W latach 50-tych XX wieku restauracje w mieście podlegały pod Żyrardowskie Zakłady Gastronomiczne pod dyrekcją pana Łuczyńskiego. Prowadziły one sześć jednostek typu gastronomicznego: trzy restauracje oraz jeden bar mleczny w Żyrardowie, a także restaurację i bar w Pruszkowie. Ponadto podlegały pod nie bufet przy stacji PKS oraz obwoźna sprzedaż artykułów konsumpcyjnych.
Po dziś dzień mieszkańcy miasta z sentymentem wspominają te jakże charakterystyczne miejsca spotkań, organizowanych imprez czy smak deserów serwowanych przez żyrardowskie restaurację i kawiarnie.
Zaprezentowany w lokalnej gazecie ranking żyrardowskich restauracji z 1960 roku doskonale odzwierciedla jakie zdanie o nich miała lokalna społeczność. I – Dworcowa, II – Przystanek, III – Popularna, IV – Syrenka.
Dopiero generalny remont i zmiana w 1965 roku przeznaczenia Popularnej wywindował jej następczynię, czyli Miłą na szczyt, na którym pozostała do końca swojej działalności.
Charakterystyczne były również bony konsumpcyjne. W 1960 roku udostępniano je w kwocie 10 zł. Obowiązywały po 18-tej, w dniach kiedy grała orkiestra. Podyktowane to zostało względami handlowymi i porządkowymi. Ponieważ młodzież siedziała często wiele godzin nad butelką oranżady zajmując miejsca tym, którzy chcieli zostawić więcej grosza.
Spacer po Żyrardowie sprzed ponad 60-ciu lat rozpoczniemy od jednej z najstarszych restauracji, a mianowicie „Dworcowej”.
DWORCOWA
Mieściła się ona w narożnym budynku przy skrzyżowaniu ulic H. Sienkiewicza oraz P.O.W. w miejscu gdzie dziś zlokalizowana jest kwiaciarnia pani Hanny Kuczyńskiej, sklep Edvans Bis Pani Bożeny Kowalskiej oraz siedziba PZU, dokładnie pod adresem H. Sienkeiwicza 2. Wejście znajdowało się dokładnie gdzie obecnie wejście do kwiaciarni. Po wynajęciu lokali od PGM, wspomina pani Bożena, „ściany wyłożone były i nadal są białymi płytkami od ziemi prawie po sufit, więc przypuszczalnie była tam kuchnia restauracji. W kolejnym pomieszczeniu (zapleczu) zastaliśmy wmurowane w ściany ciężkie szyny z hakami, na których najpewniej wieszano połówki świniaka bądź inne mięso. Dostawy produktów potrzebnych do gotowania według mnie odbywały się przez drzwi od podwórka i wnoszone były przez zaplecze. Od strony podwórka drzwi jeszcze istnieją. Co jeszcze było dziwnego? Półokrągłe betonowe schody sięgające prawie do połowy obecnego sklepu. Wracam teraz do głównego wejścia restauracji - sala do konsumpcji była wąska i długa, czyli kolejne lokale w których teraz są sklepy należały do Dworcowej”. Również w budynku dzisiejszej kwiaciarni, według relacji pani Kuczyńskiej, „na zapleczu do tej pory znajduję się stary, żeliwny zlew, dwie metalowe szafki, nawet ciężkie żelazne krzesło się ostało ( teraz to już zabytek). Na wspomnianym zapleczu, podobno przygotowywało się półprodukty do obiadów np. obieranie ziemniaków, czy włoszczyzny. Wspomnę jeszcze o wentylatorze wielkim jak silnik samolotowy, to z niego wydostawały się zapachy i cała okolica wiedziała jakie jest danie dnia, a wiem co mówię, bo od dziecka mieszkałam na ul. H. Sienkiewicza pod 1-ką. Do Dworcowej chodziłam na pomidorową”. W sali do konsumpcji dziś znajduje się oddział PZU, a obok ksero. W miejscu kwiaciarni był bufet i szatnia”.
