowi Procnerowi wytyczenia granic nowego miasta, dało możliwość uregulowania niejasnej do tej pory przestrzeni i ustalenia gdzie się zaczyna, a gdzie kończy Żyrardów. I Procner przedstawia granice miasta jako obszar zamieszkany przez około 30 tysięcy osób oraz zajmujący sześć wsi oraz wbija tyki na nowo określonych granicach, obejmując wówczas Osadę Fabryczną, Rudę, Podlas, Marjampol, część Teklinowa oraz Bieganów i Papiernię z Parkiem Ludowym. W granicach miasta został ujęty również folwark z browarem, garbarnia Schmidtów oraz trzy cmentarze, coś około 435 hektarów.
Nie mamy jednak na to papieru. Dopiero Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 25 lutego 1924 r. o zmianie granic miasta Żyrardowa, należącego wówczas do powiatu błońskiego, mówi nam ściśle gdzie przebiegają granice i staje się pierwszym dokumentem regulującym ten stan, stan który zostanie zmieniony jeszcze dwukrotnie, w roku 1959 oraz 1984. 

Rozporządzenie z 1924 roku rozszerzało miasto do 710 hektarów
Wracając jednak do pierwszego ustalenia granic najlepiej zacytować zapisy z rozporządzenia. Otóż dokument mówił, iż:
„Granica północna: biegnie w kierunku północno-wschodnim: od punktu na drodze, prowadzącej z Żyrardowa do folwarku Sokole, w odległości 450 metrów od granicy gruntów fabryki Żyrardów, linją długości 300 metrów do punktu na drodze z osady fabrycznej do wsi Wiskitki w odległości 350 metrów od punktu przecięcia wyżej wymienionych dróg; z tego punktu granicą pomiędzy gruntami fabryki Żyrardów i gruntami wsi Papiernia, vel Piotrowina; granicą między gruntami fabryki Żyrardów i gruntami wsi Kozłowice Stare do szosy z Żyrardowa do Wiskitek; granicą pomiędzy gruntami wsi Teklin Stary i gruntami tejże wsi Kozłowice Stare; a następnie wsi Kozłowice Nowe do punktu przecięcia powyższej granicy z linją rozdziałową pomiędzy gruntami wsi Teklin Stary i Teklin Nowy.

Granica wschodnia: biegnie linjami łamanemi w kierunku południowo-wschodnim; od wyżej opisanego punktu przecięcia granic wsi Kozłowice Nowe i Teklin Stary i Nowy miedzą pomiędzy gruntami dwóch ostatnich do narożnika cmentarza katolickiego; dalej po granicy zewnętrznej tego cmentarza i gruntów folwarku Ruda Guzowska; od najdalej wysuniętego w kierunku południowo-wschodnim narożnika tegoż cmentarza, poprzez grunta folwarku Ruda Guzowska do najdalej na północno-zachód wysuniętego narożnika zagajnika, do folwarku Ruda Guzowska należącego; po granicy tegoż zagajnika do cmentarza żydowskiego, po Zewnętrznej granicy cmentarza żydowskiego od najdalej na południowo-wschód wysuniętego narożnika tegoż cmentarza południowo-zachodnią granicą tegoż zagajnika; od najdalej na południo-zachód wysuniętego narożnika powyżej opisanego zagajnika po przedłużeniu poprzedniej granicy do granicy gruntów kolei; po przejściu przez linję kolejową, do przecięcia z granicą gruntów wsi Marjampol w odległości 700 metrów od granicy wsi Bieganów.

Granica południowa: od wyżej opisanego punktu po granicy gruntów folw. Ruda Guzowska i gruntów wsi włościańskiej Marjampol; po granicy gruntów folw. Ruda Guzowska z gruntami folw. Korytów; .po przedłużeniu poprzedniej granicy poprzez grunta fabryki Żyrardów do punktu przecięcia z szosą, prowadzącą do Mszczonowa; po granicy gruntów, Wydzielonych z folw. Ruda Guzowska. (rozsprzedanych na place) z grutami fabryki Żyrardów; po przedłużeniu ostatniej po granicy gruntów folwl. Ruda Guzowska i gruntów fabryki Żyrardów do przecięcia z rzeczką; środkiem koryta rzeczki, stanowiącej granicą między gruntami folw. Ruda Guzowska i gruntami, nabytemi z folwarku Korytów ©kolnie do przecięcia z granicą gruntów wsi Chroboty; po granicy gruntów folwarku Ruda Guzowska z gruntami wsi Chroboty do przecięcia jej z granicą lasów dóbr Guzów.

Granica zachodnia: od wyżej opisanego punktu przecięcia granic gruntów folw. Ruda Guzowska, wsi Chroboty i lasów dóbr Guzów w kierunku północno-zachodnim po granicy gruntów folw. Ruda Guzowska i lasów dóbr Guzów do granicy gruntów kolejowych; w kierunku południowo - zachodnim po północnej granicy gruntów kolejowych do przecięcia tej ostatniej z rowem, biegnącym przez środek gruntów wsi Piotrowina; poprzez grunta poleśne folw. Sokole po tym rowie w kierunku północno - zachodnim do granicy wsi Piotrowina; po zewnętrznej wschodniej granicy gruntów wsi Piotrowina do punktu przecięcia jej z gruntami folw. Ruda Guzowska z powyżej opisanym rowem, idącym przez środek gruntów wsi Piotrowina; po tymże rowie przez grunta poleśne folw. Sokole trzema linjami łamanemi do przecięcia tegoż rowu z drogą, prowadzącą z osady Żyrardów do folw. Sokole - Jako do punktu początkowego.”
fragment mapy z 1933 roku

Tak stan ziemski zachował się, aż do roku 1959, kiedy to kolejne rozporządzenie, tym razem z 21 stycznia 1959 roku po raz drugi zmieniało granice miasta należącego wówczas do województwa warszawskiego. I tu ponownie, aby nie uronić nic z tekstu należy zacytować:
„1. Do miasta Żyrardowa w województwie warszawskim włącza się z powiatu grodziskomazowieckiego w tymże województwie:
1) z gromady Kozłowice Nowe część obszaru wsi Kozłowice Stare tzw. "Przydatki" o powierzchni około 100 ha,
2) z gromady Korytów A część obszaru b. majątku OZR Ruda Guzowska o powierzchni około 80 ha,
3) z gromady Wiskitki obszary miejscowości Piotrowina i Dobra Sokule oraz obszar lasów państwowych nadleśnictwa "Skuły" obejmujący kwartały 26 i 31 o łącznej powierzchni około 97 ha,
4) z gromady Międzyborów część obszaru osady Międzyborów o powierzchni około 66 ha.
2. Nowa granica m. Żyrardowa i powiatu grodzisko-mazowieckiego biegnie:

Na odcinku gromady Międzyborów:
od punktu zetknięcia się granicy m. Żyrardowa z granicą gromady Międzyborów przy narożniku gruntów rozparcelowanego folwarku Ruda granica biegnie w kierunku południowo-wschodnim zachodnim brzegiem drogi i w kierunku północno-wschodnim południowym brzegiem drogi, dobiega do drogi Kozłowice Nowe - Henryszew i biegnie południowym brzegiem tej drogi w kierunku wschodnim i południowo-wschodnim, przecina rzeczkę i trasę PKP, załamuje się w kierunku północno-wschodnim i biegnie około 130 m wzdłuż gruntów kolejowych do punktu zetknięcia się z drogą polną, skręca w kierunku południowo-wschodnim i biegnie zachodnim brzegiem tej drogi do zetknięcia się z szosą Grodzisk Mazowiecki - Żyrardów, załamuje się w kierunku południowo-zachodnim i biegnie brzegiem północnym tej szosy, przecina rzeczkę i w odległości około 130 m skręca w kierunku południowo-wschodnim, przecina szosę i około 250 m biegnie miedzą do punktu zetknięcia się z narożnikiem gruntów wsi Bieganów, skręca w kierunku południowo-zachodnim i dobiega do granicy m. Żyrardowa w punkcie zetknięcia się gruntów wsi Mariampol i m. Żyrardowa.

Na odcinku gromady Korytów A:
granica biegnie od zbiegu dróg przy granicy m. Żyrardowa w kierunku południowo-wschodnim zachodnim brzegiem drogi równoległej do szosy Żyrardów-Mszczonów do załamania w kierunku południowo-zachodnim, tworząc zaskok około 40 m, brzegiem północnym tego załamania, następnie załamuje się w kierunku południowo-wschodnim i biegnie zachodnim brzegiem tej drogi, dobiega do drogi ze wsi Bieganów; północnym brzegiem tej drogi granica biegnie w kierunku południowo-zachodnim do rozwidlenia szosy Żyrardów-Mszczonów-Radziejowice, stąd skręca w kierunku południowo-zachodnim i biegnie wschodnim brzegiem tej szosy; w odległości około 110 m skręca w kierunku południowo-zachodnim, przecina szosę pod kątem prostym i rzekę Pisie i dobiega do starego kopca znajdującego się w narożniku gruntów przylegających do młyna w Korytowie i gruntów wsi Chroboty; załamuje się czterokrotnie (rozgraniczając grunty wsi Chroboty i majątku Korytów), biegnie w ogólnym kierunku północno-zachodnim i południowo-zachodnim, dochodzi do drogi polnej, skąd skręca na północny zachód i biegnie zachodnim brzegiem tej drogi, następnie linią łamaną dobiega do granicy m. Żyrardowa przy rzeczce Okrzeszy.

Na odcinku gromady Wiskitki:
a) od narożnika gruntów wsi Chroboty, lasów państwowych i m. Żyrardowa granica biegnie północnym brzegiem drogi w kierunku południowo-zachodnim, dalej krótkimi odcinkami w ogólnym kierunku południowym - zachodnim brzegiem tej drogi, następnie w kierunku południowo-zachodnim, duktem leśnym między kwartałami 37 i 40 około 260 m, skręca w kierunku północno-zachodnim i biegnie przez las, a następnie wschodnim brzegiem rowu, przecina szosę Żyrardów - Skierniewice, trasę kolejową PKP i dobiega do granicy m. Żyrardowa,
b) od punktu zetknięcia się granicy m. Żyrardowa z drogą ze wsi Łubna granica biegnie w kierunku południowo-zachodnim, a następnie w ogólnym kierunku północno-zachodnim, wschodnim brzegiem rowu przy lesie państwowym, obejmuje grunty wsi Piotrowina dział 1 i dobiega do granicy m. Żyrardowa,
c) granica biegnie brzegiem lasu państwowego wyznaczonego słupami betonowymi w kierunku północno-zachodnim do utrwalonego granicznym słupem betonowym narożnika gruntów lasów państwowych i części rozparcelowanego majątku Dobra Sokule do narożnika gruntów wsi Piotrowina dział 2, przecina drogę leśną (dukt), a następnie drogę Sokule-Żyrardów; od tego punktu granica biegnie w kierunku zachodnim i północno-zachodnim po zachodniej stronie drogi wiodącej do wsi Działki, skręca w kierunku północno-wschodnim i biegnie starą miedzą wysadzoną częściowo drzewami do zachodniego brzegu rzeki Pisi, dalej brzegiem tej rzeki w ogólnym kierunku południowo-wschodnim do starego młyna, przecina rzekę i dobiega do granicy gromady Kozłowice Nowe.

Na odcinku gromady Kozłowice Nowe:
granica biegnie północnym brzegiem drogi polnej w kierunku północno-wschodnim, a po przecięciu szosy Żyrardów-Wiskitki starą miedzą między gospodarstwami oznaczonymi w tabeli likwidacyjnej nr 5 i 6 wsi Kozłowice Stare i dobiega do gruntów wsi Kozłowice Nowe, stąd granica biegnie w ogólnym kierunku południowo-wschodnim granicą gruntów wsi Kozłowice Nowe i Kozłowice Stare, którą dobiega do granicy m. Żyrardowa.”.

I w końcu uchwała Wojewódzkiej Rady Narodowej w Skierniewicach z  dnia 30 listopada 1984 roku ostatecznie dołącza do miasta kolejne tereny wyznaczając jego dzisiejszy zasięg, obejmujący 14,4 km2, co jak na miasto jest powierzchnią bardzo niską. Powoduje to, iż przy przeciętnej gęstości zaludnienia dla miast wynoszącej 907 osób/km2, plasuje Żyrardów wśród najgęściej zaludnionych miast Polski. Biorąc pod uwagę stan na 2018 rok, zgodnie z danymi GUS, miasto zajmuje 15 miejsce z gęstością zaludnienia wynoszącą 2 797 os/km2,  przy powierzchni tylko 14,4 km2  i 40 139 mieszkańców, przy czym wartości dużo wyższe od Żyrardowa posiadają tylko Legionowo, Piastów, Świętochłowice oraz Swarzędz, gdzie gęstość wynosi pomiędzy 4 tyś, a 3,5 tyś mieszkańców. Z gęstością zaludnienia pomiędzy 3,5, a 2,5 tyś znajduje się tylko 19 miast i wśród nich Żyrardów. Z tego też względu i konsekwencją takiego stanu jest permanentny brak zasobów mieszkaniowych w mieście oraz problemy ze znalezieniem wolnych terenów pod zabudowę, aby nie budować budynków „okno w okno”. Z tego też względu najpewniej w najbliższych latach należy pochylić się nad pilną i chyba nieuniknioną koniecznością poszerzenia granic naszego niewielkiego miasta. 

