szkic dawnej willi Dittrichów autorstwa A.Dreli |
Historia nieistniejącego już "pałacyku" sięga roku 1882, kiedy to Karol Dittrich wydzierżawił od hrabiego Sobańskiego ponad 10 ha lasu wraz z ową łąką, na której postawiono willę wraz z budynkami gospdarczymi oraz stajniami, w których trzymano między innymi wyścigowe konie Dittrichów. W tej oto willi, wśród niezmąconej ciszy leśnej często przebywała żona Karola Dittricha - Teresa Dittrich z domu May. Żona starego Dittricha była osobą nad wyraz melancholijną, osobą znudzoną zgiełkiem fabrycznego życia, które napędzało jej męża. Przebywała ona często pośród sosnowego lasu kurując swoją duszę.
Sama willa została zbudowana jako powilon, całkowicie z drewna z wielkimi weneckimi oknami i rzeźbionym ręcznie dachem ze wspornikami. Pomiędzy dwoma skrzydłami znajdował się taras, ulubione miejsce odpoczynku starej Dittrichowej. Wubudowana na niewielkiej polanie, wśród sosnowego lasu poprzecinanego gdzieniegdzie brzozowymi zagajnikami, z wolno i monotonnie wijącym się strumykiem, pozwalała oderwać od zgiełkliwej i głośnej rzeczywistości fabrycznej.
Aby ustrzeć "panów Żyrardowa" od wścibskich oczu przechodniów, ogrodzono teren drewnianym płotem, a strażnicy z psami skutecznie odstraszali nieproszonych gości.
Kiedy stary Dittrich opuścił fabryczne miasto, syn jego Karol Dittrich junior urządził tam imponujący zwierzyniec z sarnami, jeleniami, danielami, bażantami, a nawet kozicami. W stajniach trzymano czystej krwi konie, wykorzystywane od czasu do czasu do organizowanych na polanie wyścigów dla członków "Reitt Picknik Club" zrzeszającego elitę urzędniczą. "Pałacyk", czy to z okazji urodzin, czy też kolejnych rocznic nabycia zakładów, gościł urzędników wraz z rodzinami na organizowanych przez właścicieli piknikach, podczas których tańczono, delektowano się występami artystów, a także organizowano loterie fantowe.
Kiedy Karol Dittrich junior opuścił na zawsze miasto fabryczne, willa powoli zaczęła popadać w ruinę. Stopniowo ją rozbierano, a reszty dokonał upływający czas. Dziś nie pozostał nam po niej żaden ślad, tylko wspomnienie przekazywane z pokolenia na pokolenie tak jak niesłabnące echo rodu Dittrichów.