Lata 60-te w Żyrardowie nie przysporzyły miastu renomy.
Brutalne pobicia, morderstwa, gwałty. Wertując czasopisma z tamtych lat ma się wrażenie,
że w Żyrardowie nie działo się nic chwalebnego i godnego uwagi.
W ten fatalny i
niegodny proceder wpisuje się wyrachowane i brutalne zabójstwo, którego
dokonano przy ówczesnej ulicy Marchlewskiego 18 (dziś Limanowskiego) w mieszkaniu nr 8.. Perfidię
tego czynu podkreśla również stosunek panujący pomiędzy zabójcą a denatem,
dozgonna przyjaźń.
A wszystko rozbiło się jak zwykle o pieniądze. W nocy z 22 na 23 marca 1961 roku w mieszkaniu przy ulicy Marchlewskiego 18 dokonano makabrycznej zbrodni. Już tego samego ranka dokonano odkrycia. Zwłoki zamordowanego Władysława K. były zakneblowane, ręce skrępowane sznurem
od żelazka, które następnie okręcono wokół szyi i użyto do uduszenia. Szybko
udało się ustalić, iż stało się to na tle rabunkowym. Poprzewracane meble, powysuwane szuflady, ogólny bałagan. Wielkie znaczenie miał też fakt, iż pan Władysław od dłuższego czasu
odkładał pieniądze na zakup motocykla, a kilka dni wcześniej odebrał całą kwotę
od siostry mieszkającej pod Skierniewicami, która to przechowywała zebrane
oszczędności brata. O tym, że planuję zakupić motocykl wiedziało kilka osób, m.in.
kolega z pracy, Marian P. , który ponadto był wielkim przyjacielem pana
Władysława. Kilka dni przed odebraniem pieniędzy od siostry zdarzyło się nawet,
że przyjaciel pozostał na noc u niedoszłego właściciela pojazdu. O fakcie tym,
podczas rozmowy z siostrą nadmienił zamordowany, co stało się punktem wyjściowym do prowadzonego
śledztwa.
Szybko ustalono najbardziej podejrzanego i po upływie niecałych 24 godzin ujęto go pod Rawa Mazowiecką.
Szybko ustalono najbardziej podejrzanego i po upływie niecałych 24 godzin ujęto go pod Rawa Mazowiecką.
Podejrzany był jednak bardzo sprytny. Jako, że był przyjacielem
zamordowanego mógł przebywać w jego domu. Na każdy z argumentów milicji Marian P. miał
swoją odpowiedź. Wkrótce jednak zmienił swoje zeznania i szedł w zaparte, iż w
mieszkaniu Władysława K. nigdy nie był i
znał go tylko z widzenia, co było wierutną bzdurą. Śledczy, mimo iż od początku podejrzewali Mariana P.
nie mieli twardych dowodów. Jednak powoli i metodycznie pętla zaciskała się na
szyi Mariana P. Argument o nieprzebywaniu w mieszkaniu przy ulicy Marchlewskiego
obalono znajdując odciski całej dłoni podejrzanego w mieszkaniu denata. Wtedy
zaczął wymyślać kolejne historyjki, które spowalniały śledztwo. Twierdził np.
iż w momencie popełnienia zabójstwa pracował w Warszawie. I rzeczywiście
pracował tylko, że pojawił się tam dopiero po południu, co nie dawało mu alibi na cała dobę. Nawet tak oczywisty fakt,
jak zakup motocykla już na drugi dzień po zabójstwie próbował wyjaśnić posiadaniem
wieloletnich oszczędności. Jednak przy dokładniejszym przeanalizowaniu jego
sytuacji materialnej wyłaniał się obraz zapożyczonego i zadłużonego człowieka,
który dla 18 tysięcy ówczesnych złotych był w stanie zaplanować i zamordować z
zimną krwią przyjaciela. Obraz perfidnego, bezwzględnego, ale i głupiego
mordercy wyłonił się z zebranego materiału. Karany już wcześniej za kradzieże
morderca otrzymał karę dożywotniego pozbawienia wolności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz