wtorek, 5 marca 2019

Epizod 153 - pożar kartoniarni



Wjeżdżając do Żyrardowa od strony Mszczonowa oczom przyjezdnych ukazują się górujące nad okolicą wieżowce, dziś, pomalowane na wyblakłe już w słońcu ciepłe odcienie żółci i pomarańczy. Wysokie dziesięciopiętrowe budowle z płyty, powstały na fali ówczesnych potrzeb poprawy prezentacji miasta w oczach przyjezdnych. Doskonały na nie widok, z okien pociągów zmierzających w kierunku Warszawy, dodawał splendoru i poprawiał wizytówkę tego fabrycznego miasta.  
      Zagłębiając się jednak w meandry okolicznych uliczek, możemy na własne oczy przekonać się, że ten dawny blichtr widoczny jest tylko z daleka. Cofnięte nieco od ulicy dwa, niepasujące do otoczenia wieżowce, jak kominy pną się górę, zaburzając perspektywę sąsiedztwa.
      Ulica Romualda Mielczarskiego, dawnej Ogrodowa, tak jak większość tego typu podobnych ulic, zabudowana była jedno lub najwyżej dwukondygnacyjnymi domami zamieszkanymi przed II wojną światową przez mniejszość żydowską. Wyjątkiem był tu jedynie „dom spółkowy”, stojący do dzisiaj, który posiadał trzy kondygnacje. Ówczesna ulica Ogrodowa nazwę swą zawdzięczała sąsiedztwie parku, a raczej lasku, który ciągnął się aż do dworca kolejowego, wypełniając przestrzeń dzisiejszych ulic, w kwartale pomiędzy ulicami Wąską (obecnie Borucha Szulmana), Przejazd (dziś P.O.W.) i Al. Dittricha (noszącą dziś nazwę Alei Partyzantów) i zamknięty od zachodu właśnie ulicą Ogrodową. Niska zabudowa domków czynszowych wypełniała praktycznie całą lewą stronę, aż do dzisiejszej ulicy Stefana Okrzei, dawnej Fabrycznej. Jedynie przechodniak na wysokości ulicy Wąskiej pozwalał przedostać się na skróty do Wiskickiej, głównej arterii Żyrardowa. Prawa strona, do skrzyżowania z ulicą Wąską, zabudowana była właśnie „domem spółkowym” oraz domem właściciela piekarni. Mieścił się tam również jedyny w Żyrardowie Bank Żydowski, na którego użytek zagospodarowana była parterowa część budynku przy Ogrodowej 6. Natomiast po lewej stronie, pod numerem 13, znajdował się młyn parowy Karola Witta właściciela kilku piętrowych domów czynszowych na Podblichu oraz w miejscu dzisiejszego parkingu rząd drewnianych domów łączących się właśnie z równoległą ulicą Wiskicką poprzez tzw. Przechodniak, czyli podwórko łączące dwie równoległe ulice.

