Czternasty stopień, jedna minuta i trzydzieści sekund szerokości
geograficznej północnej.
Czterdziesty drugi stopień, czterdziesta pierwsza minuta i
trzydziesta pierwsza sekunda długości geograficznej wschodniej.
Najpewniej nic to nie mówi nikomu. Ot jakiś punkt na mapie,
gdzieś daleko od Polski. Rzeczywiście daleko, bo aż na Morzu Czerwonym u
brzegów wyspy Zukar należącej do archipelagu Hanisz, o który z resztą przez wiele
lat rościły sobie prawo Jemen i Erytrea, aby w końcu podzielić go w taki
sposób, iż największe wyspy należą do Jemenu, mniejsze natomiast do Erytrei.
I tu, u brzegu największej z nich, Zukar, możemy na mapie
Google dostrzec pięknie zarysowany kadłub statku osiadłego na mieliźnie. Biorąc
pod uwagę fakt, iż takich przypadków na świecie jest od groma, najpewniej i ten
jest kolejnym porzuconym i niszczejącym wrakiem. Jednak dla mieszkańców Żyrardowa
to nie byle jaki statek, to nasz flagowy m/s „Żyrardów” chłodnicowiec, który
zakończył swoją służbę jako „Ocean Breeze”, ale po kolei.
Kiedy w 1970 roku ówczesny komandor Jerzy Koziarski
dostarczył do lokalnego „Życia Żyrardowa” zdjęcie jakiegoś budowanego statku,
na którym umieścił własnoręcznie napis „Żyrardów”, gazeta szybko podchwyciła
temat i umieściła prima aprilisowy artykuł tejże oto treści:
„W Stoczni Gdańskiej im. Lenina weszła w ostatnią fazę
budowa nowego motorowca o nośności 12500 DWT, któremu przyszły użytkownik
Polskie Linie Oceaniczne postanowił nadać nazwę „Żyrardów”. Zgodnie z planem –
wodowanie tego pięknego, nowoczesnego drobnicowca nastąpi w najbliższą środę.
Na uroczysty chrzest statku udaje się do Gdańska delegacja władz miejskich…”.
Jakże proroczy był to żart. Dokładnie dziesięć lat później
delegacja żyrardowska dokonuje wodowania statku.
Na zlecenie Polskich Linii Oceanicznych w stoczni w Lizbonie,
a dokładnie w Arsenal do Alfeite SA, Almada w Lizbonie 28 lutego 1979 roku statek
ochrzczono i wodowano, a następnie odholowano do Gdańska, gdzie wyposażono go w pełni, oczywiście w Stoczni im. Lenina w
Gdańsku. Jeszcze w 1979 roku Żyrardów odwiedził przyszły kapitan Władysław Korcz oraz
nadzorujący budowę inż. Janusz Wakuja, aby zapoznać się z miastem patronem,
nawiązać znajomości i zwiedzić żyrardowskie zakłady. Na oficjalne podniesienie
bandery trzeba było jednak czekać aż do 10 kwietnia 1980 roku, kiedy to na
zaproszenie PLO do Gdyni udała się delegacja żyrardowskich notabli w składzie:
Elżbieta Bakuła – I sekretarz KM PZPR, Zofia Ładyńska – członek Prezydium CKKP,
Józef Marchewa – sekretarz KM PZPR, Witold Zera – przewodniczący MK FJN, Janusz
Ochocki – I sekretarz KZ PZPR w Zakładach Lniarskich, Józef Markiewicz –
zastępca dyrektora Zakładów Lniarskich, Lechosław Włodarczyk – zastępca dyrektora
Centralnego Laboratorium, Karol Nowakowski – kamerzysta, Maciej Twardowski -lokalny
dziennikarz oraz oczywiście matka chrzestna Irena Lipińska. Jak widać sama
śmietanka. Ale to nie wszyscy, którzy pragnęli ogrzać się w blasku fleszy. Nie
brakowało również przedstawicieli armatora, wyższych władz politycznych,
Stoczni Gdańskiej, nawet konsulowie ZSRR i NRD. Również komandor Koziarski wraz
z małżonką nie omieszkali uczestniczyć w tymże wydarzeniu. Pierwszym kapitanem
mianowany został Łodzianin Władysław Korcz, który odebrał banderę od Kazimierza
Misiejuka, jednego z dyrektorów PLO, aby następnie przy dźwiękach hymnu wciągnąć ją na maszt. Po oficjalnych uroczystościach goście udają się na mostek
kapitański, gdzie m.in. Irena Lipińska odbiera pamiątkowy puchar i wznosi toast.
„Pomyślnych wiatrów”.
Sam statek to sto siedemdziesiąty trzeci statek PLO oraz jeden z trzech chłodnicowców zbudowanych dla PLO. Pozostałe dwa to m/s „Czerwoni Kosynierzy” oraz m/s „Dzieci Polskie”. Trzeba jednak nadmienić, iż był to chłodnicowiec typowy, o symbolu B-437, których w sumie wybudowano ponad 20 sztuk, ale większość sprzedano do ZSRR. Posiadał on cztery ładownie podzielone na czternaście przedziałów o łącznej pojemności około 7 tysięcy metrów sześciennych.
Statek miał nośność 5600 ton, a typowo techniczne parametry to: 140 metrów długości, 18 metrów szerokości i około 50 metrów wysokości (od kila do końca masztu). Jednostką napędową był wyprodukowany w Zakładach Cegielskiego w Poznaniu silnik o mocy 14 tyś. KM, co pozwalało osiągać prędkości około 21,5 węzła (39 km/godz.), zanurzenie 6,2 m, Załoga składała się z trzydziestu ośmiu osób ulokowanych w pojedynczych kabinach.
Jako, że głównym przeznaczeniem jego był przewóz bananów, cytrusów, owoców, mięsa, masła i ryb w pierwszy rejs wyruszył w połowie kwietnia 1980 roku oczywiście do Ekwadoru i Kolumbii. Pierwszy trwał około pięciu tygodni, po których to zawinął on do portu gdańskiego przywożąc partię 2 tysięcy ton bananów z Kolumbii. Oczywiście pierwsze banany musiał zobaczyć prezydent Żyrardowa Piotr Myszkowski, który udał się do Gdańska wraz z Ireną Lipińską w delegację, aby dostarczyć kopię panoramy do messy kapitańskiej oraz porozmawiać z kapitanem i załogą. Ustalono wówczas, iż drużyna morska ZHP przy Liceum Ogólnokształcącym zostanie objęta patronatem załogi m/s „Żyrardów”. W kolejnych miesiącach statek odbył kursy m.in. do Stanów Zjednoczonych skąd w chłodniach przywiózł masło i ryby opisane jako dar narodu amerykańskiego dla Polski. Już po roku stanowisko kapitana objął Tadeusz Masłyk. Wówczas statek opuścił port w Gdyni zabierając ładunek…251 samochodów Fiat 125p dla Ekwadoru i Peru. Ten dość oryginalny ładunek nie był w gruncie rzeczy czymś wyjątkowym, ponieważ oddając statek do użytku planowano również takie jego zastosowanie. Statek jak widać był wykorzystywany do różnych zadań przewożąc towary nie tylko z i do Polski, ale również pomiędzy innymi krajami np. banany z Ekwadoru do Argentyny czy ryby z okolic Vancouver. W tym czasie statek otrzymał również własną pieczęć: wpisany w koło trójząb na tle kiści bananów z napisem m/s „Żyrardów”. Jakże oryginalne. Jak istotnym w ówczesnym czasie dla miasta było „posiadanie” własnego statku niech świadczy fakt częstego wysyłania korespondencji przez kapitana Masłyka do prezydenta Tadeusza Waska z różnych mórz świata, informowanie o miejscu postoju czy też kolejne kroki do „połączenia” Żyrardowa z morzem, ot choćby budowa modelu statku przez Zenona Zajdla, czy pomoc w założeniu izby pamiątek morskich w mieście. Przez lata statek wykonał wiele rejsów często w odległe krańce świata. Ot choćby z bananami z Ekwadoru do Nowej Zelandii. Ale chyba największą przygodę i tajemnicę jaką zawarto w dzienniku okrętowym były światła w Trójkącie Bermudzkim, jak to opisano „nie określona poświata bijąca spod wody” i jak tłumaczył ówczesny kapitan Lech Dmochowski, „nie był to plankton, na pewno”. Ponadto liczne sztormy, przechyły sięgające 55st. czy jedenastomiesięczne rejsy. Dobrze, że statek wyposażony był w projektor, wideo, ciemnię fotograficzną, saunę, salę gimnastyczną czy basen kąpielowy. Czas mijał z tymi udogodnieniami znacznie przyjemniej.
Stosunki pomiędzy załogą statku i radą miasta były od początku więcej niż
poprawne. Kolejni kapitanowie, w tym przypadku Leon Groch w 1985 roku
zaproponował zorganizowanie konkursy plastycznego „Migawki z życia miasta”, a najlepsze prace
miały być wyeksponowane na statku, ponadto ufundowano książeczkę mieszkaniową
dla sieroty z Domu Dziecka. Przedstawiciele załogi nie omieszkali również
odwiedzić Żyrardów. W lutym 1985 roku statek rozpoczął służbę dla „Transoceanu”
przewożąc ryby z południowego Atlantyku oraz północnego Pacyfiku. I tak to trwało
do 1992 roku, kiedy to został sprzedany firmie Endeavour Shipping SA z siedzibą
w Panamie i po raz pierwszy zmienił nazwę, na „Nordic Trader”. Po niespełna trzech
latach zmienił banderę na bahamską, a za tym również poszła kolejna zmiana
nazwy na „Aquilla II”, a w papierach jako kraj port macierzysty wpisano jednak Monrovia.
Ostatni epizod życia chłodnicowca rozpoczął się w 1998 roku, kiedy to otrzymał cypryjską banderę oraz ostatnią już nazwę „Ocean Breeze”. Epizod tragiczny i finalny dla naszej chluby. Otóż 25 września 2001 roku statek został zaatakowany na Morzu Czerwonym przez pięciu uzbrojonych piratów, którzy dostali się na statek. Sterroryzowali obsługę i kapitana, ale kiedy to zostali poinformowani o wysłanym już sygnale S.O.S. i zbliżającym się helikopterze ze wsparciem, sytuacja zmieniła się na ich niekorzyść. Łupieżcy w pośpiechu wycofali się zostawiając przerażoną załogę na statku. W obawie przed ponownym atakiem na wygaszono światła, ale po kilku godzinach, o 19:30, pomni wcześniejszych wydarzeń kapitan wraz załogą opuścili statek lokując się na przepływającym „Nordstrand”.
„Ocean Breeze” został porzucony i po jakimś czasie wykreślony z rejestru jednostek pływających. I tak już od ponad dwudziestu jeden lat pozostaje u brzegów Zukar służąc zapewne florze i faunie basenu Morza Czerwonego za dom.
Zdjęcia ze strony Shipspotting.com