Jednak tak stan rzeczy ma też dobre strony. Dzięki temu nadal mamy możliwość przemierzenia miasta wzdłuż i wszerz bez większego wysiłku, wszędzie mając stosunkowo blisko. Wartość bezcenna.
Wracając jednak do uchwały z 1984 roku mamy do czynienia z zmianami, które do miasta włączają:
a) z gminy Jaktorów obszar wsi Teklin o powierzchni 59 ha oraz części obszarów wsi Henryszew o powierzchni 12 ha i Mariampol o powierzchni 67 ha,
b) z gminy Wiskitki obszar wsi Teklin Drugi o powierzchni 91 ha oraz część obszaru wsi Nowe Kozłowice o powierzchni 83 ha”.


piątek, 14 lutego 2020

Epizod 169 - Noblista o Żyrardowie

Kiedy w latach XX-lecia międzywojennego młody Czesław Miłosz szukał inspiracji i swojego miejsca pośród dorastających poetów często eksperymentował i prezentował swój stosunek do panoszącego się w niepodległej Polsce obcego kapitału. Gniew jaki ogarniał młodego Miłosza dał wyraz w wierszu, który ukazał się w listopadowym numerze miesięcznika "Piony " w 1932 roku, a dotyczył stosunków panujących w Żyrardowie. Tłem utworu są wypadki w mieście po przejęciu zakładów przez francuskiego przemysłowca Boussac'a i grabieżczej polityce ukierunkowanej na zniszczenie przemysłu i fabryki w czerwonym mieście. Zapaść ekonomiczna, bieda i nędza nie obeszły polskiego poety, który dał swój wyraz z tymże wierszu. Niedola żyrardowskich robotników oraz zabójstwo znienawidzonego Kohlera-Badina przez Blachowskiego przewijają się tej publicystyce poetyckiej.


"Przeciwko nim"

“To jest ziemia płaska i uboga
– dla podróżnych z Moskwy do Berlina,
kolonia francuskich kapitałów
eksploatowane tereny.
My ten kraj
Pięścią
Podniesiemy.
Tu jest nędza. Tu jest krzyk głodnych mas.
Tu jest rozpacz co ściska gardło.
W ciemnych dymach i w groźny czas
dniem i nocą
huczał
Żyrardów.
Mocno w rękach do 23-go roku
Trzyma zakłady
«Comptoir de l’industrie cotonničre»
W 26-ym lokaut, 3 000 ludzi wyrzuconych –
Niech zdycha polskie bydło
– Miliony panom Boussac!
W ciemnych izbach co noc szeptała gniewna czerń
ale szpicle wszędzie dotarli.
Buntownicy – w więzienny mur.
Córki wygnał na ulicę głód.
W zgniłych izbach synkowie pomarli.
Dziś
jeśli prasa pisze o Żyrardowie
Nie wierzajcie jej. Prasa łże.
Ani teraz ani potem
ostrożni redaktorowie
nie napiszą
jak jest
co i gdzie.
Nieraz
dobrze napuchły portfele grzecznych ministrów,
jedwabnymi banknotami
płacono prasowym koncernom.
Sztabom złota w kasach pancernych
hymn, cześć, chwała nade wszystko.
Niebo ciche jak przed lat tysiącem
na twarz sypie reflektory światła
Pod tym niebem, w XX wieku,
życie trudne i prawda niełatwa”.

wtorek, 4 lutego 2020

Epizod 168 - "Klincz" żyrardowskich bokserów



Akcja.
Reżyseria Piotr Andrejew. Scenariusz – Filip Bajon oraz Piotr Andrejew.
Aktorzy – m.in. Zdzisław Leśniewicz, Ryszard Lechniak.

