Od ponad 80-lat targowisko miejskie przyciąga niezliczone tłumy kupujących. W dzisiejszych czasach
stało się kolejnym miejscem stałej pracy dla szerokiej rzeszy żyrardowskich
handlarzy, którzy niestrudzenie, spędzają codziennie wiele godzin próbując
upłynnić oferowane przez siebie dobra. Mało kto jednak jeszcze pamięta, iż dawnymi czasy jedynymi
dniami targowymi była środa i sobota, kiedy to długie kolumny wozów kierowały
się nieprzerwanie na „Wilczy Kierz”, dawne mokradła zamienione właśnie na
dzisiejszy rynek. Ale po kolei.
Poprzecinany niewielkimi strumykami i rzeczkami, a w wielu miejscach podmokły. Taki był wówczas teren obecnego Żyrardowa. Stopniowo, kolejne trzęsawiska i mokradła wysychały bądź były niwelowane przez poszerzających kolejne połacie gruntu nowych gospodarczy. Nie inaczej miała się sprawa z dzisiejszym targowiskiem, które jeszcze pod koniec XIX wieku stanowiło zwarty i jednorodny obszar, zupełnie nieprzystosowany do jakiegokolwiek zagospodarowania, jednym słowem - nieprzyjazny.
Wilczy Kierz, czyli teren ograniczony dawnymi ulicami, Familijną, Wilczą (dzisiejszą Karola Doczkała) oraz Smoczą.
Kępy sitowia, trzęsawiska i mokradła, a gdzieniegdzie wystające ponad teren olszyny. Sama nazwa zapewne została nieprzypadkowo nadana i posiadała swoje znaczenie. Dziś jednak zatarło się w pamięci żywych i odmętach historii. Może to od wilczych jagód, których niezliczone ilości rosły na Wilczym Krzu? Przynajmniej taka tezę wysunął Maciej Twardowski. Wielce prawdopodobne. Pewnikiem natomiast jest to, iż Wilczy Kierz robił wówczas za lokalną wylęgarnię wszelkiego robactwa, ze szczególnym wskazaniem na komary.
Wilczy Kierz był miejscem strasznym, ale i magicznym. Jako, że rzadko się tam zapuszczano, obrósł przeróżnymi legendami. Ot choćby taką, jakoby niejeden pijak skończył swój marny żywot skracając sobie drogę przez trzęsawisko. Natomiast jako niezaprzeczalny pewnik traktowano wówczas fakt, iż utonął tam koń wraz z całym wozem.
Z resztą same nazwy otaczających do ulic dają nam do myślenia o stosunku emocjonalnym ówcześnie żyjących do tego zdradliwego terenu.
Wilczy Kierz powoli, acz konsekwentnie wysychał i zarastał coraz to trwalszą roślinnością. Fakt ten został naturalnie wykorzystany i szybko zagospodarowano teren. W latach 30-tych XX wieku obszar ten wyrównano wykorzystując do tego celu bezrobotnych, których do tego zadania zatrudnił Magistrat, organizując roboty publiczne. Zasypano i wyrównano go używając piasku dowożonego zza cmentarza, z "brzezinki". Aby prace przebiegały sprawniej wybudowano tymczasową kolejkę wzdłuż ulic Środkowej, Familijnej i Ossowskiego. Tak oto oficjalnie teren dawnego trzęsawiska przestał istnieć. Nim jednak owe prace zostały wykonane, wyschnięty teren Wilczego Krzu już w latach 20-tych XX wieku wykorzystywano jako targ bydlęcy.
Poprzecinany niewielkimi strumykami i rzeczkami, a w wielu miejscach podmokły. Taki był wówczas teren obecnego Żyrardowa. Stopniowo, kolejne trzęsawiska i mokradła wysychały bądź były niwelowane przez poszerzających kolejne połacie gruntu nowych gospodarczy. Nie inaczej miała się sprawa z dzisiejszym targowiskiem, które jeszcze pod koniec XIX wieku stanowiło zwarty i jednorodny obszar, zupełnie nieprzystosowany do jakiegokolwiek zagospodarowania, jednym słowem - nieprzyjazny.
Wilczy Kierz, czyli teren ograniczony dawnymi ulicami, Familijną, Wilczą (dzisiejszą Karola Doczkała) oraz Smoczą.
Kępy sitowia, trzęsawiska i mokradła, a gdzieniegdzie wystające ponad teren olszyny. Sama nazwa zapewne została nieprzypadkowo nadana i posiadała swoje znaczenie. Dziś jednak zatarło się w pamięci żywych i odmętach historii. Może to od wilczych jagód, których niezliczone ilości rosły na Wilczym Krzu? Przynajmniej taka tezę wysunął Maciej Twardowski. Wielce prawdopodobne. Pewnikiem natomiast jest to, iż Wilczy Kierz robił wówczas za lokalną wylęgarnię wszelkiego robactwa, ze szczególnym wskazaniem na komary.
Wilczy Kierz był miejscem strasznym, ale i magicznym. Jako, że rzadko się tam zapuszczano, obrósł przeróżnymi legendami. Ot choćby taką, jakoby niejeden pijak skończył swój marny żywot skracając sobie drogę przez trzęsawisko. Natomiast jako niezaprzeczalny pewnik traktowano wówczas fakt, iż utonął tam koń wraz z całym wozem.
wycinek planu Żyrardowa z 1926 roku |
Z resztą same nazwy otaczających do ulic dają nam do myślenia o stosunku emocjonalnym ówcześnie żyjących do tego zdradliwego terenu.
Wilczy Kierz powoli, acz konsekwentnie wysychał i zarastał coraz to trwalszą roślinnością. Fakt ten został naturalnie wykorzystany i szybko zagospodarowano teren. W latach 30-tych XX wieku obszar ten wyrównano wykorzystując do tego celu bezrobotnych, których do tego zadania zatrudnił Magistrat, organizując roboty publiczne. Zasypano i wyrównano go używając piasku dowożonego zza cmentarza, z "brzezinki". Aby prace przebiegały sprawniej wybudowano tymczasową kolejkę wzdłuż ulic Środkowej, Familijnej i Ossowskiego. Tak oto oficjalnie teren dawnego trzęsawiska przestał istnieć. Nim jednak owe prace zostały wykonane, wyschnięty teren Wilczego Krzu już w latach 20-tych XX wieku wykorzystywano jako targ bydlęcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz