Wjeżdżając do Żyrardowa od strony Mszczonowa oczom przyjezdnych ukazują
się górujące nad okolicą wieżowce, dziś, pomalowane na wyblakłe już w słońcu
ciepłe odcienie żółci i pomarańczy. Wysokie dziesięciopiętrowe budowle z płyty,
powstały na fali ówczesnych potrzeb poprawy prezentacji miasta w oczach
przyjezdnych. Doskonały na nie widok, z okien pociągów zmierzających w kierunku
Warszawy, dodawał splendoru i poprawiał wizytówkę tego fabrycznego miasta.

Wiecznie zanieczyszczona i wąska dawna ulica Ogrodowa rozbrzmiewała bez przerwy
głosami kupców, handlarzy oraz dziewcząt z usytuowanej tutaj szkoły żeńskiej
panien Motylińskich, do której uczęszczały dziewczęta wszystkich wyznań, oprócz
mojżeszowego, gdyż to, o ironio, nie było akceptowane przez konserwatywne i
nieprzystosowane do ówczesnych czasów nauczycielki. Schludne granatowe sukienki
i białe bluzki kontrastowały z wiecznie brudnymi kowalami z sąsiadującej
kuźni, którzy uderzeniami ciężkich młotów nadawali rytm ulicy. Działania wojenne
skutecznie przetrzebiły osiadłych tu mieszkańców. Zniknęli żyrardowscy Żydzi, a
na ich miejsce pojawili się nowi lokatorzy.
I to tutaj w nocy z 15
na 16 kwietnia 1959 roku, na drugim piętrze Żyrardowskich Zakładów Przemysłu
Terenowego popularnej „Kartoniarni” wybuchł bardzo groźny pożar zagrażający
praktycznie całej dzielnicy. Łatwopalne drewniaki oraz wąskie ulice
spowodowały, iż potencjalne zagrożenie przeniesienia ognia na sąsiednie domy, a
nawet ulice stało się jak najbardziej realne, zwłaszcza że sam budynek,
wcześniej zakładu produkcji makaronu przylegał bezpośrednio do jednego z nich.
Tuż po północy informacja o rozwijającym się pożarze dotarła do żyrardowskiej
straży pożarnej, której pierwsze wozy dotarły już po kilku minutach. Rozpoczęło
się gorączkowe poszukiwanie źródła ognia i najpewniej udało by się ugasić pożar
w jego początkowej fazie zwłaszcza że dostęp do klatki schodowej był otwarty gdyby
nie to, że strażakom skończyła się woda. Zanim znaleziono zastępcze źródło w
pobliskiej wieży ciśnień, zanim podciągnięto węże, ogień rozszalał się na
dobre. Drewniane stropy uległy spaleniu i w tym momencie pożar był praktycznie
nie do opanowania. Jako, że kartoniarnia od samego początku narzekała na
deficyt miejsca, czy to dla surowców, czy też już wykonanych produktów,
praktycznie w każdym miejscu, nawet na klatkach schodowych zalegały tony
łatwopalnych zapasów tektury, papieru, denaturatu, kalafonii czy skór. Łatwo
można sobie wyobrazić jaka była to pożywka dla ognia. Kiedy zapadnięciu uległ
dach niebezpieczne płomienie oraz unoszące się z wiatrem iskry, a także kawałki
papieru zaczęły zagrażać wielu pobliskim domom. Spanikowani mieszkańcy opuścili
swoje mieszkania zabierając naprędce co mogli. Kilkutysięczny tłum otoczył
szalejący pożar patrząc z trwogą jak dwadzieścia jednostek straży pożarnej z
Żyrardowa, Skierniewic, Mszczonowa, Grodziska Mazowieckiego, Pruszkowa, a nawet
bracia zakonni z Niepokalanowa walczą z żywiołem. Pożar szalał i do tego
stopnia rozgrzał ceglane mury, iż te w pewnym momencie zaczęły się przechylać
grożąc zawaleniem. Ograniczony kubaturą budynku pożar po zapadnięciu dachu
zagroził jednak całej dzielnicy, a rozwiewane iskry i niedopalony papier zaczął
osiadać na pobliskich drewniakach. Tragedia na miarę Rzymu Nerona była tylko o
krok. Mimo zagrożenia i niebezpieczeństwa wspinania się po pochyłych dachach co
bardziej odważni mieszkańcy chcąc ratować swoje mienie wspinali się na dachy
domów i lawirując niebezpiecznie dusili w zarodku tlące się kawałki papierów
osiadające na poszyciu. Jakby tego było mało w oficynie kartoniarni
zlokalizowana była stolarnia z tonami leżakującego suchego drewna i tylko
sprawna i rzetelnie wykonana akcja gaśnicza uratowała dawną Dzielnicę Żydowską
przed kataklizmem. W końcu po ośmiu godzinach akcji zduszono i ugaszono pożar,
jednak kolejne kilka dni nadzorowano teren i dogaszano zgliszcza. Kartoniarnia
uległa całkowitemu spaleniu. Miejscowa komenda MO od razu przystąpiła do
działania ustalając przyczyny groźnego pożaru. W pierwotnej wersji podejrzewano
przypadkowe zaprószenie ognia od porzuconego niedopałka papierosa jednak skala
i szybkość rozprzestrzeniania się ognia nasuwały umyślne podpalenie.
Dziś, po dawnych czasach, pozostało jedynie kilka domów skupionych w północnej
części, zamieszkałych przez tę grupę społeczeństwa Żyrardowa, która pozostała
tutaj, głównie z powodu trudnej sytuacji materialnej, braku możliwości i
perspektyw na lepsze życie.