Wiecznie zanieczyszczona i wąska dawna ulica Ogrodowa rozbrzmiewała bez przerwy głosami kupców, handlarzy oraz dziewcząt z usytuowanej tutaj szkoły żeńskiej panien Motylińskich, do której uczęszczały dziewczęta wszystkich wyznań, oprócz mojżeszowego, gdyż to, o ironio, nie było akceptowane przez konserwatywne i nieprzystosowane do ówczesnych czasów nauczycielki. Schludne granatowe sukienki i białe bluzki kontrastowały z wiecznie brudnymi kowalami z sąsiadującej kuźni, którzy uderzeniami ciężkich młotów nadawali rytm ulicy. Działania wojenne skutecznie przetrzebiły osiadłych tu mieszkańców. Zniknęli żyrardowscy Żydzi, a na ich miejsce pojawili się nowi lokatorzy. 
I to tutaj w nocy z 15 na 16 kwietnia 1959 roku, na drugim piętrze Żyrardowskich Zakładów Przemysłu Terenowego popularnej „Kartoniarni” wybuchł bardzo groźny pożar zagrażający praktycznie całej dzielnicy. Łatwopalne drewniaki oraz wąskie ulice spowodowały, iż potencjalne zagrożenie przeniesienia ognia na sąsiednie domy, a nawet ulice stało się jak najbardziej realne, zwłaszcza że sam budynek, wcześniej zakładu produkcji makaronu przylegał bezpośrednio do jednego z nich. Tuż po północy informacja o rozwijającym się pożarze dotarła do żyrardowskiej straży pożarnej, której pierwsze wozy dotarły już po kilku minutach. Rozpoczęło się gorączkowe poszukiwanie źródła ognia i najpewniej udało by się ugasić pożar w jego początkowej fazie zwłaszcza że dostęp do klatki schodowej był otwarty gdyby nie to, że strażakom skończyła się woda. Zanim znaleziono zastępcze źródło w pobliskiej wieży ciśnień, zanim podciągnięto węże, ogień rozszalał się na dobre. Drewniane stropy uległy spaleniu i w tym momencie pożar był praktycznie nie do opanowania. Jako, że kartoniarnia od samego początku narzekała na deficyt miejsca, czy to dla surowców, czy też już wykonanych produktów, praktycznie w każdym miejscu, nawet na klatkach schodowych zalegały tony łatwopalnych zapasów tektury, papieru, denaturatu, kalafonii czy skór. Łatwo można sobie wyobrazić jaka była to pożywka dla ognia. Kiedy zapadnięciu uległ dach niebezpieczne płomienie oraz unoszące się z wiatrem iskry, a także kawałki papieru zaczęły zagrażać wielu pobliskim domom. Spanikowani mieszkańcy opuścili swoje mieszkania zabierając naprędce co mogli. Kilkutysięczny tłum otoczył szalejący pożar patrząc z trwogą jak dwadzieścia jednostek straży pożarnej z Żyrardowa, Skierniewic, Mszczonowa, Grodziska Mazowieckiego, Pruszkowa, a nawet bracia zakonni z Niepokalanowa walczą z żywiołem. Pożar szalał i do tego stopnia rozgrzał ceglane mury, iż te w pewnym momencie zaczęły się przechylać grożąc zawaleniem. Ograniczony kubaturą budynku pożar po zapadnięciu dachu zagroził jednak całej dzielnicy, a rozwiewane iskry i niedopalony papier zaczął osiadać na pobliskich drewniakach. Tragedia na miarę Rzymu Nerona była tylko o krok. Mimo zagrożenia i niebezpieczeństwa wspinania się po pochyłych dachach co bardziej odważni mieszkańcy chcąc ratować swoje mienie wspinali się na dachy domów i lawirując niebezpiecznie dusili w zarodku tlące się kawałki papierów osiadające na poszyciu. Jakby tego było mało w oficynie kartoniarni zlokalizowana była stolarnia z tonami leżakującego suchego drewna i tylko sprawna i rzetelnie wykonana akcja gaśnicza uratowała dawną Dzielnicę Żydowską przed kataklizmem. W końcu po ośmiu godzinach akcji zduszono i ugaszono pożar, jednak kolejne kilka dni nadzorowano teren i dogaszano zgliszcza. Kartoniarnia uległa całkowitemu spaleniu. Miejscowa komenda MO od razu przystąpiła do działania ustalając przyczyny groźnego pożaru. W pierwotnej wersji podejrzewano przypadkowe zaprószenie ognia od porzuconego niedopałka papierosa jednak skala i szybkość rozprzestrzeniania się ognia nasuwały umyślne podpalenie.
Dziś, po dawnych czasach, pozostało jedynie kilka domów skupionych w północnej części, zamieszkałych przez tę grupę społeczeństwa Żyrardowa, która pozostała tutaj, głównie z powodu trudnej sytuacji materialnej, braku możliwości i perspektyw na lepsze życie.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Pięknie dziękuję za te żyrardowskie kartki z kalendarza - wspaniała praca została przez Pana wykonana. Cieszę się, że cykl powrócił po długiej przerwie. Pozdrawiam! R