Dumnie wznosząca się ponad niskim, szedowym dachem dawnej tkalni, spogląda swoimi oczami na roztaczający sie pod nią plac Jana Pawła II. Przerobiona na nowoczesne lofty oraz ciągi "sieciówek" swoim frontem przyciąga wzrok, będąc symbolem i pamiątką minionych lat, lat wielkiego prosperity, kapitalistycznych właścicieli, miejscem pracy tysięcy dawnych osadników szukających szczęścia w ówczesnej oazie przemysłowej, wyrosłej praktycznie w szczerym polu, a ściślej puszczy, tuż przy gościńcu łączącym odległy Mszczonów z Wiskitkami i dalej z Sochaczewem.
"A.D. 1829 - STARA PRZĘDZALNIA"
Symbol Żyrardowa. Ale czy ten oto rok, górujący nad placem, można traktować jako rzeczywisty moment powstania. Niekoniecznie.
Zgodnie z ogólnie dostępnymi annałami możemy łatwo stwierdzić, iż widniejąca na przędzalni data nie jest jednoznaczna i oczywista. Fakt, 24 czerwca 1829 roku zawiązano w Warszawie Towarzystwo Wyrobów Lnianych. 15 lipca tegoż samego lata (chodzi oczywiście o porę roku) na łamach "Gazety Warszawskiej" ogłoszono "Projekt założenia przędzalni lnu i tkalni płótna na machinach" - na wynalazku de Girarda datowany na 1 lipca. Również tego samego roku uruchomiono w Marymoncie eksperymentalną przędzalnię lnu będącą protoplastą "naszej".
Wszystkie jednak znaki na niebie i ziemi, a dokładniej na papierze wskazują, iż budowę starej przędzalni rozpoczęto dopiero po dacie 9 sierpnia 1830 roku, kiedy to spisano akt założenia Fabryki Przędzalni Lnu. Zanim jednak budowa nabrała odpowiedniego rytmu i należytego rozpędu, wybuchło powstanie listopadowe. Prace na kilka lat zostały zamrożone. Dopiero w 1832 roku wznowiono działania tak na terenie starej przędzalni jak i domów mieszkalnych dla tkaczy, używając pod budowę cegieł i drewna dostarczanego przez Henryka Łubieńskiego, a także korzystając z odpowiedniego dokapitalizowania z Banku Polskiego, o które postarał się Karol Scholtz.
Sam plan budowy to dzieło wybitnego warszawskiego architekta Jana Jakuba Gay'a, twórcy m.in. siedziby Banku Polskiego na Placu Bankowym w Warszawie, spichlerza nad Narwią w Nowym Dworze Mazowieckim, cerkwi św. Aleksandry w Stanisławowie oraz pierwszego, żyrardowskiego dworca kolejowego. Wedle panującej wówczas gigantomanii stworzył dzieło same w sobie.
Ogromny 4-kondygnacyjny budynek spełniał wszelkie nowoczesne zasady budowli przemysłowej. Kolos, o gigantycznej jak na owe czasy kubaturze 30 tys. m. kw. całkowicie zdominował otoczenie. Ale przecież o to chodziło. Ogromny na zewnątrz, wewnątrz aż przytłaczał, zwłaszcza nieprzygotowanych na to nowo przybyłych osodników przywykłych do minimalizmu i ciasnoty. 15 metrów szerokości i aż 108 długości pozwalało na zagospodarowanie drewnianej podłogi dwoma rzędami maszyn. Strop głównej hali wspierało 29 masywnych filarów, a na kolejne kondygnacje prowadziły dwie klatki schodowe. Dach tego kolosa pokryty został dachówką karpiówką. Budynek posiadał jeden większy komin oraz dwa mniejsze. W głównym została zamontowana "świstawka" która przez kolejne dziesięciolecia wyznaczała rytm dobowy żyrardowskich robotników. Pierwotnie miejsce dzisiejszej postfabrycznej hali tkalni zajmował skwer, który otwierał przestrzeń na powstały wkrótce plac.
Uruchomienie fabryki nastąpiło 24 lipca 1833 roku, a pierwszym dyrektorem mianowano Pawła Arndta. Szybko jednak, bo już w 1834 roku, powołano głównego administratora fabryki, którym został Tadeusz Łubieński, proboszcz wiskickiej parafii oraz brat Henryka Łubieńskiego. Interesy rodzinne zostały zabezpieczone, uświadamiając nam jednocześnie z jaką nieufnością odnosili się Łubieńscy do fachowców, de Girarda oraz Arndta.
Jaki finalnie skutek przyniosło rodzinne zarządzanie firmą każdy wie. I niech podsumowaniem pozostaną legendarne słowa oceniające lata zarządu Łubieńskich i Lubowidzkiego, iż "Z nich żaden na fabrykach się nie znał. Ulegli wyższemu nadchnieniu".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz