piątek, 31 stycznia 2020

Epizod 167 - Zenon Tokarski znamienity żyrardowski lekarz


Żyrardowski szpital nie kojarzy się zbyt dobrze. Wiele już słów napisano i wiele wody upłynęło od czasów jego świetności, ale należy pamiętać, iż przynależność do budynków zabytkowych czasem przysparza więcej problemów niż korzyści. Nie każdy jednak wie, że ten nasz lokalny szpital nosi patronat tak znamienitej postaci jaką był dr Zenon Tokarski, postać nietuzinkowa, znamienity lekarz, społecznik, ale i radny. Postać, o której warto pamiętać.

Dr Zenon Tokarski urodził się w 1867 roku w Lipnie w rodzinie wyznania rzymsko-katolickiego. Studia lekarskie ukończył  w 1893 roku i już od 1 stycznia 1894 roku został zatrudniony jako lekarz w ambulatorium Zakładów Lniarskich, wiążąc całe swoje życie z Żyrardowem, z krótką, dwuletnią przerwą na pobyt w Mandżurii w latach 1905 – 1907.

Poza działalnością lekarską pełnił członkostwo w kilku towarzystwach. I tak, w 1900 powstało Towarzystwo Wzajemnego Kredytu po zlikwidowanym Towarzystwie Zaliczkowo-Wkładowym w Wiskitkach, a wśród członków rady zasiadał Zenon Tokarski, a ponadto od 1901 roku był członkiem Warszawskiego Towarzystwa Higienicznego. Ale to nie wszystko. W kolejnych latach pełnił wiele innych funkcji społecznych.

Ciekawym faktem i świadczącym o jego światłym i zdecydowanie postępowym podejściu do działalności lekarskiej niech będzie to, iż stał się prekursorem orzecznictwa o inwalidztwie działającego wstecz. W ten sposób dał robotnikom szansę na ubieganie się o odszkodowania powypadkowe odniesione w fabryce w latach poprzednich. Ciekawym faktem jest, że już rok później,w 1903 roku, weszła ustawa o odszkodowaniu za uszczerbek w pracy i robotnicy żyrardowscy mogli, dzięki inwencji dr Tokarskiego, ubiegać się o świadczenia.  

Kiedy postanowiono pobudować w Osadzie szkołę w prawdziwego zdarzenia dr Tokarski, w
latach 1913-1915, zasiadał w zarządzie Towarzystwa Budowy Szkoły Średniej.

Mniej więcej wtedy, coś około roku 1915 podczas trwania I wojny światowej, wykonano pamiętne zdjęcie, które prezentuje nam jak wyglądały sale szpitalne a zachowało się pośród zbiorów Muzeum Mazowsza Zachodniego. Dr Tokarski, salowa pani Bronisława Lech oraz pielęgniarka Wilhelmina Gejger stojąca tuż przy oknie z lewej strony, dzięki tej zachowanej choć zapewne wyreżyserowanej scenie, na zawsze pozostaną zapamiętani, a nawet dziś sami możemy złożyć kwiaty na żyrardowskim cmentarzu czy na grobach dr Zenona Tokarskiego, czy Pań Gejger i Lech. Łatwo znaleźć ich miejsca pochówku. Wszystkie znajdują się tuż obok głównej bramy wejściowej. Grób doktora Tokarskiego znajduje się tuż przy murze cmentarnym od ulicy Kasztanowej. Również jedna z pierwszych pielęgniarek została pochowana na cmentarzu katolickim w sektorze B, rzędzie 1, grobie 12, natomiast pani Lech w sektorze A1, nr rzędu 7, grób 11.
Warto o nich pamiętać   

Dr Zenon Tokarski, mimo swoich zasług dla miasta i zakładów, nie ustrzegł się jednak w swoim życiu smutnych epizodów. Jeden z nich miał miejsce w 1932 roku, kiedy zakłady żyrardowskie były już na cenzurowanym, a sytuacją w mieście zajął się Rząd, został zwolniony przez niesławnego dyrektora Waśkiewicza i powrócił dopiero, gdy Żyrardów opuścili francuscy właściciele. Samo zwolnienie musiało być podyktowane zapewne działalnością doktora oraz jego brakiem zgody na postępowanie francuskich krwiopijców. 

W latach 1932-1938 pełnił członkostwo w Radzie Izby Lekarskiej Warszawsko-Białostockiej.
Przez wiele lat pełnił jednocześnie funkcję dyrektora szpitala oraz głównego chirurga, a trwało to do 1938 roku. Po zakończeniu pracy w żyrardowskim szpitalu kontynuował praktykę lekarską w Ubezpieczalni Społecznej.

Jako osoba identyfikująca się z miastem oraz posiadająca wiele cech społecznika należał, tak jak już nadmieniłem,  do kilku towarzystw.
Aby dopełnić funkcje społeczne pełnione przez Zenona Tokarskiego warto nadmienić, iż 
w latach 20-tych XX wieku przewodniczył  nawet Radzie Narodowej Żyrardowa, radzie która niestety wsławiła się niechlubnie rozwiązaniem jej przez MSW w 1924 roku, a pełnił tą rolę w latach 1919-1924. Dodatkowo w 1921 roku sprawował funkcję członka zarządu Banku Spółdzielczego „Wzajemny Kredyt”. Zasiadając w radzie tego banku, a będąc cenioną i szanowaną osobistością,  miał możliwość i argumenty do obrony zwłaszcza drobnego rzemiosła przed lichwą i kapitalistycznym wyzyskiem.
Podczas II wojny światowej pomagał rannym żołnierzom, którzy umieszczani byli w prywatnych domach, gdzie dr Tokarski udawał się i pod przykrywką Czerwonego Krzyża leczył, a następnie umożliwiał ucieczki w rodzinne strony, byle nie trafili do obozów jenieckich. Jednak od roku 1938, kiedy na stanowisku dyrektora zastąpił go inny chirurg, Tadeusz Jankowski,  

Dr Zenon Tokarski zmarł 13 marca 1945 roku w wieku 77 lat i pochowany został na żyrardowskim cmentarzu katolickim.
Pamiętajmy o nim.

wtorek, 28 stycznia 2020

Epizod 166 - Złodziejska Rada Miejska


Okres międzywojenny w Żyrardowie to prawdopodobnie najczarniejszy czas w historii tego miasta. Najpierw, ogromne zniszczenia powojenne, następnie walka o władzę w mieście i przejecie fabryki przez francuskie konsorcjum, które doprowadziło miasto do biedy i wszechobecnej nędzy. Kryzys gospodarczy i walka o przywrócenie zakładów pod zarząd państwowy. Cały kraj zmagał się z nową rzeczywistością, ale Żyrardów, jako miasto uzależnione od jednej fabryki cierpiał ze zwielokrotnioną siłą. A jakby tego było mało, nawet wśród mieszkańców tego ceglanego miasta, pojawili się osobnicy, dla których wyzysk i własny interes odgrywał tak wiodącą rolę, iż aż sam minister spraw wewnętrznych musiał reagować i ukrócić haniebny proceder nadużyć i zaniedbań ówczesnej władzy, a konkretnie Rady Miejskiej, której epilog wybrzmiał w 1924 roku powołaniem nowej, komunistycznej komórki zarządzania miastem.
Jednak już w 1920 roku, kiedy to Polska dzielnie broniła się przez agresją bolszewicką, żyrardowskich radnych i zarządców miasta absorbowały zupełnie inne kwestie, a był nim nielegalny proceder handlu cukrem i węglem, które miasto otrzymywało jako przydział dla mieszkańców, o czym głosił i alarmował „Robotnik” w roku 1923 oraz początkach 1924. Kiedy członkowie związków zawodowych zaczęli analizować reglamentacje dóbr pomiędzy mieszkańcami, okazało się, iż ilości przeznaczone dla Żyrardowian nijak się mają do limitów przyznanych na miasto. Zaniepokojeni tym faktem złożyli wniosek do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych o zajęcie się sprawą. To oddelegowało komisję wojewódzką, która po długim i żmudnym śledztwie skierowała wniosek do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych o rozwiązanie Rady Miasta Żyrardowa oraz skierowała wniosek do prokuratora o wszczęcie postępowania. Jednak z tych oskarżeń i powagi sytuacji nic sobie nie robili radni żyrardowscy, głównie członkowie Chrześcijańskiej Demokracji oraz Narodowej Demokracji i nadal pełnili swoje funkcje społeczne zwłaszcza że wniosek utknął gdzieś w procesowaniu na około trzy lata. Jednak jak wykazało śledztwo przez wiele lat urzędnicy miejscy wraz ze spekulantami handlowali nielegalnie przydzielonym cukrem i węglem. Pierwszym aresztowanym był żyrardowski lider Chrześcijańskiej Demokracji Andrzej Modrzejewski, który podczas dochodzenia chciał dokonać przekupstwa policjanta Walewskiego za kwotę 10 milionów marek. Dodatkowo, jeśli ten ówże policjant umorzy sprawę to wzbogaci się kolejne pięćset milionów. Trafił jednak na osobę nieprzekupną, która nie dość że odmówiła współpracy to wręczoną łapówkę dołączyła do akt z odpowiednią notatką. Przy okazji aresztowania Modrzejewskiego, w sidła sprawiedliwości wpadło również dwóch miejscowych żydowskich handlarzy, którzy wraz już aresztowanym Modrzejewskim, broniąc się, wskazali wiceprezydenta Żyrardowa, Józefa Jędrychowskiego jako głównego dostawcę dóbr. Ten widocznie przerażony konsekwencjami swoich czynów, włamał się 9 października 1923 roku do miejskiej kasy w celu przerobienia dat w księdze rachunkowej oraz aby zatrzeć ślady zamierzał wpłacić 31 milionów marek, które zainkasował od paskarzy. Na jego nieszczęście śledzony był przez tajną policję, której agent przyłapał go na gorącym uczynku. Wezwał wówczas starostę i sędziego śledczego, aby aresztować oszusta. Jak wielkie musiało być jego zdziwienie, gdy ten zrezygnował z aresztowania Jędrychowskiego nie widząc w jego czynie znamion przestępstwa.
Sposób działania grupy przestępczej był następujący. Magistrat sprzedawał cukier tylko na polskie paszporty. Jako, że wyrobienie takiego paszportu było trudne i czasochłonne z legalnego źródła korzystało tylko kilka osób, natomiast reszta szła do paskarzy, którzy upłynniali towar. Kiedy afera ujrzała światło dzienne lud Żyrardowa wyszedł na ulice kategorycznie żądając rozwiązania Rady Miejskiej i ukarania winnych tego haniebnego czynu, zwłaszcza że miasto tonęło w biedzie i pogłębiającym się bezrobociu. 6 lutego 1924 roku zapadły pierwsze decyzje. MSW rozwiązano Radę Miasta z powodu zaniedbań, a dwa tygodnie później tj. 25 lutego odwołano prezydenta Napoleona Rudziejewskiego oraz trzech ławników:  Antoniego Koziorowskiego, Ignacego Malczewskiego oraz Franciszka Jabłońskiego. W tym samym czasie powołano na tymczasowy zarządcę Józefa Ołpińskiego. Oczywiście oskarżeni nie mieli zamiaru składać broni i przystąpili do ataku. A zarzuty były poważne. Oskarżono bowiem prezydenta Rudziejowskiego o samowolę i bezprawne decyzje, a także wiceprezydenta Józefa Jędrychowskiego o przekroczenie uprawnień oraz samowolne decydowanie w sprawach wymagających rozwiązań kolegialnych. Ponadto zarzucono prezydentowi brak zainteresowania poczynaniami swoje vice i brak kontroli nad jego działaniami. Ławnicy zaś wykazywali całkowity brak zainteresowania sprawami urzędu oraz  nie oponowali, kiedy prezydent ograniczył ich zakres obowiązków przejmując część ich zadań.
Odwołanie od tej decyzji oczywiście wniesiono, ale Najwyższy Trybunał Administracyjny podtrzymał decyzję i 15 grudnia 1924 zapadł ostateczny wyrok o uznaniu decyzji MSW za zasadną i skargę oddalono. Rada Miasta Żyrardowa została rozwiązana, a wszystkie ugrupowania polityczne przystąpiły do walki o zwolnione stołki. Walki, która zapisała się w historii miasta głośnymi hasłami i kolejnymi ingerencjami państwa w lokalny samorząd. ale to już inna historia.

czwartek, 23 stycznia 2020

Epizod 165 - Czy istnieje podziemny Żyrardów?


O tajemniczych tunelach ciągnących się pod miastem słyszał praktycznie każdy mieszkaniec Żyrardowa, widziało jednak niewielu, a i tak relacje tych nielicznych otoczone są aureolą niepewności i niedopowiedzeń. Ale one tam są, niektóre wysokości dorosłego mężczyzny i szerokości takiej, że przy rozłożonych ramionach nie dotkniesz ścian. Długie tunele i obszerne komory, gdzieś po stopami przechadzających się w nieświadomości przechodniów. Opowieści coraz to mniej licznych, starszych mieszkańców rysują nam obraz podziemi jako rozgałęzionej sieci tuneli prowadzącej do wielu budynków i lokacji na terenie dawnej Osady Fabrycznej, ale nie tylko.
            Cała ta historia związana jest ściśle z zakładami żyrardowskimi, których techniki produkcyjne wymagały ogromnych ilości wody bieżącej, wody którą dostarczała niezastąpiona Pisia Gągolina przepływająca kanałem przez teren zakładu, tworząc sztuczny staw na terenie przędzalni i drugi na Bielniku oraz właśnie owe kanały. W jakim celu, trudno powiedzieć. Jednak w świadomości żyrardowskiej starszyzny takie kanały istnieją. 
          Według najbardziej znanej żyrardowskiej legendy istnieje przejście łączące willę Karola Dittricha juniora, dzisiejsze muzeum, z pobliskim Kantorem, czyli siedzibą zarządu Towarzystwa Akcyjnego Zakładów Żyrardowskich. Otóż podobno stary Dittrich zaskakiwał swoich kancelistów nagłym pojawieniem się w Kantorze, sprawdzając czy rzetelnie i sumiennie pracują. Legenda rzeczywiście osobliwa, aczkolwiek oderwana od ówczesnej rzeczywistości, gdyż fakt taki był z samego założenia nierealny i niemożliwy, gdyż jak wiemy Kantor został wybudowany właśnie dla Towarzystwa Akcyjnego Zakładów Żyrardowskich i oddany do użytku w 1885 roku, kiedy to starego Dittricha nie było już w Żyrardowie. Mocno schorowany przebywał wtedy w Krasnej Lipie. czekając na nieuchronnie zbliżającą się śmierć, która dosięgnęła go rok później. Jednak czy zawsze trzeba podchodzić do słowa mówionego i przekazywanej z pokolenia na pokolenie legendy  aż tak rzeczowo?

       Również pod dzisiejszym placem Jana Pawła II prawie na pewno przebiegają tunele prowadzące do podziemi żyrardowskiej fary. Jednak te podziemne przejścia są niczym w porównaniu z  najdłuższym z nich kończącym się podobno aż przy dawnym domku letniskowym Dittrichów gdzieś pod lasem sokulskim.
        Historia trochę inaczej ma się z całym Bielnikiem, który poprzecinany jest podziemnymi kanałami, te jednak miały charakter typowo przemysłowy i służyć miały odwodnieniu terenu. O ich istnieniu przypominają nam przeprowadzane od czasu do czasu wykopy, które odkrywają naszym oczom fragmenty tychże konstrukcji budowlanych skrytych pod grubą warstwą ziemi.
         Z opowieści tych szczęśliwców, którzy kanały widzieli możemy się dowiedzieć, iż tunele zalane są wodą sięgającą nie wyżej niż do kolan, wodą krystalicznie czystą i przejrzystą jakby przepłynęła przez nie jeden filtr.
       I wreszcie pod słynnym Pałacykiem Tyrolskim, czy też niedaleko sąsiadującego z nim budynku administracji znajduje się podobnież obszerna sala będącą odgałęzieniem jednego z kanałów, komora tak obszerna, iż mogłaby spokojnie posłużyć jako sala balowa, a może rzeczywiście służyła? W końcu pałacyk pamięta jeszcze dawne czasy, kiedy to miasto Dittrichów odwiedzali przeróżni przedsiębiorcy goszczeni przez właścicieli na spotkaniach biznesowych, czy bankietach.

Wertując niezliczone dokumenty znajdujące się w grodziskim archiwum, natrafiłem chyba rozwiązanie nurtującej od  lat zagadki tunelów, ich długości, ilości i co najważniejsze wysokości. Wszak od wielu osób słychać informacje, że tworzyły one nieraz całkiem pokaźnych rozmiarów pomieszczenia podziemne.

W roku 1935 powstał na zlecenie Zakładów Żyrardowskich komplet dokumentacji przedstawiającej profile kanałów wraz z ich wysokością i szerokością oraz ich rozmieszczeniem w terenie. I rzeczywiście oplatały one miasto dochodząc aż do farbiarni na Bielniku z jednej strony i ciągnął się do Roszarni lnu gdzieś pod łąkami korytowskimi. Dodatkowo nie opuszczając podziemi można było teoretycznie dostać się z Bielnika do Kantoru, Resursy, a nawet nadkładając trochę drogi do Nowej Przędzalni i Ochronki. Niestety zgodnie z wyrysem nie było bezpośredniego dostępu do kościoła Matki Bożej Pocieszenia na placu. Niektóre kanały były bardzo wąskie, 35 centymetrowe, ale niektóre odcinki posiadały podziemne drogi, w których od biedy mogliby przejść ludzie, choćby na kuckach. Wszak 85 cm szerokości i metr wysokości wystarczy, aby w miarę spokojnie przemierzyć taki tunel.I rzeczywiście można byłoby przedostać się tunelami bezpośrednio z Bielnika do roszarni, gdyż ten ciąg jest opisany dokładnie. Jeśli chodzi natomiast o kanały pod centrum miasta tu sprawa wygląda trochę inaczej. Część kanałów miała tylko 35 centymetrów wysokości i tu jedynie pies mógłby się przecisnąć, aczkolwiek do kategorii innych zostały również zaliczone kanały o wysokości 1,2 metra co już daje nam spore pole do popisu. Które jednak z nich były tymi umożliwiającymi teoretyczne pokonywanie drogi podziemiami? Trudno wywnioskować z grubości linii na planie, choć rzeczywiście część z nich wydaje się nieco szersza. Te pod placem, pod ulicą Limanowskiego, prowadzące do Domu Ludowego.
   

poniedziałek, 20 stycznia 2020

Epizod 164 - Józef Procner - zupełnie przypadkowy burmistrz


fot. "Pamiętniki Józefa Procnera"
Pierwszy burmistrz Żyrardowa. Jak dumnie to brzmi. Taka nobilitacja i stanowisko już na zawsze wpisuje postać Józefa Procnera w annały czerwonego miasta. Główna aleja na cmentarzu miejskim. Sektor A. Ulica w północnej części miasta. Może na razie tylko przez park i piaszczysta, ale jest. Postać historyczna.
Trzeba jednak pamiętać i być świadomym, iż w tej historii jest wiele przypadku i szczęścia. Otóż kiedy wojska niemieckie zbliżały się nieubłaganie do Żyrardowa, Rosjanie w pośpiechu opuścili osadę, kierując swoje oddziały w stronę Mszczonowa. 18 IV 1915 roku oddziały niemieckie pod dowództwem rotmistrza von Armin’a opanowały Żyrardów. Józef Procner, który dzień wcześniej tylko sobie znanymi sposobami wrócił z Warszawy do Żyrardowa, z Warszawy gdzie został wysłany i jak się szybko okazało, nie miał możliwości powrotu koleją, przechodził ulicą Parkową (dziś Armii Krajowej) kierując się na róg ulic Bielnikowej i Wiskickiej, gdzie znajdowała się siedziba Kwatermistrzów, do których należał. Spieszno mu było, aby zniszczyć dokumentacje przed przejęciem jej przez Niemców. Spostrzegł wówczas kilku oficerów niemieckich przemierzających ulice z planem Żyrardowa w dłoni, lustrujących okolice, planem który przed kilkoma dniami widział Procner na własne oczy w zakładach. Zainteresował się co też planują okupanci, podszedł i po niemiecku zaproponował pomoc, z której podobno Niemcy skorzystali.  
        Kiedy tego samego dnia wieczorem rotmistrz pojawił się niespodziewanie w Domu Ludowym, gdzie odbywało się walne zebranie około 400 osób pod przewodnictwem dr. Tokarskiego i księdza Taczanowskiego, na którym właśnie powoływano milicję obywatelską do utrzymywania porządku w mieście, do której został wybrany również Józef Procner jako zastępca komendanta Polkowskiego i ten oto von Armin przedstawił listę dwunastu paragrafów nakładających kontrybucję na miasto, na sali zapanowała konsternacja. Przedstawione pismo odnosiło się do miasta Żyrardów, a przecież Żyrardów miastem nie był.
fot. "Pamiętniki Józefa Procnera"
Gdyby Procner nie zagaił rotmistrza, tegoż samego dnia wcześniej, nie wychylał się spośród tłumu, ten nie wpisałby jego nazwiska na dokumencie pieczętując zwykłym ołówkiem powołanie Procnera na pierwszego burmistrza Żyrardowa. Ruchem tym zobowiązał go jednak do jak najszybszego, ale nie dłużej niż w przeciągu trzech dni, stworzenia granic miasta, nowego miasta.
       

      Procner zabrał się od razu do pracy. Razem ze swoim synem Bronisławem rozrysowali przyszłe granice, obejmując obszar zamieszkany przez około 30 tysięcy osób oraz zajmujący sześć wsi. Nowo określone granice obejmowały Osadę Fabryczną, Rudę, Podlas, Marjampol, część Teklinowa oraz Bieganów i Papiernię z Parkiem Ludowym. W granicach miasta został ujęty również folwark z browarem, garbarnia Schmidtów oraz trzy cmentarze.
      
       Zadanie to Procner wykonał bez najmniejszego zarzutu stając się tak oto pierwszym burmistrzem Żyrardowa oczywiście z niemieckiego nadania. Niestety cały ten moment w historii miasta nie został szczegółowo opisany w literaturze, a praktycznie jedynym źródłem, jakim możemy się posiłkować, są pamiętniki głównego zainteresowanego, które wnoszą, mimo swojego oczywistego subiektywizmu oraz podeszłego wieku pisarza w momencie ich tworzenia, niezaprzeczalny i wiele znaczący wkład w ustalenie okoliczności w jakich Żyrardów stał się miastem.
Procnerowi jako pionierowi Żyrardowa jako miasta przypadła bardzo niewdzięczna i trudna rola. Jako społecznik znał trudy i problemy życia w Żyrardowie, dlatego też czynnie zaangażował się w choćby niewielką poprawę bytu ludności. Pomagał obywatelom podczas załatwiania spraw urzędowych, pisał i redagował wnioski i pisma, ale będąc niestety w opozycji do okupanta niewiele mógł zdziałać. Żyrardów znajdujący się praktycznie na linii frontu niezwykle ucierpiał podczas działań wojennych. Panował w nich chaos, bieda i głód. Wielu mieszkańców opuściło granice przyszłego miasta szukając pomocy i lepszego życia w innych częściach okupowanej Polski. Procner starał się jak mógł wykorzystując swoje znajomości. Brał również udział w utworzeniu zarządu miasta składającego się z kilku ławników oraz założył sąd prowizoryczny. Dla poprawy stanu kasy miejskiej wprowadził podatek drogowy za przejazd przez miasto stawiając na krańcach rogatki pilnowane całą dobę, zwłaszcza, że największy ruch był w godzinach wieczornych i nocnych.
fot. "Pamiętniki józefa Procnera"
Mijały miesiące i sytuacja stawała się coraz trudniejsza. Okupant wzmacniał kary, niejednokrotnie skazując nawet na śmierć. Procner dość często stawał w opozycji do działań okupanta, dlatego też na początku 1917 roku Niemcy przysłali do miasta nadburmistrza, którym został wpierw kapitan Geiss, a po kilku miesiącach Pruffer, wspominany jako "niezła kanalia", a następnie jeszcze inny o nazwisku Hertsch, przez co Józef Procner zszedł jakby na drugi plan, a wszelkie decyzje musiał konsultować i czekać na aprobatę Niemców. Odzyskanie niepodległości to praktycznie koniec dla Józefa Procnera jako włodarza miasta. Nowe władze szybko, bo już na trzeci dzień wybierają "swojego burmistrza" mianując nim Stefana Millera, który na skutek swojej chwiejności i lękliwości w podejmowaniu decyzji zostaje zastąpiony po kilku miesiącach przez jeszcze bardziej politycznego Jakuba Wołoszyna, który nieszczęśliwie dla siebie zaraził się tyfusem i wkrótce zmarł. Józef Procner znów przez kilka tygodni pełnił funkcję burmistrza, ale przybycie Rajmunda Jaworowskiego zakończyło ten krótki okres urzędowania. Zaproponowano mu nawet burmistrzowanie w Gostyninie, ale kiedy pojawił się na miejscu okazało się, że to tylko praca tymczasowa, może na rok i pozbawiony dłuższych perspektyw powrócił do pewniejszej, urzędniczej posady w zakładach żyrardowskich. Niemniej aż do 1926 pracował w Magistracie na stanowiskach urzędniczych.

Józef Procner urodził się w 1864 roku. Dzieciństwo i młodość spędził w Niwce tuż przy ówczesnej granicy. Do niemieckiego gimnazjum chodził w Mysłowicach, gdzie nauczył się, z oczywistych powodów języka niemieckiego. Początkowo pracował w Warszawie i Wilnie, a gdy zamieszkał w Żyrardowie przenieśli się tam jego rodzice. W 1896 zmarła jego matka Aleksandra z Duchanowskich Procner i została pochowana na żyrardowskim cmentarzu.
    Już w wieku 20 lat, pracował w Zakładach Żyrardowskich i czynnie reprezentował fabrykę również poza granicami kraju. Biorąc pod uwagę prawie pięćdziesięcioletni staż zawodowy Józef Procner osobiście poznał właściciela fabryki Karola Dittricha jr, czy to pracując jako kierownik sali deseni i wzorów, czy składu fabrycznego, czy jako zastępca kierownika w Warszawie i Wilnie. Józef Procner odbył również dwie podróże handlowe odwiedzając m.in. Piotrków, Brześć Kujawski, Wilno, Szawle, Libawę, Mitawę, Poniewież, Kowno, Mińsk, Kijów, Baranowice czy Sławutę. Najmilej i najlepiej jednak wspominał kilkumiesięczny pobyt we Wiedniu.
  
Józef Procner to jednak nie tylko pierwszy burmistrz, ale to jeden z głównych propagatorów utworzenia miejskiego muzeum. Sam kolekcjonował pamiątki, opisywał je i gromadził ku przyszłym pokoleniom. Niestety najpierw trudne czasy XX-międzywojennego, a następnie II wojna światowa nie stanowiły dobrego czasu na tego rodzaju przedsięwzięcia.

Jako osoba mająca w krwi społecznictwo należał również do wielu stowarzyszeń. 'Gesang Verein", Towarzystwo Śpiewacze "Lira", gdzie pełnił funkcję prezesa, czy w końcu członkostwo w Towarzystwie "Wychowanie" i klubie kręglarskim "Blauer Montag".