Żyrardowski dworzec nie zawsze wyglądał jak dziś. Wysokie
perony ułatwiające wejście do pociągu, przejścia podziemne, a wcześniej kładka
nad torami. Wystarczy jednak spojrzeć na stare zdjęcia i możemy zauważyć, iż
nie zawsze świat ułatwiał ludziom życie. Nie inaczej prezentowała się
sytuacja w Żyrardowie. Jeszcze w latach 50-tych, aby wsiąść do pociągu trzeba
było robić to praktycznie z poziomu gruntu, łapać się uchwytów i wspinać na
schodki, które wydawać by się mogło zaczynały się zbyt wysoko. Czasem jeszcze
dziś, podczas awaryjnego wysiadania z wagonu prosto na tory, można się
przekonać iż nie jest to zbyt wygodne zwłaszcza dla osób starszych. Wracając
jednak na żyrardowski dworzec warto przypomnieć o tragicznej w skutkach
katastrofie kolejowej , o której nie znajdziemy informacji w annałach. Czasy
stalinowskiego terroru, kiedy to miała miejsce owa historia pełne są ukrywanych
i skrzętnie pomijanych katastrof. Polska podnosząca się ze zgliszczy wojennych
pod czujnym okiem „wyzwolicieli” radzieckich nie mogła sobie pozwolić na
potknięcia. Kraj miał szybko wrócić na jedyne słuszne tory, a każda sytuacja
pokazująca, że nie radzimy sobie z tym była ukrywana i pomijana.
Tak było również w tym wypadku. Szczęśliwie nadal żyją
ludzie, którzy pamiętają tamten dzień i choć byli tylko dziećmi, obrazy
tragedii widzą w swojej pamięci. Ponadto, co pewnie i tak by nie zmieniło
historii, aczkolwiek lokalny tygodnia „Życie Żyrardowa”, który od dziesiątek
lat, mniej lub bardziej tendencyjnie informuje o zdarzeniach, najpewniej w
połowie 1951 roku nie zamieściłby żadnej informacji o katastrofie kolejowej.
Nigdy się jednak o ty nie dowiemy, gdyż pierwszy numer ukazał się dopiero kilka
tygodni po tejże tragicznej w skutkach katastrofie, a przesiąknięty był
wszechobecną propagandą.
A był to zwyczajny, choć upalny dzień 14 lipca 1951 roku.
Jak co dzień wiele osób przewijało się przez żyrardowski dworzec. Trzeba w tym
miejscu przedstawić obraz lokalnego woksału, który wyglądał inaczej niż
obecnie. Otóż na peron wychodziło się przez drzwi od strony torów. Nie było
siatki, ani płotu odgradzającego budynek od torowiska. Z dworca przechodziło
się bezpośrednio po szynach na niewielki peron zlokalizowany pomiędzy torami.
Czekający na nadchodzący pociąg często stali pomiędzy nimi bacznie obserwując
otoczenie. Najpewniej podobnie było tego feralnego dnia. Tyle że wtedy stała
się rzecz bardzo rzadko mająca miejsce. Otóż w momencie kiedy kilkadziesiąt
osób czekało na osobowy pociąg w kierunku Warszawy niefortunnie w tym samym
momencie, na wysokości peronu minęły się z wielką prędkością dwa pociągi
pospieszne. Czy osoby stały zbyt blisko krawędzi peronu, czy może peron był
zbyt wąski dla znacznej ilości osób? Tego nie wiemy, aczkolwiek skutki okazały
się tragiczne. Podmuch i pęd powietrza wciągnął pod koła wiele osób, które
straciły równowagę. Kiedy pociągi przemknęły, oczom pozostałych przy życiu
ukazał się widok jak z horroru. Na torach i peronie wszędzie znajdowało się
ciała zabitych, niektóre rozczłonkowane porozrzucane po torowisku. Osoby ranne
krzyczały przeraźliwie, część straciła swoich bliskich i w rozpaczy krążyła po
peronie. W skutek tej katastrofy śmierć poniosło około 20 osób, a wiele rannych
trafiło do szpitala.
I tu pojawia się pytanie komu zależało na ukryciu tego
tragicznego zdarzenia w takim stopniu, iż próżno szukać informacji na ten
temat? A przecież za kilka tygodni, 28
grudnia, w Dębicy zginęło 11 osób i na ten temat bardzo łatwo można
znaleźć informacje w wielu źródłach. Ale szczęśliwie o tych tragicznych
wydarzeniach nie zapomnieli naoczni świadkowie, którzy doskonale pamiętają
tamte sceny i dzięki nim my również możemy sobie o nich przypomnieć i ujawnić
tajemnice PRL-u.
2 komentarze:
A może ktoś z Państwa bliżej nakreśli opowieść o katastrofie kolejowej przy szkole nr 4 bodajze w grudniu 1987. Na YT jest migawka Dziennika Telewizyjnego, ale tylko taka na jaką można sobie było wówczas pozwolić.
A można coś bliżej o katastrofie przy szkole nr 4 w grudniu 1987. Na yt jest tylko migawka Dziennika o tym zdarzeniu.
Prześlij komentarz