czwartek, 3 grudnia 2015

Epizod 125 - Egzekucja pod nosem żołnierzy niemieckich, czyli wyrok na Volksdeutscha Eryka Marksa

       Jak pewnie i bezpiecznie czuli się "niemieccy donosiciele" i pomagierzy w Żyrardowie podczas II wojny światowej, niech świadczy pewien szokujący i haniebny fakt śmierci niejakiego Śliwińskiego, który chyba zbyt wcześnie poczuł falę zbliżających się Rosjan i nazbyt otwarcie wyrażał swoje opinie i nadzieje.
      Niemcy czuli już na karku oddech zbliżających się hord ze Wschodu, które natenczas ulokowały się bezpiecznie po drugiej stronie Wisły. Wymusiło to na Niemcach coraz częstsze wezwania obywateli Żyrardowa do stawiania się w Domu Ludowym, skąd ciężarówkami wywożono ich na akcje kopania rowów przeciwczołgowych. Tak było również tego 22 lipca 1944 roku. 
     I otóż ów pan Śliwiński, ku swojej niechybnej zgubie, zbyt głośno i ostentacyjnie wyrażał swoje zdanie na ten temat, w końcu "...Ruscy są za Wisłą...". Niechybnie dla niego usłyszał to kolejny po Paprzyckim tłumacz żandarmerii - Eryk Marks. Jak na gorliwego Volksdeutscha szybko poinformował o tym fakcie landrata, który bez pardonu kazał Polaka zastrzelić.
     Czyżby historie Funka i Paprzyckiego niczego go nie nauczyły? Wynika z tego, iż najzupełniej nic. Czuć się tak pewnie, by wśród nieprzychylnego tłumu donieść na bądź co bądź sąsiada i nie liczyć się z konsekwencjami, na które nie trzeba było długo czekać? Gdyby wiedział, iż zostały mu tylko trzy godziny życia. Ale przecież był taki bezkarny.
    Kiedy żyrardowska komórka AK została o tym fakcie poinformowana, a biorąc pod uwagę dotychczasową działalność Marksa, wyrok zapadł natychmiast. Wówczas do mieszkania zlokalizowanego przy ulicy H. Sienkiewicza wysłano czterech egzekutorów. Około godziny 13-stej zaczaili się przed domem, ale jak na złość Marks tego dnia postanowił  już się nie pokazywać na mieście. Ponadto bliskość niemieckich żołnierzy stacjonujących w budynku gimnazjum czyniła akcję dużo trudniejszą. Trzeba było jednak podjąć decyzję i do mieszkania udał się Józef Ekielski ps. "Ponury" żołnierz 1 kompanii, a na klatce schodowej przyczaił się Ryszard Wielogórski ps. "Góral". "Zuch" i inny nieznany z nazwiska żołnierz pilnowali bramy. 
     Kiedy Ekielski wszedł do mieszkania zastał tam jednak tylko ojca Marksa oraz dwie kobiety. Skazanego nie było w polu widzenia. "Ponury" jednak szybko myślał. Na pytanie ojca co chce od jego syna uwiarygodnił swoją wizytę niezwłoczną konieczności przekazania pisma, ale tylko do rąk własnych. Kiedy usłyszał to Marks wyszedł z drugiej izby trzymając jednak dłoń w kieszeni. Ekielski musiał działać szybko. Z zaskoczenia wyciągnął broń i oddał trzy strzały w jego kierunku. Marks zdążył również nacisnąć na spust, ale chybił. Nie był to jednak koniec tej brawurowej akcji. Ojciec zabitego rzucił się na "Ponurego" próbując wyrwać mu broń. Ten był jednak szybszy. W mieszkaniu były już dwa trupy. Zdenerwowany Ekielski zawołał "Górala", który przeszukał ciało zabierając dokumenty. Żołnierze AK wyskoczyli na ulicę licząc, iż na pewno wystrzały zaalarmowały stacjonujących w pobliżu Niemców. Jednak nie. Ulica nadal była senna i spokojna. Chłopcy przez nikogo nie niepokojeni udali się w kierunku ulicy P.O.W, a następnie Radziwiłłowską do pobliskiego lasu.
    Tak oto kolejny nadgorliwy Volksdeutsch dobił do bram Hadesu.
     
     

Brak komentarzy: