Jak wiadomo na
urzeczywistnienie trzeba było czekać kolejne lata i dopiero w 1881 otworzono
cmentarz, a rok później uruchomiono kaplicę pod zarządem ks. Antoniego
Folksmanna, wikariusza wiskickiego, będącego zarazem pierwszym kapelanem
fabrycznym.
Mijały kolejne
lata, zmieniali się kapelani, wybudowano pierwszy kościół, ale nadal Osada
podlegała pod parafię Wiskitki. Kolejnym krokiem, przybliżającym do rychłego
wydzielenia nowej parafii, było założenie ksiąg stanu cywilnego opatrzone datą
13 sierpnia 1893 roku. Mimo, iż chowano już zmarłych na pobliskim cmentarzu, a
kościół udzielał kolejnych ślubów, nadal była to parafia bez tytułu parafii, zależna od kościoła w Wiskitkach oraz Zarządu Fabryki.
Do wybudowania
nowego, docelowego kościoła aspirował ówczesny kapelan ks. Antoni Gniazdowski,
który z pomocą Karola Dittricha juniora miał dokonać tej wiekopomnej rzeczy.
Niestety w 1897 roku ustępuje on miejsca nowemu kapelanowi ks. Władysławowi
Żaboklickiemu, który wraz ze swoimi pomocnikami ks. Walentym Braulińskim oraz
ks. Stanisławem Kuczyńskim, w kolejnym roku domyka wieloletni proces starania się
Żyrardowa o odrębną parafię.
Nic jednak nie
dzieje się bez reakcji. Narodziny żyrardowskiej parafii zamykają wielowiekowy rozdział
w innym miejscu naszej archidiecezji. Otóż zapewne nie każdy wie, iż niewielka
wieś Mistrzewice, położona nad Bzurą, 10 kilometrów na północ od Sochaczewa,
mimo niewielkiej społeczności tam zamieszkującej, przynajmniej od XV wieku posiadała własna parafię. Niewielka
społeczność uczęszczała do drewnianego kościoła pw. Św. Stanisława i św. Doroty
najpewniej zastąpionego nowym, wybudowanym jak głosi okolicznościowa tablica, w
roku 1769 przez biskupa poznańskiego Andrzeja Młodziejowskiego, a zburzonym
podczas I wojny światowej, w roku 1915.
I otóż ta
historyczna parafia, dekretem z dnia 22 stycznia 1898 roku, została zniesiona i
przyłączona do pobliskiej parafii Młodzieszyn, a etat proboszcza przeniesiono
właśnie do nowej, żyrardowskiej.
I nie byłoby w
tym nic dziwnego, gdyż licząca niewiele ponad 200 dusz wspólnota, na takie
miano raczej nie zasługiwała. Jednak tak nagłe zlikwidowanie wielowiekowej i
historycznej parafii obrosło legendą dość dramatyczną, ale kultywowaną już od
ponad 100 lat.
Głosi ona, iż
ówczesny proboszcz romansował z jedną z parafianek za co został przez
mieszkańców pobity na śmierć, a likwidacja parafii miała być karą za ten bezbożny
czyn. Poza tym msze święte we Wszystkich Świętych miały być odprawiane tydzień
później, a jakby tego było mało na wieś miała paść klątwa, która ma ciążyć aż
wieś nie wyda księdza, aby zadośćuczynić przewinieniu dawnych mieszkańców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz