środa, 14 maja 2025

Epizod 178 - Spacerkiem po żyrardowskich pomnikach - część czwarta

 Pomnik XXX-lecia Polski Ludowej

 To tu, tuż przez Resursą, z okazji trzydziestolecia Polski Ludowej, w 1975 roku powstał kolejny blaszany koszmar. Kilka przecinających się płyt tworzących trzy X (jakżeby miało być inaczej, w końcu to na 30-lecie) a na szczycie coś co miało przypominać kulę ziemską oraz dopełniający wszystkiego gołąbek pokoju. Postanowiono posadowić ten wątpliwej urody pomnik??? praktycznie w centrum miasta.


I ubogacał on skrzyżowanie ulic B. Limanowskiego oraz 1-go Maja przez kolejne zgoła trzydzieści lat. Wkrótce wokół niego wyrosły całkiem spore drzewa, a on wkomponował się w ten komunistyczny świat. Wydawane wówczas pocztówki, a jakże, zawierają ten motyw, aby widok jaki sobą zasłaniał, nie umknął przyszłym pokoleniom. I tu, szczęśliwie, kiedy upadł stary system, upadł też maszkaron. Ten miał swoją szansę pokazania się rzeszom przyjezdnych. Jednak nie miał tyle szczęścia kolejny z niezrealizowanych pomników.

 Pomnik czołg

 Mowa tutaj o czołgu, który miał stanąć w reprezentacyjnym miejscu w mieście, który miał być hołdem dla żołnierzy Armii Radzieckiej. W 1966 roku postanowiono o budowie cokołu, na którym zamierzano posadowić czołg, symbol wyzwolenia, symbol, jaki stał już w wielu miastach Polski, wszak również Skierniewice taki miały. Brano wówczas pod uwagę trzy lokalizacje, Plac Wolności, zieleniec przy Al. Partyzantów oraz skrzyżowanie ulic 1-go Maja i J.Marchlewskiego (dziś B. Limanowskiego). Lokalizację wyłoniona w ankiecie, która ukazała się w „Życiu Żyrardowa” wraz ze specjalnym kuponem plebiscytowym dla czytelników. Kupon, dla zebrania jak największej liczby głosów drukowano przez trzy tygodnie, polecając wypełnienie jego i odesłanie do siedziby gazety. Jakby tego było mało pojawił się nawet szkic przyszłego pomnika, który wyszedł spod ręki członka żyrardowskiego ZBoWiD-u pana M. Jencia, który wykonał również projekt techniczny pomnika.


Po kilku tygodniach podsumowano akcję i okazało się, że wygrała lokalizacja przed Resursą. Złożono wówczas zapotrzebowanie na … czołg, którego niestety miasto nie otrzymało. Widocznie inne lokalizacje miały większy priorytet.      

 Pomnik Filipa de Girarda przed Resursą

 No i po woli, acz nieubłagalnie zbliżamy się podjęcia tematu najbardziej znanego obecnie pomnika w Żyrardowie. 25 listopada 2016 roku pokusił się nawet o przybycie do miasta, ambasador Francji w Polsce – Pierre Levy, który z fanfarami i uroczyście dokonał odsłonięcia tego pomnika w asyście prezydenta Wojciecha Jasińskiego oraz ówczesnego przewodniczącego Rady Miasta Marcina Rosińskiego, czy proboszcza kościoła Matki Bożej Pocieszenia. Na odsłonięciu nie mogło zabraknąć pocztów sztandarowych, delegacji szkół, przedszkoli, harcerzy oraz mediów. Następnie w ramach akcji propagandowej spotkano się z uczniami klas uczących się języka francuskiego oraz udzielono wywiadów lokalnym mediom. Jako, że w Żyrardowie od wielu lat nie było możliwości pokazania się tłumom na taka skalę, przedsięwzięcie było głoszone wszem i wobec od dłuższego czasu i żyrardowscy notable wszelkiej maści dumnie wypinali piersi pozując do zdjęć na tle monumentu dziękując sobie nawzajem za wykonaną pracę i własny wkład w budowę tego pomnika. Wiele miesięcy przed oficjalnym odsłonięciem na temat pomnika, materiałów i nieodpartej konieczności jego powstania wypowiadali się niemal wszyscy lokalni znawcy tematu, czy to na łamach lokalnej prasy czy na własnych profilach.


Przyczynkiem do powstania pomnika był pomysł uhonorowania tego wielkiego konstruktora na stulecie otrzymania przez Żyrardów praw miejskich. Wpadli na niego członkowie lokalnego towarzystwa przyjaciół miasta podejmując uchwałę w dniu 12 lutego 2015, którą to zdecydowali nagłaśniać i propagować konieczność budowy monumentu. Szybko poszło, ponieważ już 26 lutego 2015 roku na sesji Rady Miejskiej wystąpiono w koniecznością powołania Komitetu Organizacyjnego. Równie szybko uchwalono rok 2016 rokiem Filipa de Girarda, zaplanowano wiele imprez okolicznościowych, a odsłonięcie pomnika miało być zwieńczeniem tych działań oraz co najważniejsze zapisano w budżecie miasta kwotę 300 tys. złotych na jego budowę. Finalnie całkowity koszt to 280 tys. złotych, przy czym sam pomnik to mniej więcej 115 tys. złotych. Wszystko z publicznych pieniędzy. Wracając jednak do samego pomnika to „wybitne dzieło” artysty plastyka prof. Jana Tutaja z ASP w Krakowie przedstawia Filipa de Girarda, znużonego i zmęczonego życiem. Przedstawiono go w pozycji siedzącej. Na kanwie popularności i chyba euforii z osiągniętego sukcesu propagandowego zaczęto wpadać na kolejne pomysły kogo powinno miasto uhonorować stawiając mu pomnik. Dittrichowie, Hielle, Henryk Łubieński, Paweł Hulka – Laskowski, a nawet Józef Piłsudski, a najlepiej wszystkim. Ot choćby lokalny historyk Bogdan Jagiełło chciał jak najszybciej uhonorować Henryka Łubieńskiego, ale wszelkie pomysły przebiła jednak pani Barbara Rzeczycka, którą tak poniosło iż zaplanowała nawet budowę w parku alei zasłużonych dla miasta. Oczywiście wszystko za pieniądze podatników.  Na szczęście od razu pojawiły się głosy rozsądku, głównie pośród przyszłych fundatorów tychże dzieł, czyli mieszkańców, którzy słusznie zauważyli, iż jest w mieście dużo więcej palących potrzeb do zrealizowania niźli stawianie kolejnych posągów, chyba że notable sami pokryją koszty. Jak można się domyślać w tej sytuacji temat szybko ucichł. Sam pomnik budzi wiele wątpliwości wśród mieszkańców. Według artysty postać została uchwycona w momencie refleksji i zadumy trzymając w prawej ręce jeden z modeli swoich wynalazków. Mieszkańcy widzą w nim raczej starca znużonego i zmęczonego życiem i problemami jakie miał.  Ale to kwestia gustu. Finalnie pomnik poświęcił ks. Adam Bednarczyk, ale jako że Żyrardów był miastem wielu narodów i de Girard był ewangelikiem, swój wkład miała również pani pastor Halina Radacz błogosławiąca zebraną ludność. Zamknięcie uświęcił koncert w Resursie.

Sprzed żyrardowskiej Resursy udajemy się do miejskiego parku, gdzie możemy podziwiać kolejny z żyrardowskich pomników. To tu, tuż za boczną bramą wejściową napotykamy kolejny z ówcześnie odrestaurowanych, aczkolwiek po kilku latach mocno porośnięty mchem i zabrudzony pomnik myśliwego.

Pomnik myśliwego  parku

Podobnież postawiony został około 1890 roku na życzenie Dittricha. Czuł się źle z widząc, iż na jego terenie, na pałacykach, leśniczy zastrzelił żyrardowskiego robotnika, który udał się tam jako kłusownik i „upolował łanię”. Twardowski widział to trochę inaczej. Kłusownika nie zastrzelono, a zatłuczono kijami, a pomnik miał nie być hołdem, a przestrogą dla innych sympatyków cudzej własności. Jakie intencje kierowały fundatorem? Pewnie nigdy się nie dowiemy, aczkolwiek pomnik ten stał w parku przez dziesięciolecia, przetrwał dwie wojny i praktycznie cały komunizm, aż w końcu znaleźli się tacy, co poradzili sobie z nim. Walające się wokoło kawałki młodzieńca zebrano, schowano w magazynie lokalnego muzeum i na ponad dwadzieścia lat o nim zapomniano. Aż w końcu nadeszły lepsze czasy, zainteresowanie przeszłością miasta znów przestało być przesłaniane szarą rzeczywistością i problemami tu i teraz, więc sprawa przywrócenia zniszczonego pomnika miastu wróciła tapetę. W 2009 roku w związku z obchodami 65-lecia Koła Łowieckiego „Dzik” pojawiła się szansa na realizację pomysłu, aby pomnik poddać renowacji i przywrócić go na jego pierwotne miejsce. Intencja zacna i słuszna, zwłaszcza że koło łowieckie zawsze kojarzy się ze zwierzyną, a tu dzik i sarna, no i  łowczy i tak oto udało się przekonać prezesa koła o częściowe pokrycie kosztów renowacji, a wspomagając się również środkami z budżetu miasta, w następnym roku pomnik powrócił do parku i do dnia dzisiejszego wita przybywających gości.  Nie możemy jednak nie przypomnieć w tym miejscu o kolejnym, niezrealizowanym monumencie. Miał on stanąć również  w parku miejskim, dokładnie w którym miejscu? Nie wiadomo, aczkolwiek miał to być chyba pierwszy pomnik, jaki miał stanąć w Żyrardowie, a będącej wtedy jeszcze wsią lub jak kto woli Osadą.

Niezrealizowany pomnik Filipa de Girarda

 Prasa stołeczna donosiła w latach 80-tych XIX wieku oplanach uczczenia imienia Filipa de Girarda przez rodzinę Dittrichów. Na planach się jednak skończyło, a schorowany Dittrich więcej czasu spędzał poza. Warto na chwilę przysiąść na ławeczce w parku i podelektować się przyrodą. Jeśli pogoda Wam sprzyja to czas spędzony tutaj doda Wam sił, gdyż przed nami długi spacer do samych granic Żyrardowa. Ulicą S. Żeromskiego dochodzimy aż do lasu, a następnie cały czas drogą do granic miejscowości Działki, gdzie znajduje się kolejny z pomników na trasie zwiedzania, ale o nim i kilku kolejnym w kolejnej części.

piątek, 4 kwietnia 2025

Epizod 177 - Spacerkiem po żyrardowskich pomnikach - część trzecia - centrum

                                    

Wychodząc z terenu cmentarza katolickiego czeka nas spacer w kierunku centrum miasta.

                                         Pomnik na terenie kościoła Karola Boromeusza


Udając się ulicą B. Limanowskiego przestajemy na chwilę przed kościołem pw. Karola Boromeusza, gdzie możemy zobaczyć pomnik Matki Boskiej z Salette przemawiającej do dwójki ubogich dzieci, Melanii Calvat i Maksyma Giraud. Objawienie to miało miejsce 19 września 1846 roku we francuskim mieście La Salette. W 2008 roku przed kościołem został postawiony pomnik w płytą ustawioną u stóp Maryi z wyrytym napisem”

„Matko Boża Saletyńska pojednawczyni grzeszników módl się nieustannie za nami, którzy się do Ciebie uciekamy”

 Po bokach umieszczono dwie lekko nachylone, podparte płyty z przesłaniem, jakie podczas objawienia zostało przesłane dzieciom.

 Pomnik Matki Boskiej na tyłach kościoła

  

Z terenu najstarszego, żyrardowskiego kościoła katolickiego kierujemy się największego, Matki Bożej Pocieszenia, gdzie na tyłach kościoła postawiona jest figura Matki Bożej Pocieszenia z tablicą zamontowaną u stóp.

„Pocieszycielko strapionych módl się za nami”.


Pomnik Jana Pawła II przed kościołem

 


Z przodu kościoła natomiast postawiony został pomnik Św. Jana Pawła II według projektu Stanisława Słoniny, polskiego rzeźbiarza i pedagoga. Postać świętego przedstawia moment zaraz po wyjściu z samolotu, kiedy to porywisty wiatr powiewał szatami pasterza, a polski papież miał właśnie klęknąć, aby pocałować „tę ziemię”. Inicjatywa uhonorowania Karola Wojtyły wyszła z Towarzystwa Przyjaciół Żyrardowa, a pomnik został częściowo sfinansowany z datków, częściowo z kasy miasta. Założono nawet Stowarzyszenie na Rzecz Budowy Pomnika Papieża Jana Pawła II.

Z stąd już niedaleko do żyrardowskiego Magistratu przed którym jeszcze kilkanaście lat temu można było „podziwiać” jeden z lokalnych cudów.  

  

Pomnik przed Magistratem


Planując zagospodarowanie przestrzeni przed Urzędem Miasta próbowano, poprzez przeprowadzenie ankiety znaleźć miejsce dla pomnika czołgu jaki miał stanąć w Żyrardowie. Wygrała jednak opcja przed Resursą, więc powierzchnia z daleką perspektywą kościoła była do wykorzystania. Niezrealizowany czołg przed Magistratem, a finalnie i przed Resursą, nie zraził lokalnych władz chcących i pragnących posiadać centralny pomnik miejski. Tak oto pomyślano, iż skoro Żyrardów to miasto tkaczy i prządek to nie może być inaczej jak postawienie z okazji kolejnej, okrągłej rocznicy czegoś, co będzie kojarzyło się stricte z historią miasta. I tak oto w kwietniu 1973 roku miejska przestrzeń wzbogaciła się o kolejny blaszany cud. Tuż przed Magistratem ustawiono pomnik projektu lokalnego artysty Adama Dreli w kształcie tkackiego czółenka. Data również nie była przypadkowa, a dokładnie w 90-tą rocznicę strajku szpularek. Pomnik ten, jak wiele innych zagościł na pocztówkach z miejskimi widokami, skutecznie przez ponad dwadzieścia lat zaburzając tak pieczołowicie planowaną przestrzeń placu, wówczas Wolności, dziś św. Jana Pawła II, oraz dominującego nad nim kościoła Matki Bożej Pocieszenia. Szczęśliwie, w latach 90-tych został on usunięty. Sprzed żyrardowskiego Magistratu idziemy w kierunku Resursy, aby po kilkudziesięciu metrach, po prawej stronie, na skwerku, tuż obok jednego z ostatnich w Żyrardowie kiosków zobaczyć pamiątkowy kamień.

 Pomnik Inwalidów


To pamiątkowy pomnik dedykowany i odsłonięty na 65-lecie powstania Związku Inwalidów Wojennych w Żyrardowie w 1984 roku, o czym głosi zamontowana tablica. Na szczęście, w ostatnich latach zadbano o ten skrawek miasta i uporządkowano teren.  Jednak pochody i delegacje często mijają go, czy to kierując się przed Resursę, czy oddając hołd żołnierzom Armii Krajowej przed pobliskim pomnikiem. Należy jednak pamiętać, iż mimo, że został wystawiony przed jeszcze socjalistyczne władze i że inwalidów wojennych w mieście ubywa z roku na rok, to nadal jest to obelisk, który został postawiony, abyśmy pamiętali o ludziach, którzy poświęcili swoje zdrowie dla naszej wolności. Nie tylko tych walczących podczas drugiej wojny światowej, ale również tych z lat 1914-1918 oraz inwalidów wojny bolszewickiej. Wszak w momencie jego stawiania w latach 80-tych XX wieku żyli jeszcze pojedynczy bohaterowie działań pierwszowojennych, o których nie możemy zapominać. Stąd już tylko krok pomiędzy budynki i stajemy przed pomnikiem dedykowanym żołnierzom Armii Krajowej.      

Pomnik Armii Krajowej Ośrodka „Żaba”

 Tu bardzo wyczerpujące informacje na temat jego budowy i powstania uzyskałem od Ośrodka Armii Krajowej „Żaba” mającego swoją siedzibę przy ulicy 1-go Maja.


Otóż powstał on z inicjatywy zarządu Środowiska „ Żaba” w Żyrardowie. Środki na jego budowę pozyskano ze zgromadzonych funduszy oraz sprzedaży drugiego wydania opracowania „Żyrardowski Ośrodek ZWZ AK”. Projektantem pomnika jest Wiesława Krupińska, a wykonał go zakład  „Kamieniarstwo” Piotra Pełki z Żyrardowa. Zgodnie z uzyskaną informacją:

„Jako główny motyw autorka zastosowała wykonany z czarnego granitu Krzyż Armii Krajowej umieszczony nad tablicą z granitu szarego, na której wykute są słowa wiersza por. Zbigniewa Kabaty ps. „Bobo”, żołnierz AK: „Nas nie stanie, Ty nie zginiesz Pieśń Cię weźmie, Legenda przechowa Wichrem chwały w historię popłyniesz Armio Krajowa”. Pod wierszem znajduje się napis „W hołdzie żołnierzom Armii Krajowej i Szarych Szeregów Ośrodka „Żaba” mieszkańcy Żyrardowa”. Na bocznych skrzydłach pomnika, mających formę schodków rozchodzących się pod kątem 1200, umieszczone są skróty nazw wojskowych formacji konspiracyjnych podległych Naczelnemu Wodzowi Armii Polskiej, obrazujących historię Armii Krajowej. Na ściankach pionowych schodków po lewej umieszczone są od dołu skróty: SZP – Służba Zwycięstwa Polski, wyżej ZWZ – Związek Walki Zbrojnej i najwyżej AK – Armia Krajowa, na prawej ściance od góry: – NIE Niepodległość, niżej DSZ – Delegatura Sił Zbrojnych (na Kraj), a najniżej WiN – Wolność i Niepodległość. Symbole te mają w zamyśle autorki podkreślać chwałę AK – największej armii podziemnej świata, a jej żołnierzom dać zadośćuczynienie za lata poniżania i prześladowań.”

Uroczyste odsłonięcie pomnika nastąpiło 27 września 2004 roku, poprzedzone uzyskaniem poparcia Zarządu Głównego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, Wojewódzkiego konserwatora Zabytków oraz Rady Miejskiej Żyrardowa, która uchwałą z dnia 27 maja 2004 roku użyczyła na czas nieokreślony część działki na rzecz Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Środowisko „Żaba” pod budowę tego pomnika. Data odsłonięcia również nie była przypadkowa. Tego oto dnia 65 lat wcześniej powstało Podziemne Państwo Polskie. Ze skweru kierujemy się w stronę Szkoły Muzycznej, gdzie czeka na nas kolejny okolicznościowy obelisk.

 Pomnik Młody Las

 


Został on ustawiony na terenie Szkoły Muzycznej w roku nadania żyrardowskiemu hufcowi harcerskiemu nazwy „Młody Las”. Uroczystość ta miała miejsce 12 października 1986 roku, a kierował nią druh Marek Opaliński. Po uroczystej mszy świętej w kościele Matki Bożej Pocieszenia harcerze i goście udali się pod szkołę muzyczną, gdzie oficjalnego odsłonięcia pomnika dokonała druhna Jadwiga Klauzińska – Michalicka pełniąca wówczas funkcję komendanta. Na obelisku wyryto słowa jednej z pieśni :

„ Gdy orzeł srebrnopióry

Do lotu zerwie się

Niech Młody Las zaszumi

W bój pośle kadry swe”. 

Sprzed szkoły, nasze kroki kierujemy w miejsce, które na dzień dzisiejszy, kojarzy się z najbardziej oczekiwanym i naturalnym pomnikiem, Filipa de Girarda, czyli przed Resursę. Zanim jednak zajmiemy się tym co widzimy, omówimy to czego nie ma, ale to już w kolejnym epizodzie.  


 

środa, 26 marca 2025

Epizod 176 - Spacerkiem po żyrardowskich pomnikach - część druga - cmentarz katolicki

 CMENTARZ KATOLICKI

Pomnik poległym w obronie ojczyzny 1939

Pomnik żołnierzy „Kampinos”

Pomnik żołnierzy radzieckich

Pomnik po murem

 Pomnik ofiar katyńskich

 Pomnik przed wejściem (Łazarczyk)

Żyrardowski cmentarz to wdzięczne miejsce do poznawania historii miasta. Pomniki znanych i poważanych osobistości zwracają uwagę tuż po wejściu na teren nekropolii. Warto jednak zagłębić się i pospacerować, aby w tylnej części cmentarza natknąć się na jakże charakterystyczne obeliski upamiętniające bohaterskie czyny Polaków podczas I i II wojny światowej. Miejsca pamięci narodowej, masowe groby, które przez wiele lat po wojnie prosiły się o jakiekolwiek upamiętnienie. Czekać jednak trzeba było ponad 30 lat, aby godnie uczcić bohaterów września 1939 roku, czy żołnierzy Armii Krajowej ze zgrupowania „Kampinos” , którzy we wrześniu 1944 roku w okolicach Żyrardowa oddali swoje życie za wolność.

 Dzięki ówczesnym sugestiom mieszkańców, miasto w końcu zajęło się tematem należytego upamiętnienia polskich żołnierzy. Na zlecenie magistratu, Przedsiębiorstwo Państwowe Pracownie Sztuk Pięknych w Warszawie przystąpiło do prac i stworzyło pamiątkowe monumenty, które w końcu mogły górować nad częścią cmentarza wypełnioną grobami poległych jak i zmarłych w okresie II wojny światowej. 

     Pierwszy z nich, prawie trzy i pół metrowy orzeł, wykonany został przez rzeźbiarzy Tadeusza Wyrzykowskiego oraz Kazimierza Danilewicza. Cztery masywne bloki jakże charakterystycznego  czerwonego piaskowca tzw. kopulaka ozdobiły w końcu  nasz cmentarz. Ten charakterystyczny kamień pochodzi z naszych Gór Świętokrzyskich, a konkretnie z jego północnej najstarszej części, datowanej na trias, a konkretnie na okres tzw. pstrego piaskowca. Charakterystyczna czerwona barwa to wpływ dużej zawartość tlenku żelaza.

Środkowy blok wypełnia wykute epitafium:

„Żołnierzom Wojska Polskiego poległym w obronie ojczyzny w 1939 r. Cześć ich pamięci. Mieszkańcy Żyrardowa.”

Na obu skrajnych blokach wyryte zostały nazwy dywizji, w których walczyli polegli oraz imiona i nazwiska żołnierzy pochowanych na cmentarzu. Kilku z nich zostało ponadto upamiętnionych odrębnymi krzyżami.

Drugi z nich, w kształcie Krzyża Walecznych z zamontowanym  w późniejszym okresie Herbem Polski, stanął na grobach żołnierzy AK zgrupowania „Kampinos” z inskrypcją znajdującą się w lewej górnej części głoszącej: 


„Żołnierzom Armii Krajowej poległym w walce z okupantem hitlerowskim w okolicach Żyrardowa w 1944 roku. Cześć ich pamięci. Mieszkańcy Żyrardowa.”

 

Trzeci blok czerwonego piaskowca stanął w miejscu upamiętniającym poległych żołnierzy radzieckich. Po likwidacji tablic pamiątkowych jedna z nich została zamocowana w dolnej części pomnika. Wysoki obelisk od mieszkańców miasta ozdobił kwaterę żołnierzy poległych podczas „wyzwalania miasta” głosząc:

 „Poległym chwałą. Żywym wolność. Narodom pokój. Bohaterom Armii Czerwonej poległym w 1945 r. Mieszkańcy Żyrardowa”. 


   


Trzydzieści lat i zmienne warunki atmosferyczne zrobiły swoje. Kamienie pokryte zostały zaciekami oraz gdzieniegdzie mchem. Zmienił się również kolor na brudny czerwony a i swoje dodali wandale "ubarwiając" karykaturami napisów. I znając obecne podejście do powojennego "wyzwolenia" nie możemy spodziewać się zmiany takiego stanu rzeczy na pomniku żołnierzy radzieckich, to już dwa pozostałe obeliski wymagają jednak przyzwoitego zajęcia się nimi, zwłaszcza w świetle patriotycznych wzlotów społeczeństwa w ostatnich latach. Być może kolejna zbiórka środków na renowacje grobów na żyrardowskiej nekropolii miast zajmować się w jak ostatnich latach, nie przeczę urokliwymi aczkolwiek anonimowymi dla historii miasta grobami, weźmie pod lupę miejsca pochówku ludzi, z których naprawdę możemy być dumni.

 Kolejny z żyrardowskich pomników, gdzie rokrocznie zapalane jest najwięcej zniczy to głaz pamiątkowy zlokalizowany pod ceglanym murem, na wprost głównej bramy cmentarnej. To pomnik poświęcony żołnierzom poległym w latach 1918 -1920. Jak głosi inskrypcja na płycie przymocowanej został on w okresie stalinowskim wyrwany i usunięty.

 

„W okresie terroru stalinowskiego był wyrwany i wywieziony. Odnaleziony w mieście i sprowadzony w 1981 roku. Wmurowany i poświęcony w 70 rocznicę bitwy warszawskiej. 15 VIII 1990 r. Rada Miejska Żyrardowa”

 

Pomnik składa się z dwóch części, betonowego obelisku oraz wmurowanego u jego podnóża kamienia pamiątkowego, który został pod koniec lat 70-tych odnaleziony przez Macieja Twardowskiego, ówczesnego redaktora naczelnego „Życia Żyrardowa”. Ponadto na murze, po obu stronach, wmurowano dwie tablice z nazwiskami pochowanych tu żołnierzy. Ten pomnik dziś prezentuje się godnie zwłaszcza po ostatniej renowacji.


 Zwracając się ku wyjściu z cmentarza, tuż przed kaplica cmentarną postawiony został kolejny z żyrardowskich pomników, składający się z pamiątkowego głazu oraz krzyża. Posadowiony oraz poświęcony został w 1998 roku i jest hołdem dla żołnierzy Armii Krajowej.

 „Żołnierze Armii Krajowej

Ziemi żyrardowskiej obwodu Bażant w 80 rocznicę odzyskania niepodległości Polski oraz w 54 rocznicę koncentracji oddziałów AK (sierp 1944) w lasach radziejowskim i sokulskim, ten krzyż ustanawiając przypominają

Ojczyzna to ziemia i groby – naród tracąc pamięć traci życie”.

 

Tuż obok, w 2020 roku, pojawił się kolejny obelisk, tym razem dedykowany pamięci zbrodni katyńskiej. 

"W hołdzie żołnierzom Wojska Polskiego i funkcjonariuszom Policji Państwowej związanymi z Żyrardowem i Rudą Guzowską zamordowanym przez NKWD wiosną 1940 r."

 Poniżej wyryte zostały stopnie wojskowe i nazwiska, czasem wraz z doklejonymi zdjęciami żołnierzy spoczywających na polskich cmentarzach w Katyniu, Miednoje, Bykowni i Charkowie.


Nadal krążąc po żyrardowskim cmentarzu kierujemy się w jego zachodnią część, gdzie z daleka przykuwa uwagę pomnik imitujący złamane drzewo. To pomnik dedykowanemu nieznanemu bojownikowi, a tym bojownikiem był nie kto inny jak Stanisław Sławiński, odpowiedzialny za wysadzenie budynku carskiej żandarmerii w dniu 10 września 1906 roku. Stanisław Sławiński został wybrany do podrzucenia bomby na siedzibę carskiej policji w Żyrardowie, w odwecie za wszechobecny terror siany na ulicach miasta będący konsekwencją porewolucyjnej czystki.  Znajdowało się w nim dziesięciu żandarmów, łącznie z komendantem posterunku, który był jednym z głównych celów akcji. Denis Cybulski został ciężko ranny, a po kilku dniach zmarł. Sześciu innych, Jan Midzik, Ilja Komaruk, Jan Godyński, Płaton Seutenko, Siemion Danilczuk oraz Groszkiewicz odnieśli obrażenia. Wśród tego rumoru i zgliszcz oszołomiony młody człowiek podnosił się z bruku. Siła eksplozji powaliła go na ziemię i całkowicie zdezorientowała. Ten krótki moment zawahania zadecydował o dalszych, tragicznych losach wielu osób. Nieznając terenu, miast skierować się z kierunku dworca kolejowego, pobiegł w przeciwnym. Prosto w paszczę lwa. Ta krótka chwila spowodowała, iż jeden z żandarmów zdążył oddać strzały do uciekającego człowieka. Dwie kule trafiły go w plecy. Wpadając w ulicę Parkową natknął się na zaalarmowany wybuchem oddział Kozaków, który właśnie zmierzał w kierunku placu. Ostrzeliwany przez żołnierzy carskich ukrył się w pobliskim budynku. Pech chciał, że był to mieszkanie inżyniera Kestena, wyższego urzędnika z zakładów żyrardowskich. Zaalarmowani przez służbę Kozacy szybko otoczyli dom. 23-letni chłopak znalazł się w pułapce. Tanio jednak skóry swojej nie sprzedał. Ostrzeliwał się jeszcze dobra godzinę. Kiedy skończyła mu się amunicja, ostatnią kulę przeznaczył dla siebie.


Wściekli Kozacy przywiązali trupa Sławińskiego do koni i przeciągnęli na cmentarz, gdzie zakopali go w sektorze dla samobójców, a grób zrównali z ziemią. Dopiero 19 lat po akcji Sławińskiego mieszkańcy Żyrardowa wystawili zabitemu charakterystyczny czerwony pomnik w kształcie złamanej sosny, a pośród wyrzeźbionych liści laurowych umieszczono napis.

 

"Nieznanemu bojownikowi o Niepodległość Polski i prawa robotnicze poległemu w 1906 roku - w dniu 10/IX/1925 roku jako w rocznicę zgonu - Municypalność miasta Żyrardowa"

 

      Dziś, namacalną pamiątką po bohaterze tejże akcji jest pomnik na żyrardowskim cmentarzu oraz nazwa ulicy, dawniej zwanej Blichową oraz Bielnikową, a od 1950 roku właśnie Sławińskiego, ulicy w pobliżu której zakończył on swoje jakże krótkie życie.   

 

Kierując się do głównej bramy tuż przed wejściem natrafiamy na ostatni już pomnik na cmentarzu katolickim. To częściowo obrobiony kawałek płyty nagrobnej dedykowany pamięci kardynała Stefana Wyszyńskiego, a ofiarowany przez lokalnego kamieniarza Macieja Piotra Łazarczyka w dniu 1 VIII 2009 roku. Na płycie został wyryty sparafrazowany cytat kardynała „Gdy gaśnie pamięć ludzka, dalej mówią kamienie” , w żyrardowskiej wersji głoszący:

„Gdy ludzka pamięć gaśnie mówią tylko kamienie”





czwartek, 20 marca 2025

Epizod 175 - Spacerkiem po żyrardowskich pomnikach - część pierwsza

Każde miasto pomnikami stoi. Lokalni bohaterowie, znane postacie z historii Polski, czy miejsca pamięci bądź kaźni. Pomniki są wszędzie. Często wpisują się architektonicznie w krajobraz uzupełniając swoim kolorytem przestrzeń, bądź zbytnio nie rzucają się w oczy upamiętniając często tragiczne wydarzenia, jakich nasz kraj przeszedł w swojej historii wiele. Zdarzają się jednak i takie maszkary, nad których stylem, formą i lokalizacją nawet pochylając się i analizując dogłębnie, nie jesteśmy w stanie pojąć co kierowało fundatorami, czy jaki pomysł miał dany artysta realizując często wątpliwej jakości dzieło. Żyrardów, a konkretnie starówka, będą sama w sobie pomnikiem historii, szczęśliwie dziś chroniona jest od tychże dziwnej jakości pomników. Ale trzeba przyznać, iż przez te prawie 200 lat istnienia zurbanizowanej cywilizacji na tym terenie, mieliśmy do czynienia z mniej lub bardziej udanymi próbami uhonorowania, nie dokładnie postaci, a wydarzeń, czy stanów umysłu, jakim bez wątpienia było wznoszenie dziwnych konstrukcji mających upamiętnić kolejne -lecia Polski Ludowej, czy socjalizmu. Tak naprawdę osób, które zasługują na budowanie im pomników w mieście można policzyć na palcach jednej ręki. Karol Dittrich, Karol Hielle, Filip de Girard, hr. Łubieński, no i może jeszcze Paweł Hulka – Laskowski. Może i dobrze, że nie jest ich wielu, gdyż miejsc gdzie można ich uhonorować nie mamy w zanadrzu na tej naszej niewielkiej powierzchni wiele.


  Ławeczka niepodległości

 Pomnik bojownika (zlikwidowany)

Pomnik J. Piłsudskiego

 Spacer śladami żyrardowskich pomników rozpoczynamy, a jakże, z żyrardowskiego dworca, gdzie dziś znajduje się jedna z najnowszych instalacji w mieście – ławeczka niepodległości, postawiona jak w wielu innych miastach Polski na uczczenie odzyskania przez nasz kraj wolności w 1918 roku. Ta niepozorna, interaktywna instalacja jest jedną z ponad stu jakie postawiono w całym kraju. Kwota jaką na ten cel przeznaczono to około 30 tysięcy złotych co w skali całego kraju daje niebagatelną kwotę 4,2 milionów złotych, którą przeznaczono z budżetu Ministerstwa Obrony Narodowej.


Projekt ławeczki to autorskie dzieło Marty Rosiak z firmy Betonovo, która to firma wygrała konkurs. Kształtem ławeczka ma nawiązywać do czystej kartki papieru, z zapisanym odręcznie przez J. Piłsudskiego słowo „niepodległa”. 80 procent kosztów pokryło MON, a pozostałe 20 procent lokalne samorządy. Oczywiście sam napis to nie wszystko. Jako interaktywna pozwala odsłuchać m.in. „Marsz Pierwszej Brygady” czy przemówienia Józefa Piłsudskiego. Za pomocą kodu QR możliwe jest ściągnięcie materiałów dotyczącego historii Polski. Dodatkowo wyposażona jest w ładowarkę, WiFi i oświetlenie LED. I co ciekawe media nadal działają. 

Jeszcze niedawno wychodzących z dworca witał kamienny bojownik. Ów pomnik powstał w 1952 roku i wypełniał przestrzeń skweru przez kilkadziesiąt lat. Lecz dziś już go nie zobaczymy. Na skwerze na wprost wyjścia z dworca jeszcze do 2018 roku mogliśmy oglądać pomnik mężczyzny trzymającego z dłoni sztandar, projektu F. Habdasa. Pomnik ten miał upamiętniać bojowników GL, którzy 19 czerwca 1943 roku dokonali przed dworcem ataku na konwojentów z zakładów żyrardowskich wiozących wypłaty dla pracowników, w skutek czego oraz w wyniku działań odwetowych, śmierć poniosło wiele niewinnych osób, a setki wysłano do obozów. Pierwotnie pomnik miał zamocowaną tablicę, która szybko zniknęła, aczkolwiek w ramach akcji dekomunizacyjnej, nawet bez tej tablicy pomnik swoim tematem gloryfikował opcje komunistyczną i zniknął, podobnie jak tablice dotyczące czołgistów radzieckich.


Nie możemy jednak przejść dalej w naszej wyprawie nie wspominając o jednym z najnowszych pomników, który zastąpił wyżej wymieniony. Plan i koncepcja tego pomnika pojawiły się w umysłach lokalnych urzędników, którzy zamarzyli sobie wypełnić puste miejsce po bojowniku i uhonorować postać, która tuż obok ma już swoją ulicę, Józefa Piłsudskiego. Zorganizowano nawet konkurs na opracowanie koncepcji pomnika, która wygasał w kwietniu 2018 roku. Wkrótce ogłoszono wyniki konkursu. Laureatami zostali prof. Mariusz Białecki i Aleksander Konarski z ASP w Gdańsku  otrzymując 10 tyś. złotych nagrody. Pomnik miał powstać na 100-lecie odzyskania niepodległości, ale nie powstał. Warto jeszcze nadmienić, iż pomnik Piłsudskiego to drugi pomysł zespołu ds. upamiętniania historii miasta Żyrardowa. Pierwsza dotyczyła usunięcia pomnika gwardzisty i zastąpienia go metalową płaskorzeźbą, przedstawiającą żyrardowską starówkę.  Wpierw jednak podjęto stosowną uchwałę, z dnia 30 listopada 2017 roku, przeznaczając 400 tysięcy złotych z budżetu miasta, a na resztę niezbędnych środków postanowiono w przyszłości wysłać na ulice przedstawicieli w osobach: Jerzego Jankowskiego, Marcina Rosińskiego i Artura Krajewskiego, którzy mieli zbierać środki od mieszkańców miasta, aby dofinansować budowę pomnika. Prezydent Miasta, Wojciech Jasiński, ogłosił wówczas konkurs na opracowanie koncepcji monumentu, a dla zwycięzcy przewidziana była nagroda w wysokości 10 tysięcy złotych.

I oto mamy go. Odsłonięty został w Święto Niepodległości, ale dopiero w 2022 roku, nie dokonał jednak tego prezydent W. Jasiński, a jego następca K. Chrzanowski wraz ze świtą, czyli Sekretarzem Stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych Maciejem Małeckim, Dyrektorem Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku Maciejem Aleksandrowiczem, przewodniczący Żyrardowskiego Towarzystwa Patriotycznego Niepodległa Dariuszem Kaczanowskim oraz autorem pomnika Mariuszem Białeckim.


Wykonano go zgodnie z tematem ,,Budowa pomnika Józefa Piłsudskiego w Żyrardowie”, a dofinansowano ze środków programu własnego Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku w projekcie "Rzeźba w przestrzeni publicznej dla Niepodległej – 2022 pochodzących z budżetu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego".Beneficjentem zadania było Miasto Żyrardów, a Partnerem Żyrardowskie Towarzystwo Patriotyczne ,,Niepodległa”.

Pomnik, jak już wspominano, zaprojektował zespół autorski z ASP w Gdańsku: prof. Mariusz Białecki i Aleksander Konarski, a wykonawcą było ART-STUDIO RZEŹBA, ODLEWNICTWO art. rzeźbiarz Michał Batkiewicz. Trzymetrowa postać marszałka została wykonana z brązu przedstawia go w randze Komendanta Legionów Polskich i posadowiona została na pierścieniu z sentencją Bóg-Honor-Ojczyzna, a następnie granitowym cokole z sześcioboczną postawą oraz sentencjami wyrytymi na bocznych ścianach cokołu.

Finalnie koszt pomnika to 350 tysięcy złotych. 

    Kamień pamiątkowy na terenie „elektryka”

 Z żyrardowskiego dworca kierujemy się w prawo i podążamy ulicą Bohaterów Warszawy, aż do „elektryka”. To tu, pomiędzy drzewami znajduje się kolejny symboliczny pomnik, a konkretnie jeden z kilku pamiątkowych głazów, jakie napotkamy podczas naszego spaceru. Obelisk ten został postawiony ku czci i upamiętnieniu żołnierzy walczących we wrześniu 1939 roku, a więzionych przez hitlerowców w obozach jenieckich, które ulokowali m.in. na terenie dzisiejszej szkoły, obecnie kompleksu sportowego. W czterdziestą rocznicę agresji na Polskę, czyli w 1979 roku został on odsłonięty i stoi w tym miejscu już ponad 40 lat.   

Kamień pamiątkowy na terenie wydm 

Sprzed „elektryka” kierujemy się do najdalej wysuniętego na północ symbolicznego obelisku, a konkretnie na teren wydm, tuż przy granicy z Międzyborowem. Tu, przy drodze gruntowej, mającej szumną nazwę Alei Wyzwolenia, znajduje się kolejny pomnik pamięci poległych podczas II wojny światowej. Teren wydm, tuż przed Międzyborowem, Niemcy upodobali sobie jako jedno z miejsc, gdzie rozstrzeliwano mieszkańców Żyrardowa, bez procesu, niewinnych często po niewiarygodnych torturach.   

       Pamiątkowy pomnik na terenie cmentarza żydowskiego 

Stąd dochodzimy do ulicy Wincentego Witosa i skręcając w ulicę Michała Kleofasa Ogińskiego zbliżamy do pierwszego z żyrardowskich cmentarzy, żydowskiego. To tu znajduje się kolejny pomnik, postawiony ku czci ofiar Holokaustu. Dziś, na zadbany kirkut możemy dostać się furtką od ulicy Józefa Mireckiego. Ale nie zawsze tak było. W 1941 roku został nieformalnie zamknięty i tak na wpół legalnie funkcjonował, aż do 15 września 1964 roku, do momentu podjęcia formalnej decyzji Wojewódzkiej Rady Narodowej zamykającej to miejsce pochówku, które w tamtym momencie było bardzo zniszczone, nieogrodzone, a macewy poprzewracane i częściowo wywiezione, ot choćby do utwardzenia podjazdu pod szkołę muzyczną.

Dziś, już od wejścia rzuca się w oczy wysoki pomnik zwieńczony płomieniem unoszącym się ze znicza. To pomnik, który odsłonięto w 1967 roku, pomnik ku czci ofiar zagłady. A nim umieszczono tablicę pamiątkową z napisami po polsku i hebrajsku:

"Cześć pamięci męczenników Żyrardowa, zamordowanych przez hitlerowskich ludobójców"

 Na drugiej stronie zaś wyryto po angielsku napis ku pamięci Samuela Meppena, dzięki którego działaniom cmentarz odnowiono i przywrócono mu godny stan.

„Pamięci Samuela Meppena (1894–1975), jego niestrudzone wysiłki pomogły odbudować ten cmentarz”.

Z terenu cmentarza żydowskiego to tylko kawałek drogi na teren cmentarza katolickiego, gdzie możemy odnaleźć kilka symbolicznych pomników, na które warto zwrócić uwagę.




 


wtorek, 14 marca 2023

Epizod 174 - M/S "Żyrardów" i jego historia

 

Czternasty stopień, jedna minuta i trzydzieści sekund szerokości geograficznej północnej.

Czterdziesty drugi stopień, czterdziesta pierwsza minuta i trzydziesta pierwsza sekunda długości geograficznej wschodniej.

Najpewniej nic to nie mówi nikomu. Ot jakiś punkt na mapie, gdzieś daleko od Polski. Rzeczywiście daleko, bo aż na Morzu Czerwonym u brzegów wyspy Zukar należącej do archipelagu Hanisz, o który z resztą przez wiele lat rościły sobie prawo Jemen i Erytrea, aby w końcu podzielić go w taki sposób, iż największe wyspy należą do Jemenu, mniejsze natomiast do Erytrei.

I tu, u brzegu największej z nich, Zukar, możemy na mapie Google dostrzec pięknie zarysowany kadłub statku osiadłego na mieliźnie. Biorąc pod uwagę fakt, iż takich przypadków na świecie jest od groma, najpewniej i ten jest kolejnym porzuconym i niszczejącym wrakiem. Jednak dla mieszkańców Żyrardowa to nie byle jaki statek, to nasz flagowy m/s „Żyrardów” chłodnicowiec, który zakończył swoją służbę jako „Ocean Breeze”, ale po kolei.

Kiedy w 1970 roku ówczesny komandor Jerzy Koziarski dostarczył do lokalnego „Życia Żyrardowa” zdjęcie jakiegoś budowanego statku, na którym umieścił własnoręcznie napis „Żyrardów”, gazeta szybko podchwyciła temat i umieściła prima aprilisowy artykuł tejże oto treści:

„W Stoczni Gdańskiej im. Lenina weszła w ostatnią fazę budowa nowego motorowca o nośności 12500 DWT, któremu przyszły użytkownik Polskie Linie Oceaniczne postanowił nadać nazwę „Żyrardów”. Zgodnie z planem – wodowanie tego pięknego, nowoczesnego drobnicowca nastąpi w najbliższą środę. Na uroczysty chrzest statku udaje się do Gdańska delegacja władz miejskich…”.

Jakże proroczy był to żart. Dokładnie dziesięć lat później delegacja żyrardowska dokonuje wodowania statku.

Na zlecenie Polskich Linii Oceanicznych w stoczni w Lizbonie, a dokładnie w Arsenal do Alfeite SA, Almada w Lizbonie 28 lutego 1979 roku statek ochrzczono i wodowano, a następnie odholowano do Gdańska, gdzie wyposażono go w pełni, oczywiście w Stoczni im. Lenina w Gdańsku. Jeszcze w 1979 roku Żyrardów odwiedził przyszły kapitan Władysław Korcz oraz nadzorujący budowę inż. Janusz Wakuja, aby zapoznać się z miastem patronem, nawiązać znajomości i zwiedzić żyrardowskie zakłady. Na oficjalne podniesienie bandery trzeba było jednak czekać aż do 10 kwietnia 1980 roku, kiedy to na zaproszenie PLO do Gdyni udała się delegacja żyrardowskich notabli w składzie: Elżbieta Bakuła – I sekretarz KM PZPR, Zofia Ładyńska – członek Prezydium CKKP, Józef Marchewa – sekretarz KM PZPR, Witold Zera – przewodniczący MK FJN, Janusz Ochocki – I sekretarz KZ PZPR w Zakładach Lniarskich, Józef Markiewicz – zastępca dyrektora Zakładów Lniarskich, Lechosław Włodarczyk – zastępca dyrektora Centralnego Laboratorium, Karol Nowakowski – kamerzysta, Maciej Twardowski -lokalny dziennikarz oraz oczywiście matka chrzestna Irena Lipińska. Jak widać sama śmietanka. Ale to nie wszyscy, którzy pragnęli ogrzać się w blasku fleszy. Nie brakowało również przedstawicieli armatora, wyższych władz politycznych, Stoczni Gdańskiej, nawet konsulowie ZSRR i NRD. Również komandor Koziarski wraz z małżonką nie omieszkali uczestniczyć w tymże wydarzeniu. Pierwszym kapitanem mianowany został Łodzianin Władysław Korcz, który odebrał banderę od Kazimierza Misiejuka, jednego z dyrektorów PLO, aby następnie przy dźwiękach hymnu wciągnąć ją na maszt. Po oficjalnych uroczystościach goście udają się na mostek kapitański, gdzie m.in. Irena Lipińska odbiera pamiątkowy puchar i wznosi toast.

„Pomyślnych wiatrów”.

Sam statek bieli się z daleka. Niebieski napis Żyrardów, herb miasta oraz napisy Żyrardów na kołach ratunkowych widoczne są z daleka. Ale to nie wszystkie elementy związane z naszym miastem. W messie replika panoramy miasta, lniane obicia i obrusy, ściany udekorowane widokami Żyrardowa pędzla Wiesława Śniadeckiego.

Sam statek to sto siedemdziesiąty trzeci statek PLO oraz jeden z trzech chłodnicowców zbudowanych dla PLO. Pozostałe dwa to m/s „Czerwoni Kosynierzy” oraz m/s „Dzieci Polskie”. Trzeba jednak nadmienić, iż był to chłodnicowiec typowy, o symbolu B-437, których w sumie wybudowano ponad 20 sztuk, ale większość sprzedano do ZSRR. Posiadał on cztery ładownie podzielone na czternaście przedziałów o łącznej pojemności około 7 tysięcy metrów sześciennych. 

Statek miał nośność 5600 ton, a typowo techniczne parametry to: 140 metrów długości, 18 metrów szerokości i około 50 metrów wysokości (od kila do końca masztu). Jednostką napędową był wyprodukowany w Zakładach Cegielskiego w Poznaniu silnik o mocy 14 tyś. KM, co pozwalało osiągać prędkości około 21,5 węzła (39 km/godz.), zanurzenie 6,2 m, Załoga składała się z trzydziestu ośmiu osób ulokowanych w pojedynczych kabinach.

Jako, że głównym przeznaczeniem jego był przewóz bananów, cytrusów, owoców, mięsa, masła i ryb w pierwszy rejs wyruszył w połowie kwietnia 1980 roku oczywiście do Ekwadoru i Kolumbii. Pierwszy trwał około pięciu tygodni, po których to zawinął on do portu gdańskiego przywożąc partię 2 tysięcy ton bananów z Kolumbii. Oczywiście pierwsze banany musiał zobaczyć prezydent Żyrardowa Piotr Myszkowski, który udał się do Gdańska wraz z Ireną Lipińską w delegację, aby dostarczyć kopię panoramy do messy kapitańskiej oraz porozmawiać z kapitanem i załogą. Ustalono wówczas, iż drużyna morska ZHP przy Liceum Ogólnokształcącym zostanie objęta patronatem załogi m/s „Żyrardów”. W kolejnych miesiącach statek odbył kursy m.in. do Stanów Zjednoczonych skąd w chłodniach przywiózł masło i ryby opisane jako dar narodu amerykańskiego dla Polski. Już po roku stanowisko kapitana objął Tadeusz Masłyk. Wówczas statek opuścił port w Gdyni zabierając ładunek…251 samochodów Fiat 125p dla Ekwadoru i Peru. Ten dość oryginalny ładunek nie był w gruncie rzeczy czymś wyjątkowym, ponieważ oddając statek do użytku planowano również takie jego zastosowanie. Statek jak widać był wykorzystywany do różnych zadań przewożąc towary nie tylko z i do Polski, ale również pomiędzy innymi krajami np. banany z Ekwadoru do Argentyny czy ryby z okolic Vancouver. W tym czasie statek otrzymał również własną pieczęć: wpisany w koło trójząb na tle kiści bananów z napisem m/s „Żyrardów”. Jakże oryginalne. Jak istotnym w ówczesnym czasie dla miasta było „posiadanie” własnego statku niech świadczy fakt częstego wysyłania korespondencji przez kapitana Masłyka do prezydenta Tadeusza Waska z różnych mórz świata, informowanie o miejscu postoju czy też kolejne kroki do „połączenia” Żyrardowa z morzem, ot choćby budowa modelu statku przez Zenona Zajdla, czy pomoc w założeniu izby pamiątek morskich w mieście. Przez lata statek wykonał wiele rejsów często w odległe krańce świata. Ot choćby z bananami z Ekwadoru do Nowej Zelandii. Ale chyba największą przygodę i tajemnicę jaką zawarto w dzienniku okrętowym były światła w Trójkącie Bermudzkim, jak to opisano „nie określona poświata bijąca spod  wody” i jak tłumaczył ówczesny kapitan Lech Dmochowski, „nie był to plankton, na pewno”. Ponadto liczne sztormy, przechyły sięgające 55st. czy jedenastomiesięczne rejsy. Dobrze, że statek wyposażony był w projektor, wideo, ciemnię fotograficzną, saunę, salę gimnastyczną czy basen kąpielowy. Czas mijał z tymi udogodnieniami  znacznie przyjemniej.

Stosunki pomiędzy załogą statku i radą miasta były od początku więcej niż poprawne. Kolejni kapitanowie, w tym przypadku Leon Groch w 1985 roku zaproponował zorganizowanie konkursy plastycznego  „Migawki z życia miasta”, a najlepsze prace miały być wyeksponowane na statku, ponadto ufundowano książeczkę mieszkaniową dla sieroty z Domu Dziecka. Przedstawiciele załogi nie omieszkali również odwiedzić Żyrardów. W lutym 1985 roku statek rozpoczął służbę dla „Transoceanu” przewożąc ryby z południowego Atlantyku oraz północnego Pacyfiku. I tak to trwało do 1992 roku, kiedy to został sprzedany firmie Endeavour Shipping SA z siedzibą w Panamie i po raz pierwszy zmienił nazwę, na „Nordic Trader”. Po niespełna trzech latach zmienił banderę na bahamską, a za tym również poszła kolejna zmiana nazwy na „Aquilla II”, a w papierach jako kraj port macierzysty wpisano jednak Monrovia.

Ostatni epizod życia chłodnicowca rozpoczął się w 1998 roku, kiedy to otrzymał cypryjską banderę oraz ostatnią już nazwę „Ocean Breeze”. Epizod tragiczny i finalny dla naszej chluby. Otóż 25 września 2001 roku statek został zaatakowany na Morzu Czerwonym przez pięciu uzbrojonych piratów, którzy dostali się na statek. Sterroryzowali obsługę i kapitana, ale kiedy to zostali poinformowani o wysłanym już sygnale S.O.S. i zbliżającym się helikopterze ze wsparciem, sytuacja zmieniła się na ich niekorzyść. Łupieżcy w pośpiechu wycofali się zostawiając przerażoną załogę na statku. W obawie przed ponownym atakiem na wygaszono światła, ale po kilku godzinach, o 19:30,  pomni wcześniejszych wydarzeń kapitan wraz załogą opuścili statek lokując się na przepływającym „Nordstrand”. 

„Ocean Breeze” został porzucony i po jakimś czasie wykreślony z rejestru jednostek pływających. I tak już od ponad dwudziestu jeden lat pozostaje u brzegów Zukar służąc zapewne florze i faunie basenu Morza Czerwonego za dom. 

Zdjęcia ze strony Shipspotting.com 

sobota, 4 marca 2023

Epizod 173 - Nieosądzeni kaci z SS

W listopadzie 1943 roku do już działającej na terenie Żyrardowa żandarmerii, dodano dwudziestu członków 11 kompanii 3 batalionu 22 pułku policji „Schupo” odkomenderowano z dopiero co spacyfikowanego getta warszawskiego w celu zaprowadzenia porządku w mieście i okolicy. Rozpoczyna się kolejny czarny i mroczny okres w historii Żyrardowa, morderstwa, terror i egzekucje, a wszystko to wychodziło  z willi „Wanda”, gdzie stacjonowali mordercy. Początkowo komendantem posterunku został mianowany oberwachtmeister Joseph Hottinger, a jego zastępcą hauptwachtmeister Karl Amman. Rozpoczął się wówczas terror na niespotykaną w mieście skalę i rozmach. Permanentne łapanki, aresztowania i doraźne egzekucje. Wywózki na wydmy międzyborowskie, czy do lasu mszczonowskiego, a tam rozstrzeliwania. Kto od razu trafił do lasu bądź na wydmy miał o tyle szczęścia, że nie był poddawany bestialskim torturom. Niestety wielu katowano w willi „Wanda”, przetrzymywano w komórkach Błaszczyńskiego przerobionych na areszt śledczy, a znajdujących się przy ulicy Bohaterów, przesłuchiwano wiele dni niewinnych mieszkańców i poddawano wielogodzinnym przesłuchaniom, aby zmaltretowanych i bliskich śmierci wywozić do lasu i pod pozorem ucieczki zabijać.
Co tydzień, zgodnie z niemieckim porządkiem, wysyłano raporty do dowódcy kompanii Waschowa, wskazując postępy w eliminowaniu niebezpiecznych jednostek, czy to wykonując egzekucje, czy odsyłając do SD do Warszawy w celu dalszych przesłuchań. Każdy z raportów zawierał informację o dacie egzekucji, liczbie rozstrzelanych i rodzaju przewinienia. Kiedy w styczniu 1944 roku Joseph Hottinger zostaje ranny podczas obławy na Papierni, gdzie w podpalonych przez Niemców zabudowaniach gospodarskich ginie siedmiu gwardzistów, a na pamiątkę po tym bestialskim morderstwie został pamiątkowy pomnik, zastępuje go zugwachtmeister Wilhelm Wiesel, które przebija w bestialstwie Hottingera. Bicia, wieszanie na kiju wepchniętym pomiędzy związane ręce a kolana i katowanie w celu wymuszenia zeznań. Później wywózka mniej istotnych person do lasu i egzekucja, a tych „rokujących” i wiedzących więcej do Warszawy. Wielu z nich do dziś pozostaje tylko numerem bez nazwiska, część to osoby znane, ale najbardziej „medialną” sprawą była egzekucja pod murem tkalni, która dowodził sam Waschow, fatygując się i przybywając do miasta, aby osobiście nadzorować egzekucję.       
Wojna zbliżała się ku końcowi i okupantom zaczął się obsuwać grunt spod nóg. Szybko wyjeżdżają z Żyrardowa i rozpływają się po terenie Republiki Federalnej Niemiec, gdzie stają się praktycznie bezkarni. Waschow po wojnie służył swoim doświadczeniem w policji Gettingen jako polizeirat i mieszkał w willi przy ulicy Plancka 9. Amman zaczepił się na stanowisku haptwachtmeistera policji w Ulm razem z kilkoma swoimi podwładnymi z Żyrardowa. Również następca Hottingera, Wiesel dostał pracę w policji w Hamburgu i mieszkał przy ulicy Elbdeich 140 w Hamburgu. W Hanowerze policjantami byli Pralle i Schund. Jakież było zdziwienie Schattmenmmana, kiedy po złożeniu pozwu w sądzie w Stuttgarcie, dowiedział się w dniu 27 kwietnia 1959 roku, czyli prawie rok po dostarczeniu swoich informacji,  od prokuratora Nellmana, iż wskazani przez niego zbrodniarze wojenni nie mieszkają w Stuttgarcie i prokuratura w Stuttgarcie nie jest właściwa do rozpatrywania tej sprawy. Takie wstrzymywanie się przed wymierzeniem sprawiedliwości było w zachodnich Niemczech na porządku dziennym. W pewnym stopniu RFN stał się jakby azylem dla zbrodniarzy wojennych, zwłaszcza że zgodnie z ówczesnym prawem niemieckim i konstytucją, zbrodnie wojenne ulegały przedawnieniu po 20 latach, czyli w 1965 roku. Podniosły się wówczas głosy z całego świata, aby zmienić te zapisy, zwłaszcza, że proces frankfurcki, gdzie skazywano zbrodniarzy z Oświęcimia nie dobiegł do końca i miałby on darować winy zbrodniarzom oraz dać im możliwość powrotu do Niemiec tym ukrywającym się od 20 lat.    
Kiedy w dniu 11 czerwca 1958 roku do prokuratury w Stuttgarcie wpływa oskarżenie wskazujące m.in. Karla Ammana, Wilhelma Wiesela, czy Waschowa złożone przez intendenta Franza Schattenmanna, jako winnych zbrodni popełnionych w Żyrardowie wydaje się, że w końcu zaciśnie się na ich szyjach stryczek sprawiedliwości.  
Kiedy w 1962 roku na łamach pisma „Die Tat”, ukazującego się w zachodnich Niemczech pojawiły się wspomnienia intendenta z żyrardowskiego garnizonu, Franza Schattenmanna, wydawało się, że godziny morderców są w końcu policzone i ktoś zajmie się tym odkładanym od lat problemem. Nie dość, że wymienił z nazwiska zbrodniarzy wojennych, którzy w latach 1943 – 1944 wprowadzili terror na ulicach miasta i okolic, to jeszcze wskazał gdzie po wojnie pracowali i jakie pełnią funkcje.  

W 1967 roku Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce wznowiła wówczas śledztwo w sprawie morderców z Żyrardowa. Waschow, Amman, Wiesel, czy Leber, Ralf Federmann, Pralle i Schund mieli czuć się zagrożeni. Zbieranie dowodów, spisywanie zeznań i ustalanie faktów trwało kilka lat. W latach 1974 roku komisja w końcu przekazała do Ludwigsburga 49 protokołów zeznań świadków oraz wiele innych dokumentów w sprawie „Schupo” z Żyrardowa oraz gestapo z Żyrardowa. (Oskarżono m.in. Washowa, Wiesela, Ammana, Federmana, a z gestapo (Georga Mayera, Karla Mayera, Karla Brandta, Rudolfa Gruendigera obwiniając ich o śmierć 245 mieszkańców miasta i okolic.  
Gestapo w domu Masałkowskiego przy ulicy Radziwiłłowskiej i Armii Czerwonej (brak tablicy).
Lista nazwisk jest długa: Zbigniew Stanclik, Janusz Horodyski,  Henryk Holc (wszyscy giną pod cmentarzem), Julian Lendzion PPR w Palmirach, synowie lekarza Cudnego pod kościołem, w choince radziejowskiej (Irena Przybysz, Jerzy Rozwenc, Wacław Pech, Józef Antczak, Bernard Oskiera, Stanisław Kuran, Henryka Barańska, Marianna Barańska, Adam Stępniewski, Alekszander Głowacki, Maria Zakrzewska, w Międzyborowie (Marian Danielewski, piłkarz Marian Pindor, Walenty Łabędzki, Józef Woźniak, Henryk Krawczyk, Sankowski, las pod Osuchowem (Stefan Penkacki, Wacław Jakubowski, Stanisław Szkop, Ryszard Górecki. Ponadto Stanisław Cieślak i jego żona (za podglądanie podczas obławy),  Wincenty Śliwiński pod kościołem, Stanisław Gmurek – dorożkarz, Aleksander Jadłowski, Kazimierz Jakub na Ogrodowej, Feliks Dąbrowski w Schupo, Janina Cybulska zakopana żywcem. Ponadto Adam Pawlak, Ryszard Kreter, Aleksander Kreter odkopani pod willą Wanda. Stefania Sadowska 12 lat. Ale to nie wszyscy. To tylko krótka lista ofiar.     

środa, 4 marca 2020

Epizod 172 - Stary basen przy Kanałowej


Budowa żyrardowskiego hospicjum przy ulicy Kanałowej wkrótce wejdzie w kolejną fazę. Teren może niezbyt sprzyjający odpoczynkowi, ale budzący jednak wśród mieszkańców, zwłaszcza tych których dzieciństwo przypadało na lata 50-te, 60-te i 70-te, nieskrywany sentyment. Chodzi jednak nie o planowany budynek, a o dawno już zlikwidowany tzw. "stary basen" przy ulicy Kanałowej, który jeszcze na początku lat 70-tych XX wieku, może już nie nadający się do użytku, ale wówczas ciągle istniejący, był jedynym miejscem letniego odpoczynku nad wodą w Żyrardowie. Jednak niespełniający wówczas żadnych norm, czy to sanitarnych, czy też typowo funkcjonalnych, odstąpił pierwszeństwo nowemu, luksusowemu jak na tamte czasy basenowi przy ulicy Farbiarskiej, którego jednak dziś również nie zobaczymy.

Historia basenu przy ulicy Kanałowej rozpoczyna się w XX-leciu międzywojennym. Powstał on w 1934 roku. W pierwszych latach działania składał się z basenu dla dorosłych wraz z 10-metrową trampoliną i brodzika dla dzieci. W wolnych chwilach korzystający mogli skorzystać z wybudowanej kawiarni, a przebrać się w pobliskiej szatni. Na basen można było dostać się drewnianym mostkiem od ulicy Kanałowej bądź od łąk korytowskich. Wtedy wybuchła wojna. Nie myślało się wówczas o zabezpieczeniu i konserwacji, dlatego basen i infrastruktura szybko uległy dewastacji. Drewniany basen oraz szatnia spróchniały, natomiast kawiarnię najpewniej podpalono i pozostały po niej jedynie zgliszcza. Po zakończeniu działań wojennych z braku jakiejkolwiek alternatywy postanowiono ratować basen i przeprowadzono niezbędne remonty, oczywiście w czynie społecznym. Wymieniono przegniłe deski niecki basenu, która miała głębokości wahającą się pomiędzy 1 a 2 metrami oraz usunięto trampolinę. Poprawiono ujęcie wody z rzeki, ale przy okazji zlikwidowano niestety brodzik dla dzieci i skrócono basen o metr. Skutkowało to tym, że od tego czasu nie nadawał się do urządzania zawodów sportowych, nie spełniając wymaganych parametrów. Niemniej w 1952 roku oddano do użytku wyremontowany basen, tworząc nawet przy nim szkółkę pływacką.

Jako że basen był drewniany i nie posiadał urządzeń oczyszczających rokrocznie musiał być remontowany i odnawiany, co pochłaniało znaczne środki finansowe. Wszak unoszony z nurtem rzeki muł cały czas wpadał do basenu i barwił wodę na brunatny kolor. W kolejnych latach nieckę wybetonowano i zamontowano filtry oraz chlorowanie, ale nadal to była woda bezpośrednio z rzeki. W związku z tym już na początku lat 60-tych podjęto działania w celu wybudowania nowego basenu z prawdziwego zdarzenia. Ustalono, iż potrzebna będzie kwota około 4 milionów złotych, a której połowę planowano uzyskać z nadwyżki budżetowej a pozostałe 2 miliony złotych planowano pozyskać składając wniosek do Miejskiego Komitetu Odbudowy Kraju i Stolicy. Argumentowano konieczność budowy nowego basenu pilnymi potrzebami socjalno - kulturowymi miasta. Architekt miejski Jerzy Sikorski wykonał nawet wytyczne do założeń projektu licząc iż wniosek ten zostanie zaakceptowany przez Komitet. Plany były tak zaawansowane, iż planowano zakończyć projekt w 1964 roku, a budowę już w 1965. Jak wiemy budowa nowego basenu przy ulicy Kanałowej nie doszła do skutku, gdyż wkrótce pojawiła się możliwość stworzenia całkiem nowego basenu, nie w nurcie rzeki, a w całkiem nowym miejscu, blisko zakładów, ułatwiając w ten sposób możliwość korzystania z niego wielkim rzeszom mieszkańców spragnionych basenu z prawdziwego zdarzenia. Jednak zanim realizacja tego przedsięwzięcia doszła do skutku ludność Żyrardowa nadal korzystała z tego oddalonego od centrum miejsca wypoczynku do dziś z sentymentem wspominając jak to było prawie pół wieku temu. Nie jedna osoba dostawała się na basen od strony łąk korytowskich, oczywiście bez biletu. Mieszkańcy wspominają również jak to w tamtych wspaniałych czasach łowili raki tuż za basenem, a ci bardziej odważni łapali piżmowce wsadzając ręce pod wodę. Wiele osób nauczyło się tam pływać, w czym pomagali instruktorzy oraz zdawało się na kartę pływacką. Natomiast jeszcze przed wojną odbywało się tam lekcje wychowania fizycznego.

Artykuł nie powstałby oczywiście bez pomocy mieszkańców, którzy doskonale pamiętają tamte lata. Szczególnie dziękuję Andrzejowi Boguckiemu, Zbigniewowi Czarnocie, Bożenie Kowalskiej, Ewie Gabrylewicz, Ryszardowi Stefankiewiczowi, Tomaszowi Zgaga oraz Włodkowi Czerniawskiemu. Bez waszych wspomnień i szczegółów nie powstałby ten artykuł.