Dokładnie tak. Kiedy w 1979 roku w sali gimnastycznej szkoły nr 6 w Żyrardowie, podczas treningu sekcji bokserskiej Żyrardowianki, pojawiła się ekipa filmowa ze studia filmowego KADR niemałe było zdziwienie trenujących bokserów. Wkrótce okazało się, że ta oto ekipa filmowa przemierza Polskę wzdłuż i wszerz, poszukując bokserów z prawdziwego zdarzenia, takich „naturszczyków” nieskalanych blichtrem reflektorów. Młodzi polscy filmowcy Bajon i debiutujący Andriejew niezbyt zadowoleniu z realizmu prezentowanego przez zawodowych aktorów i w celu nadania świeżości swojej produkcji postanowili obsadzić w jednych z głównych ról prawdziwych mistrzów sportu, polskich bokserów. Z tego też powodu przemierzając kraj trafili do Żyrardowa, na trening sekcji bokserskiej.
Popatrzyli, podumali i całkiem poważnie zapytali Ryszarda Lechniaka czy chciałby wystąpić w filmie. Ten zaskoczony propozycją pierwsze co pomyślał, że to jakiś żart, ale żartem to nie było. Jako drugą osobę zanotowali nazwisko Leśniewicza i zaprosili obu bokserów na casting do Warszawy. Leśniewicz, który był dopiero co bokserem drugoligowego Zagłębia Konin i wrócił niedawno do Żyrardowa przystał na spotkanie i wkrótce udali się do stolicy. Tam pośród kilkudziesięciu kandydatów, w swoim mniemaniu, wypadli słabo i jakież było ich zdziwienie, kiedy to na początku lipca otrzymali telegramy z prośbą o pilne stawienie się w Warszawie w KADRZE. Tam okazało się, że obaj otrzymują jedne z istotnych ról w filmie o podstarzałym bokserze Tadeuszu Pałczyńskim ps. „Pałka”, alkoholiku,który w latach 30-tych XX wieku poświęcił się swojej karierze sportowej. Film pod roboczym tytułem „Drugi krok”. Żyrardowscy bokserzy wcielili się w postacie pojawiające się w retrospekcjach głównego bohatera, którego zagrał Bolesław Smela, podstarzały, zapomniany trener boksu, który w młodzieńczych latach dostał się do kadry Europy na pojedynek z ekipą Ameryki w 1938 roku. Niestety ten  „pierwszy krok”, który wykonał młody Pałczyński, grany przez Zdzisława Leśniewicza to śmiertelny cios jaki zadał zadufanemu w sobie i aroganckiemu zawodnikowi z Anglii, niejakiemu Bowenowi, granemu w scenach retrospektywnych przez Ryszarda Lechniaka, cios, który mimo zwycięstwa spowodował strach, aby nigdy więcej nikogo nie zranić. Lęk przed możliwością ponownego pozbawienia życia przeciwnika zablokował Pałczyńskiego i podczas pobytu w Ameryce postanowił nie walczyć, a po powrocie do Polski, w ogóle zrezygnował ze sportu. Zapomniany przez środowisko, zaszył się w samotności gdzieś na prowincji, rozpamiętując swój czyn i zadręczając się. Pewnego dnia, aby wyzbyć się demonów otwiera klub bokserski, a jako pomocnika wybiera młodego, silnego chłopaka Jerzego Olejniczaka, który jest również malarzem-amatorem. Prosi go w między czasie o namalowanie scen z wielkich walk bokserskich. Jak się wkrótce okazuje Olejniczak zaczyna czerpać inspiracje z obcowania z boksem i sam rozpoczyna przypadkowo swoją karierę kiedy to podczas pokazowych walk działaczy sportowych zastępuję jednego z zawodników, oczywiście z niesamowitym skutkiem. Niestety szybko zostaje on zauważony przez wielki klub i rozpoczyna owocną karierę, przeplataną wzlotami i upadkami. Zdobywa laury, a staremu Pałczyńskiemu pozostaje jedynie znajomość z nowym mistrzem, oraz permanentnie prześladujące wspomnienia.
Krytycy oraz widzowie uznali walkę pomiędzy żyrardowskimi bokserami, czyli młodym „Pałką” i Bowenem, jako najdramatyczniejszą scenę filmu. Reżyser szukając prawdziwych twardzieli doskonale wiedział, że znajdzie ich tylko wśród prawdziwych bokserów, stawiając im jednak swoje wymagania. Niejednokrotnie wymagał walki na serio, co poskutkowało niestety kontuzjami, a dokładnie pękniętym kciukiem u Lechniaka i złamaną ręką u Leśniewicza. Efekt jednak był wyborowy, o czym możemy się przekonać oglądając ten historyczny już film zaliczany do kina moralnego niepokoju , który wszedł na ekrany pod tytułem „Klincz”. Same sceny do filmu, z udziałem żyrardowskich bokserów,nagrywane były na hali Gwardii Warszawa, gdzie dowoziła ich podstawiona w Żyrardowie taksówka.
Ten paradokument dodatkowo został nagrodzony przez czasopismo „Film” zdobywając Złotą Kamerę w 1980 roku w kategorii najlepszy film fabularny o tematyce współczesnej oraz Złotą Kaczkę za najlepszy film polski. Oczywiście żyrardowscy bokserzy również zostali zaproszeni na galę.