piątek, 9 maja 2014

Epizod 79: Historia żyrardowskiej gorzelni

        Slogan "Miasto jednej fabryki" jak doskonale wiedzą mieszkańcy Żyrardowa jest tylko utartym uproszczeniem, próbą generalizacji sytuacji zawodowej panującej w Osadzie ponad sto lat temu. Choć w początkowych latach wokół tejże "jednej fabryki" skupiało się całej życie mieszkańców, to wkrótce zaczęły wyrastać inne przedsiębiorstwa, niezbędne do funkcjonowania coraz to bardziej rozrastającego się skupiska ludności. Młyny, piekarnie, zakłady rzemieślnicze, następnie garbarnie, browar, czy makaroniarnia, aż w końcu drugi pod względem zatrudnienia zakład w dawnym Żyrardowie - gorzelnia.
           Jako, że pod koniec XIX wieku wokół Rudy funkcjonowały aż trzy cukrownie: Guzów, Hermanów i Oryszew, a produktem ubocznym była melasa, zdecydowano się wykorzystywać tenże półprodukt jako surowiec do wytwarzania spirytusu.
W ten oto sposób 25 maja 1910 roku został założony w Rudzie Guzowskiej pierwszy zakład gorzelniczy zlokalizowany przy ulicy Wiskickiej 12, którego właścicielami byli David Mejer oraz Hersz Wein. W początkowych latach przerabiano w nim "okowitę" sprowadzaną z okolicznych gorzelni. Sam zakład powstał  na terenach wydzierżawionych od hr. Antoniego Sobańskiego, który udostępnił go "Litwiakom". Widział on, jak wielu jemu podobnych właścicieli ziemskich, doskonały interes w nawiązaniu kontaktów z przedsiębiorczymi Żydami wysiedlonymi z Rosji. Również lokalizacja nowego zakładu, blisko linii kolejowej oraz pobliskiej rzeczki, działala na korzyść nowego przedsiębiorstwa. Zaradni Żydzi wydzierżaliwi wówczas 1383 m kw w "Dobrach Ziemskich Marjampol"  od hrabiego.
       Niestety już kilka lat później, w nocy z 31 maja na 1 czerwca 1914r. zakłady strawił ogromny pożar. Prawdopodobnie wybuchł od lampy naftowej, która spadła na podłogę w dziale rektyfikacji. Pożar rozprzestrzenił się błyskawicznie i na nic zdały się zabiegi strażaków. Zakłady spłonęły praktycznie doszczętnie, a straty oszacowano na ponad 20 tysięcy rubli. Jakby nieszczęść było mało w niedługim czasie wybuchła wojna, a po jej zakończeniu właściciele do Żyrardowa już nie wrócili.
     Zakład po wojnie znajdował się w opłakanym stanie, ale mimo jego kondycji zwrócił uwagę i zainteresowanie braci Dauman, Wolfa, Lejba i Icka. Sama rodzina Daumanów posiadała tradycje gorzelnicze, będąc wówczas właścicielami podobnych zakładów z Chełmie.
       W 1922 roku bracia nabyli zakłady spirytusowe w Żyrardowie.
Praktycznie od razu postanowili rozbudować fabrykę i zakupili sąsiadujące place u zbiegu ulic Wiskickiej i Jaktorowskiej, naprzeciwko dawnej "bawełnianki". Tereny te nabyto od niejakiego Juliana Wencla, a były to grunty dokładnie te, na których obecnie znajdują się zakłady. Nabywając zniszczoną fabrykę, bracia Dauman z góry założyli, iż niedługo pobudują nową. Gromadzenie kapitału zajęło im kilka lat, ale już w roku 1932, dzięki pożyczkom i kredytom powstał  w Żyrardowie jeden z najnowocześniejszych zakładów spirytusowych w Europie. Teren przedsiębiorstwa ogrodzono drewnianym płotem, a wejście zlokalizowano od strony dzisiejszej ulicy Mickiewicza.
      Druga wojna światowa zastała zakłady w momencie, kiedy osiągały swoje optymalne moce przerobowe. Kiedy na Żyrardów zaczęły spadać pierwsze bomby, załoga wiedząc, że w zbiornikach znajduje się ponad 2 mln litrów spirytusu, z narażeniem własnego życia, zdołała odkręcić zawory i spuścić spirytus, mimo wiadomych konsekwencji i ogromnych strat. Ten heroiczny czyn zapobiegł, w razie trafienia bombą, niewyobrażalnej eksplozji, której potencjalne skutki trudno sobie wyobrazić. Po zajęciu miasta, Niemcy szybko przystąpili do usuwania skutków ataku. Zakłady otrzymały nową nazwę "Mellassebrennere, Branntweinreiningungs und Etwasserungswerk in Zyrardow", a na stanowisku dyrektora zatrudniono zniemczonego Czecha Hotovego. Wkrótce jednak okazało się, że ten "przedsiębiorczy" Czech chciał być sprytniejszy od okupanta, pomnażając swój majątek, kradnąc i wynosząc części z zakładów. Po jego odwołaniu powołano na jego miejsce inżyniera Reinholda Behnke, a wkrótce po zakończeniu powstania warszawskiego zastąpił go dr Wilhelm Horak, postać nad wyraz lubiana w środowisku polskim, do tego stopnia, iż gdy Rosjanie byli już na przedmieściach Żyrardowa sama załoga ułatwiła dyrektorowi swobodną ucieczkę przed niechybną śmiercią.
       Po zakończeniu działań wojennych zakłady zostały szybko uruchomione, ale o stabilizacji produkcji i asortymentu nie mogło być mowy. Nowa, ludowa władza zlecała produkowanie tego, na co było w danej chwili zapotrzebowanie, zapotrzebowanie radzieckiego wojska oczywiście. 
      Ale to już jest inna historia.  
  

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

w nocy z 30 maja na 1 czerwca 1914? Między tymi datami jest jeszcze jeden dziń ;)

ps. dziękuję za ciekawe wpisy, które uwielbiam czytać - Piotr Michalak

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Żyrardów miasto jednej fabryki pisze...

Oczywiście, że uciekł jeden dzień. Juz poprawione. Powinno być z 31 maja na 1 czerwca 1914 roku.

Miło mi czytać, iz podobają się artykuły. Wkrótce opjawią się kolejne.

Anonimowy pisze...

Z tego co mi wiadomo, Niemcy we wrześniu 39 zrzucili przynajmniej jedną bombę na zakłady spirytusowe. W efekcie jakaś pokrywa spadła na dach sąsiadującego domu łamiąc krokwie. Władze okupacyjne wypłaciły później jakieś odszkodowanie!

Alice pisze...

Thanks for this. I see you have Dawid Mejer and Hersz Wein, but in most of the Belvedere history they are referred to as Dawid and Mejer Pines. Do you know which is correct? And might you have any idea if any of the Dauman family survived or if they received reparations?