Żyrardowskie restauracje od początku okresu PRL budziły zastrzeżenia co do menu, wystroju, porządku i klienteli. I tak to praktycznie przez wiele dziesięcioleci opisuje najstarszy żyrardowski tygodnik „Życie Żyrardowa” . Bardzo rzadko wypływały jakieś pozytywne informacje, a sprawy budzące zastrzeżenia co rusz pojawiały się na jego łamach. Doprowadziło to m.in. w latach 60-tych do wprowadzenia zakazu sprzedaży wódki i napojów alkoholowych, wszak była to wówczas restauracja II kategorii. Kolejną kluczową zmianą w Dworcowej było przekształcenie w latach 70-tych, w godzinach przedpołudniowych, na bar mleczny. W 1976 roku przeprowadzono generalny remont związany ze zmianą gospodarza na WSS Społem. Zamontowano kinkiety, pomalowano ściany, położono lentex i boazerię. Pomalowano również okna. Nad zmianami pieczę sprawowała ówczesny kierownik pani Stanisława Bulejak. Przejęcie od Łódzkich Zakładów Gastronomicznych wiązało się po prostu z ich likwidacją, a lokal w momencie przejęcia był w katastrofalnym stanie. Zaniedbany ze znacznymi ubytkami w podstawowym wyposażeniu. Po remoncie pozostał nadal lokalem III kategorii.
W 1992 roku w części została założona kwiaciarnia, która funkcjonuje do dnia dzisiejszego.
PRZYSTANEK
Kolejną żyrardowską restauracją czasów PRL jest osławiony „Przystanek” znajdujący się przy ulicy 1-go Maja 74 w piętrowym budynku wciśniętym pomiędzy wyższych sąsiadów. Do 1957 w drewnianej przybudówce znajdowała się sala dansingowa zburzona pod budowę sąsiedniego bloku mieszkalnego. W 1960 roku przeprowadzono remont, po którym „Przystanek” funkcjonował jako restauracjo/kawiarnia. Po prawej od wejścia był bufet i dwie sale restauracyjne, po lewej sala restauracyjna oraz kącik kawiarniany. Wszystko zostało zaprojektowane przez pana Janusza Szymczaka.
Po kolejnym remoncie w 1977 roku wygospodarowano dodatkowe 26 m kw na magazyn dla bufetu, ułożono lentex i posadzkę na podłodze. Zmieniono również wystrój. Kwiaty, firanki, zasłony, obrusy na stoliki oraz nowy gospodarz, czyli WSS Społem, które przejęło również Dworcową od ŁPG. Kierowniczką mianowano wówczas panią Wacławę Steczkowską.
Pani Bożena Skopińska wspomina „tam gdzie teraz jest szewc była szatnia i ubikacja dla pracowników Przystanku a cała kuchnia była po lewo jak się wchodziło do Przystanku/ okna z kuchni wychodziły na podwórko od Waryńskiego/ i po lewej stronie był bufet a w nim urocza uśmiechnięta Basia i Wiesia Horska”. Zdzisław Pasek wspomina tamte czasy tak: „Po wejściu po prawej była szatnia na wprost WC po lewej sala (a może dwie) po prawej sala z bufetem a dalej druga sala z okienkiem do wydawania posiłków i pomieszczeniem dla personelu”.
Pani Bożena Kowalska doskonale pamięta „Przystanek” z zewnątrz. „Okna były inne wielgachne i chyba metalowe futryny”.
W latach 70- właścicielem było Łódzkie Przedsiębiortwo Gastronomiczne Po ich rozwiązaniu i likwidacji w 1976 roku lokale zostały przejęte przez WSS. Zniszczone i zaniedbane, a przez lokalną prasę uważane za jedne z najgorszych w kraju. Braki lokalowe i techniczne, marne wyposażenie. Nowy właściciel zabrał się za kolejny lokal od podstaw. Wymiana podłóg, sprzętu kuchannego, braki w wyposażeniu i sztućcach zostały uzupełnione. Zakupiono również nowy bojler. I tak funkcjonował on do przełomu lat 90- tych. Nowa Polska skutecznie zamknęła kolejną kultową restauracje żyrardowskiego PRL-u.
Również bar mleczny otrzymał zarządzenie o wprowadzeniu szerszego menu. Kiełbasa na gorąco, bigos. W okresie letnim otwarte zostały ogródki przy stacji PKS z wodą sodową, lody kawa ciastka. Czynny 6-20. Zlikwodiwany w 1961 rok u i zamieniony na dwa sklepy. Jego funkcje przejęła Popularna. Jedna to nibyło to. Brakowało dań mlecznych, a chętni na zjedzenie makaronu z mlekiem mogli tylko do 13-stej. Zlikwidowano z podoby defecytu i strat.
W latach 70-tych sylwester był organizowany w Adrii i Miłej
POPULARNY / MIŁA
W dawnej kamienicy Krastyna, przy ulicy 1-go Maja 25 znajdowała się chyba najbardziej znana i renomowana restauracja, a później kawiarnia czyli „Miła”, która przed 1965 rokiem funkcjonowała jako „Popularna”. Zanim Popularna stałą się „Miłą” już w 1960 wprowadzono menu dietetyczne w systemie abonamentowym oraz przejęła ona częściowo funkcje zlikwidowanego baru mlecznego. W 1961 roku, po remoncie, położono nowe posadzki, odnowiono bufet, na stołach pojawiły się wazony i popielniczki. Nowym kierownikiem została pani Leśniewska.
Już wkrótce, po artykule w Życiu Żyrardowa, które trzymało rękę na pulsie, dodano do menu zsiadłe mleko, ziemniaki z jajkiem i szpinakiem oraz kompot z rabarbaru.
W 1962 roku podawano nawet potrawy dietetyczne dla chorych na dolegliwości żołądkowe, jelit, wątroby, dróg żółciowych, pęcherzyka żółciowego, nerek czy układu krążenia. Wszystko oczywiście abonamentowo.
Wejście do lokalu znajdowało się w miejscu dzisiejszego sklepu AGD/oświetlenie. Do lokalu prowadziło wąskie wejście z szatnią tuż obok. Dalej obszerna sala barowa, a ostatnia sala była z oknem wychodzącym na podwórze.
W 1965 roku Popularną zmieniono na Miłą. Powstała kawiarnia o trzech pomieszczeniach, bufet obok szatnia, dwie sale konsumpcyjne, a także nowa oprawa plastyczna wykonana przez Tadeusza Sobolewskiego, podłogi wyłożono dywanami. Funkcjonowała wówczas jako lokal II kategorii pod kierownictwem pani Jadwigi Guzik.
Podawano tam kremy, koktajle mleczno - owocowe oraz alkohole.
W 1969 roku odnowiono Miłą.Nowe stoliki, krzesła, kotary. Zlikwidowano wówczas bony konsumpcyjne o wartości 10 zł, które wprowadzono kilka wcześniej.
Mieszkańcy wspominają również szafę grającą, gdzie dzieci ciągnęły rodziców, aby uruchomić ją wrzucając przysłowiowy grosik. „Miłą” z lat 70-tych wspominają mieszkańcy miasta. „Na wagary też chodziło się do Miłej, gdzie za pięć złotych można było zamówić galaretkę i herbatę”.
Wiele ciekawych wspomnień dotyczących zwłaszcza serwowanych deserów przytacza pan Krzysztof Mierzejewski. „W Miłej dużym powodzeniem cieszył się krem sułtański - bita śmietana posypana bakaliami i czekoladą, wspaniały kruszon oraz zamawiany często gdy nie było kasy dla „nabycia prawa siedzenia przez kilka godzin w towarzystwie (często przy zestawionych 2 stolikach) napój firmowy - woda osłodzona zabarwiona na żółto z plasterkiem cytryny kosztująca niewiele ponad 1 zł. Wina lat 60- tych w „Miłej” to sprzedawane także na lampki wermouthy m.innymi Mistella, Magnolia, Lacrima i Istra, a dla smakoszy win czerwonych Egri Bicawer i Egri Burgundi.
Były premier dodaje ”pamiętajmy o węgierskim Rieslingu. Butelka kosztowała 37 zł., ale można było pić na lampki”.
W 1975 ajentem Miłej została warszawianka pani Barbara Antczak wprowadzając zmiany. Nadano lokalowi trochę intymności poprzez postawienie szykan. Do menu dodano mieszanki owocowe, z bakaliami oraz kawę o nazwie „Jedyna”, pozostając nadal lokalem II kategorii czynnym od 11 do 24.
SYRENKA
W niewielkiej odległości od „Miłej” przy ulicy 1-go Maja 13 ulokowała się wiele lat wcześniej kolejna restauracja „Gospoda Inwalidów” znana lepiej pod nazwą „Syrenka”, która wśród mieszkańców Żyrardowa budziła tylko jedno uczucie. Speluna. Fakt ten najpewniej odnosi się do wyglądu i klienteli lat 70-tych, natomiast zgodnie z faktami zaczerpniętymi ze skarbnicy wiedzy o żyrardowskich restauracjach, czyli „Życiu Żyrardowa”, we wcześniejszych latach nie odstawała ona asortymentem, jakością obsługi czy bywalcami od innych lokali.
