Szybko udaje się ustalić, iż do śmierci denata przyczyniły się na pewno osoby trzecie. Kieszenie zostały opróżnione, ale mimo braku dokumentów bardzo sprawnie udało się ustalić, iż osobą zamordowaną jest Tadeusz Łagutko, 45-letni pracownik Zakładów Żyrardowskich. Komendant Milicji Obywatelskiej Jan Murdzoń oraz ppor T. Smoliński w trakcie dochodzenia ustalają przebieg zdarzeń i już po kilku godzinach zatrzymują Artura Jankowskiego, 24 latka z Nowej Wsi. Mimo braku świadków oraz braku pomocy od mieszkańców pobliskich domów udał się powiązać Jankowskiego z morderstwem. Otóż po rozpoznaniu wszystkich miejsc, gdzie w Żyrardowie spotyka się półświatek wytypowano restaurację „Przystanek”, z której to w godzinach wieczornych poprzedniego dnia wyszło dwóch klientów nie płacąc za rachunek opiewający na 180 złotych. Jeden z nich zostawił w zastaw swój dowód osobisty. W trakcie śledztwa ustalono, iż morderca, a rzeczywiście był nim Jankowski upatrzył sobie ofiarę jako osobę, którą obrabuje i spłaci rachunek. Początkowo mimo, znalezienia u podejrzanego portfela denata, Jankowski szedł w zaparte oskarżając przy tym pozostałych współtowarzyszy zeszło wieczornej popijawy. Jednak fakty mówiły same za siebie. Zrabowane 300 złotych miało posłużyć jako spłata rachunku, a część nawet przekazał koledze, u którego nocował.
Całe zło miało swój początek poprzedniego dnia, kiedy to morderca przybył do Żyrardowa około godziny 15-stej, początkowo tylko do fryzjera. Spotkał jednak na dworcu dawno niewidzianego kolegę Krzysztofa S. W pobliskiej restauracji „Dworcowa” spotkali kolejnego znajomego Krzysztofa W. Pierwsze pół litra czystej staje się preludium do przyszłych czynów. Krzysztof W. odjeżdża, natomiast pozostała dwójka przenosi się do „Przystanku”, gdzie około 19-stej spotykają kolejnych znajomych Tadeusza G, Wiesława S. i Alicję P. Tu wypijają kolejne butelki wódki. Spotkany na dworcu Krzysztof S. na prośbę Jankowskiego oddaje klucze do mieszkania. Około 22 Tadeusz G. opuszcza lokal. Pozostali jednak nie maja czym zapłacić. I tu niefortunnie pojawia się przyszła ofiara, która ponoć płaci rachunek 100 złotówką zwracając uwagę pijanego Jankowskiego. Jankowski zostawia dokument, wychodzi i zaczyna śledzić nic nieprzeczuwającego Łagutkę, który jeszcze po drodze wstępuje do Kantoru po delegację. Następnie skręca w S. Żeromskiego, aby po kilku metrach wejść na ścieżkę w kierunku bloków. Tutaj Jankowski napada na ofiarę. Zadaje jej cios w głowę, a następnie kopie po twarzy. Obrabowwuje umierającego i jak gdyby nigdy nic idzie przenocować do Krzysztofa S. na ulicę Bratnią. Pobity Łagutko zadławia się krwią i umiera. Późniejsze oględziny pokazują koszmarny obraz obrażeń. Wielokrotne złamanie nosa, wyłuszczenia gałki ocznej oraz inne poważne obrażenia ciała.
Pojmany rano podczas próby uregulowania rachunku zapiera się swojej winy. Na ławie oskarżonych Jankowski tłumaczy się i obwinia innych innych uczestników tego feralnie spotkania. Jednak sąd jest nieubłagalny. Skazuje go na dożywotni pobyt w więzieniu i dożywotnie pozbawienie praw publicznych zwłaszcza, że Jankowski jak się okazał już wcześniej pobił i okradł swojego krewnego. I wtedy tylko postawa matki zbira, która oddała zrabowane pieniądze poszkodowanemu i uprosiła aby ten nie informował milicji. Jak widać to wszystko tylko rozochociło i doprowadziło jeszcze większej tragedii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz