Żyrardowski dworzec jak co dzień tętnił życiem. Pasażerowie przetaczali przez niego w sobie tylko wiadomych kierunkach. Co bardziej rzucającego się w oczy Niemcy legitymowali. Z resztą cały otaczający dworzec teren nie był dogodnym miejscem do przeprowadzenie jakichkolwiek działań zbrojnych. Blisko siedziby Schuppo, czy Gestapo, a do tego posterunek na dworcu. Jakby tego było mało częste patrole niemieckich żołnierzy.

Można gdybać i analizować czy owa akcja była w pełni uzasadniona, faktem jest jednak to, że podczas jej przeprowadzenia a zwłaszcza po jej zakończeniu wiele niewinnych osób straciło życie, osób nie mających nic wspólnego z jakąkolwiek konspiracją.
Rozwijając się i rozrastając GL jak na gwałt potrzebowała dozbrojenia. Niewielkie ilości posiadanej broni, czy materiałów wybuchowych skutecznie ograniczały jej możliwości działań dywersyjnych. Z tego też, jakże istotnego powodu dowództwo postanowiło wykorzystać nadarzającą się okazję i dokonać napadu na powracających z Warszawy pracowników zakładów, pracowników którzy według danych wywiadowczych wieźli ze sobą niebagatelną sumę 1 miliona złotych. Do wykonania tego zadania delegowano Stefana Jodłowskiego, Władysława Lasockiego, Antoniego Mińkowskiego ps. "Antek", Józefa Kuczkowskiego ps. "Józek", Henryka Nowaka ps. "Gotlib", Stanisława Komosińskiego ps. "Cichy" oraz Janusza Bieńskowskiego ps. "Biały".

Czujni ochroniarze zareagowali szybko. Wywiązała się chaotyczna strzelanina, a dodatkowo ze wsparciem przyszli żołnierze stacjonujący na dworcu. Na miejscu zginął Kerber oraz Lipiński (C1/4/1). Dorożka z ostrzeliwującymi się gwardzistami wpadła w ulicę Sienkiewicza, gdzie po zabraniu walizki z wypłatą, rabusie rozpłynęli się, uciekając opłotkami przez podwórka.
Niemcy wpadli w szał. Zastrzelili Bogu ducha winnego Gmurka oraz dwóch przechodniów. Nasilone zostały rewizje i obławy. Ponad tysiąc mieszkańców trafiło do obozów koncentracyjnych.
Czy warte to było takiego poświęcenia, zwłaszcza, że zagrabionych pieniędzy było czterokrotnie mniej niż się spodziewano?
Trzeba jednak pamiętać, iż takie akcje ekspropriacyjne były przeprowadzane dość często. Związane było to z zaprzestaniem pierwotnej działalności administracyjnej na terenach przejętych przez okupanta, a co za tym idzie wiele organizacji konspiracyjnych pozbawiono zaplecza finansowego czy pomocy materialnej, co skutecznie ograniczało ich możliwości. Jedynie Armia Krajowa, której źródło finansowania przeniosło się do Londynu mogła liczyć na jakiekolwiek wsparcie.
Dzisiaj jedyną pamiątką przypominającą tenże zamach jest pomnik gwardzisty odsłonięty w 1952 na skwerze przed dworcem, pomnik, który nie wiedzieć czemu "zgubił" swój pierwotny podpis.