Zlokalizowana była w sąsiedztwie Banku, w piętrowej kamienicy, gdzie dziś znajduje się sklepy z farbami i oknami.
Początkowo były tam trzy sale. Pierwsza zaraz po wejściu, druga w głębi a trzecia po lewej stronie od wejścia.
W roku 1960 przeprowadzono remont. Wygospodarowano miejsce na 4 dodatkowe stoliki, poszerzono wejście, ściany pomalowano na pastelowo, zmieniono oświetlenie i bufet. Właścicielem była Spółdzielnia Inwalidów, od której Syrenkę nieskutecznie przez wiele lat chciało przejąć MHM.
W 1976 roku wybór dań był podobny do większych restauracji żyrardowskich.
Koniec lat 70-tych to niestety powolny upadek lokalu. Wieczny brud i smród, a za WC służyła brama obok. Jeżeli ktoś nie obeznany z miejscem i stałymi klientami chciał zgubić portfel lub nabić sobie guza to było właściwe miejsce – tak wspomina to miejsce pan Zdzisław Pasek.
Mimo tak niepochlebnym opinii zapewne uśmiech na ustach wielu wzbudzi informacja zawarta w lokalnej gazecie informująca o odwiedzinach mieszkańca Wielkiej Brytanii w naszym skromnym mieście.
ADRIA
W zupełnie innej części miasta, na parterze nowo wybudowanego w latach 70-tych bloku mieszkalnego, swoje lokum otworzyła restauracja Adria. Od początku jej przeznaczeniem była wg wiedzy pana Mierzejewskiego z prawdziwego zdarzenia restauracja wyższej kategorii, jakiej do początku lat 70-tych brakowało w Żyrardowie. Pan Krzysztof Mierzejewski tak wspomina ten lokal „ Jak na owe czasy była ona ciekawie zaprojektowana z zacisznymi lożami wokół głównej sali konsumpcyjnej oraz z parkietem tanecznym, bowiem na początku jej funkcjonowania odbywały się tam kilka razy w tygodniu dancingi. Niestety właśnie one jak też głośne zachowanie opuszczających lokal w nocy, rozbawionych gości powodowały protesty mieszkańców bloku i przyczyniły się do zmiany przeznaczenia lokalu najpierw na stołówkę zakładową chyba Stelli a później bank PKO”. Faktem jest, iż jak to wówczas bywało lokal zdatny i reprezentacyjny był tylko na początkowe swojej działalności. Już po kilku latach funkcjonowania częste kontrole sanepidu próbowały zmienić pogarszający się stan sanitarny.
Pan Bogdan Kwaśkiewicz wspomina, iż jedyny neon był nad Adrią tj. na dachu bloku.
SŁONECZNA
Ostatnią z kultowych restauracji Żyrardowa czasów PRL była niewielka lokalowo „Słoneczna”, otwarta w 1980 roku na piętrze pawilonu rzemieślników. Ajentem został dawny ajent „Miłej” pan Zbigniew Kwiatkowski. Serwowano tam m.in. serniki na zimno oraz desery wg własnych receptur.
Ciekawym tematem jest powstanie pawilonu gdzie mieściła się restauracja. Otóż był to pawilon własny środowiska rzemieślniczego, na którego budowę miasto dało teren. Dokumentację opracował A. Potrzebowski. Budowano go dwa lata systemem gospodarczym. Na 660 m kw zlokalizowano dziesięć zakładów i warsztatów. Na piętrze siedzibę swoją miała pracownia krawiecka Janiny Kucharskiej, zakład złotniczy Ryszarda Lange, warsztat naprawy maszyn biurowych Andrzeja Grzechocińskiego. W dwóch pomieszczeniach mieściła się cukiernia Bogdana Klepacza, obok salon fryzjerski pani Dukicz, fotograf Walery Zarakowski, zegarmistrz Krzysztof Tupczyński, kaletnik Marian Adamus oraz krawiec Kazimierz Zagalski.
Wyprawy do „Słonecznej” wspomina pani Agnieszka Michalska „Chodziłam tam do cioci Grażynki na ciasteczko albo klasyk owoce bita śmietana i kolorowa galaretka w kostkę i bilard na wprost wejścia.
Według informacji pana Krzysztofa Kwiatkowskigo charakterystycznym widokiem była prawie zawsze grupka taksówkarzy tłoczących się przy fliperze i grających na pieniądze. Czasami poker po zamknięciu kawiarni.
PIETREK
Żyrardów to jednak nie tylko wymienione lokale. To również znany w latach 60-tych i 70-tych „Pietrek” zlokalizowany w podziemiach Domu Ludowego. Otwarty został z wielką pompą w 1962 roku. Nowoczesne stoliki, sufit nabijany kołkami pomysłu pana Szymczaka, a w wykonaniu wystroju pomagały dziewczęta z Odzieżówki oraz Pończoszarni.
Z założenia miała to nie być zwykła restauracja czy kawiarnia. Raczej miejsce spotkań młodzieży. Z tego też względu organizowano tam potańcówy, imprezy, a także różnego rodzaju koła.
Organizowano tam Sylwestra, był Jazz Club , czy klub filmowy. Niestety i tym razem nie ominęły go zniszczenia i brak dbałości użytkowników. Po kilku latach, w 1967 roku, po remoncie funkcjonował jako placówka MDK. Zamontowano nowe meble, radiofonizację, gumolit na podłodze, bilard, telewizor, czy samoobsługową kawiarenkę. W połowie lat 70-tych zniknął z planu miasta. W 1975 roku z piwnicach MDK gdzie był kiedyś Pietrek zainstalowano automaty do gry dostarczone przez Zjednoczone Przedsiębiorstwo Rozrywkowe.
KAWIARNIA MDK
Dużo dłużej przetrwała kawiarnia MDK, gdzie w każdą niedzielę o 17.00 rozpoczynały się tańce. Tam też można było napić się białego wytrawnego wina. Mieszkańcy z sentymentem wspominają dancingi w MDK, na które kupowało się wejściówki cieszące się popularnością tak dużą, że przy szatni zawsze stało kilka par oczekujących na zwolnienie miejsc przy okrągłym, metalowym pokrytym szkłem stoliku. Orkiestra grająca standardy rozrywkowej muzyki tanecznej zlokalizowana była na podeście pod oknem po prawej stronie od wejścia na salę. Po tygodniu wieczorów przy muzyce w Pietrku była to fajna, nieco bardziej dorosła propozycja rozrywki dla klubowych par oraz młodych (lecz nie tylko) małżeństw – wspomina pan Krzysztof Mierzejewski.
zlokalizowana w Miejskim Domu Kultury. Było to równoległe z Pietrkiem miejsce spotkań młodzieży z tym , że można tam było wypić kawę, oranżadę, piwo czy tez zjeść ciastko, wspólnie obejrzeć transmisję z meczu piłkarskiego w salce telewizyjnej zlokalizowanej nw końcu sali kawiarnianej i znów przejść na resztę wieczoru do klubu Pietrek.Salka telewizyjna za kawiarnią w określone dni tygodnia była miejscem spotkań i rozgrywek znanych w całym kraju żyrardowskich brydżystów. Mówiąc o kawiarni MDK trzeba wspomnieć także o tym że od maja do końca okresu letniego przed oknami kawiarni na całej szerokości chodnika powstawał ogródek wypełniony stolikami z parasolami. Sala kawiarni ziała wtedy pustką i w ogródku rozkwitało życie towarzyskie młodzieży przy muzyce ( i nie tylko płynącej z głośników wystawionych w kawiarnianych oknach.
Żyrardów czasów PRL to jednak nie tylko te kultowe miejsca spotkań. Bar Kasia na 1-go Maja gdzie dziś znajduje się biuro podróży, konsum we wnęce, czy bar mleczny obok kina „Słońce” w miejscu dzisiejszej kwiaciarni, a wcześniej piekarni. Nie możemy zapominać również o stołówce zakładowej Caro obok Resursy, ale to miejsce typowo obiadowe.
Wspomnienia mieszkańców to nie tylko posiłki i atmosfera. To również czatujący pod oknami nauczyciele czy to z liceum, czy elektryka oraz trójki klasowe rodziców dzieci z LO i uwielbiany dyrektor z lornetką przechadzający się po ulicach miasta i wizytowujący także Miłą po 21 by przypomnieć uczniom ogólniaka gdzie o tej porze być powinni.
Odrębnym tematem, który warto poruszyć jest dostępne menu.
MENU
Lata 60-te XX wieku to według relacji żyrardowskich dziennikarzy schabowy, pieczeń wieprzowa, żeberka. Od święta dostępne były pierogi z serem, jajka ze szpinakiem, filet z dorsza, pomidorowa z ryżem, fasolowa, krupnik, ogórkowa, żurek, czy barszcz.
W latach 70-tych „Dworcowa” i „Przystanek” w dostępnej ofercie miały filet z morszczuka, kurczaka pieczonego, paszteciki z jaj, jajko sadzone, omlet, kopytka, naleśniki, krupnik na podrobach, kapuśniak, zalewajkę, roztrzepańca, ryż na mleku, zupę jabłkową, marchew zasmażaną, kapustę kiszoną, śledzia w oleju, jajka w majonezie, kiełbasę, sałatkę z pomidorów, naleśniki z serem, mizerię, czy galaretki owocowe. Ale można było zamówić również omlet po flamandzku, zrazy rybne, pyzy, placki, desery, dania rybne.
Trochę inaczej przedstawiają tamte czasy i własne wybory mieszkańcy miasta. Pani Jolanta Zielinski wspomina: „do „Przystanku” chodziłam z banką po zupę pomidorową, ogorkową i fasolową”.
Pani Elżbieta Simińska tamte dni pamięta tak „do restauracji Dworcowej chodzilam na pyszne buraczki, jarzynkę, z kotletem mielonym i ziemniakami.
Do Przystanku na pyszną zupę pomidorową, a do kawiarni Miłej chodzilam na kremy, lody i galaretki owocowe, lampkę wina.
Do baru mlecznego Syrenka chodzilam na pyszne zupy, pracowała tam moja ciocia.
Jak widać wspomnienia mieszkańców miasta nie rozmyły się w pamięci a rozmowy przeprowadzone niejednokrotnie wzbudziły dawne uczucia, sentyment, a czasem żal za minionymi latami.
Chciałbym serdecznie podziękować i podkreślić, iż artykuł nigdy by nie powstał, gdyby nie bezinteresowna pomoc mieszkańców Żyrardowa. Kolejność podziekowań jest losowa.
W szczególności kieruję je do Bożeny Kowalskiej, Bożeny Skopińskiej, Krzysztofa Mierzejewskiego, Anny Grzegółki, Edwarda Lasockiego, Agnieszki Michalskiej, Hanny Kuczyńskiej, Krzysztofa Kwiatkowskiego, Elżbiety Simińskiej, Zdzisława Paska, Ryszarda Kowalskiego, Jolanty Zielinski, Anny Niewiadomskiej, byłego premiera Leszka Millera oraz Bogdana Kwaśkiewicza.
Dziękuję. To Wasz artykuł.
D.S.
4 komentarze:
Fenomenalnie!!!!
Pamiętam lampową szafę grającą w Miłej wyprodukowaną przez Łódzkie Zakłady Radiowe Fonica i całą masę winylowych singli w środku - wówczas wybierałem (jak pamiętam)Maanam i Lady Pank za jakieś drobne.
Przystanek - to pierwsza wypłata i wieczór tam spędzony przy flaczkach i niedużych szklaneczkach.
Jadło się w Dworcowej,i piło do jedzenia.
Syrenki unikałem ale ją pamiętam - spelunka.
I jeszcze początek lat '90 i knajpa U Jabcoka na osiedlu Wschód,z piwniczką ,ale tam już było tylko złote chmielowe z pianką.
Przy okazji wpisu serdecznie pozdrowię panią Jolantę Zielińską której Pan dziękuje za współudział w powstaniu artykułu a którą znam osobiście.
stepa
Brawo! miło było sobie przypomnieć i powspominać, dzięki.
Super artykuł
Super wspominajka.
Ja jednak pamiętam inaczej...
Dworcowa - seta i galareta
W ,,Przystanku,, odbyło się moje przyjęcie weselne-nie ja płaciłam i decydowałam, calkiem fajne, tylko dużo wódki podobno zginęlo...takie czasy...:))
,, Jutrzenkę,, z wyśmienitych cynaderek z kaszą gryczaną I kiszonym ogórkiem. Pierwsza sala dla palących, z piwem faktycznie psuła atmosferę ale chyba w latach 70 dym papierosowy mniej szkodził:))
,,Miła,, cienkie piwo i wina.
,,Słoneczna,,-automaty do gier
,,Bar Kasia,, najlepsze flaki, bigos i bułka z pieczarkami ale na ul. Okrzei a nie 1-go Maja
Prześlij komentarz