Siedemdziesięciojednoletniej emerytki nikt nie widział od
kilku dni. Według późniejszej opinii sąsiadów rodzina niezbyt często odwiedzała
panią Józefę, mieszkankę domu przy ulicy Mireckiego 62. Taki stan rzeczy oraz
świadomość, iż często również sąsiedzi widują się co kilka dni, znacząco wpłynęła
na odłożenie w czasie rozwiązania zagadki śmierci starszej pani Józefy Cieślak.
Sprawa rozpoczęła się jak wiele takich spraw. Po kilku dniach
bez kontaktu z sąsiadką, zaniepokojeni mieszkańcy budynku przy ulicy Mireckiego
62 powiadomili żyrardowską komendę Milicji Obywatelskiej, iż od jakiegoś czasu nikt
nie widział Józefy Cieślak, samotnie mieszkającej starszej pani.
Po przybyciu na miejsce milicjanci próbowali nawiązać kontakt
z lokatorką przez zamknięte drzwi, ale bezskutecznie. W związku z tym podjęto
jedyną słuszną decyzję i wyważono drzwi. Interweniujących milicjantów jak i
ciekawskich sąsiadów od razu uderzył nieprzyjemny zapach. W mieszkaniu panował
ogromny bałagan, na podłodze porozrzucane zostały części garderoby, a drzwi
starej, drewnianej szafy stały otworem, na łóżku zaś spod grubej warstwy
pierzyny wystawał czubek głowy, jak się wkrótce okazało pani Józefy. Zakrywając
dłonią usta milicjanci weszli do środka odsłaniając ciało. Kobieta leżała z
rękami nienaturalnie podłożonymi pod siebie, a na szyi można było zauważyć
zawiązaną ciasno chustkę. Milicjantom od razu rzuciła się w oczy ewentualność
popełnienia przestępstwa dlatego też wezwani zostali śledczy. Niestety w skutek
posuniętego rozkładu sekcja zwłok nie dała jednoznacznej odpowiedzi co do
przyczyn śmierci denatki, w związku z czym nie było podstaw do postawienia
komukolwiek zarzutów, ale również wszczęcia postępowania, w związku z czym po
krótkim czasie śledztwo umorzono.
Minęły kolejne dwa lata i jak w wielu tego typu sytuacjach o
wszystkim zadecydował przypadek. Otóż milicjanci aresztujący za jakąś kradzież
dwóch złodziei wpadli przy okazji na trop rozwiązania zagadki sprzed lat,
śmierci pani Józefy Cieślak. Otóż w toku prowadzonego śledztwa udało się
ustalić, iż jeden z aresztowanych jest blisko spokrewniony ze zmarłą przed
dwoma laty mieszkanką domu przy ulicy Mireckiego 62, tą której naturalna śmierć
nie do końca przekonywała niektórych śledczych. Podpytując i drążąc temat milicjanci szybko dowiedzieli
się o nagłym wzbogaceniu się siostrzeńca zmarłej, a po powiązaniu faktów, iż w
mieszkaniu denatki nie znaleziono żadnych kosztowności, o których to zmarła
często opowiadała w towarzystwie sąsiadów i znajomych, szybko skojarzono fakt
ich zniknięcia z nagłym wzbogaceniem się aresztowanych. Wystarczyło tylko odpowiednio
mocno przycisnąć młodzieńców.
W toku postępowania i przesłuchań szybko ustalono przebieg
wydarzeń i w końcu sprawiedliwości stało się zadość. Jak się okazało Tadeusz
Nowakowski będący siostrzeńcem Józefy Cieślak podczas jednej z rozmów z dobrym
kolegą Janem Góreckim napomniał o fakcie posiadania przez swoją ciotkę
biżuterii o znacznej wartości. Zadziałał tu pewnie efekt kumulacji, który
spowodował, że Górecki pewny szybkiego wzbogacenia się postanowił namówić
Nowakowskiego do, jak mu się wydawało prostej i szybkiej kradzieży.
Niepełnoletni wówczas przestępcy łatwo dostali się do ofiary wykorzystując
rodzinne koligacje, a będąc już w mieszkaniu przewrócili ją na podłogę i
najzwyczajniej w świecie udusili używając do tego chusty, która już na początku
zwróciła uwagę śledczych. Położyli następnie ciało zamordowanej na kanapie,
przykryli pierzyną i splądrowali mieszkanie zabierając 50 tysięcy złotych. Czy
planując rozbój od razu zakładali morderstwo? Nie wiemy.
W toku prowadzonego śledztwa uzyskano opinie biegłych
psychiatrów, którzy ustalili, iż Nowakowski w momencie popełnienia przestępstwa
był niedojrzały psychicznie i w jego przypadku zastosowano nadzwyczajne
złagodzenie kary wymierzając mu 14 lat więzienia, natomiast Góreckiego jako
niepełnoletniego potraktowano łagodnie skazując na 15 lat.
2 komentarze:
A w którym to było roku ?
To był 1961 rok. Natomiast mordercy wpadli dopiero w 1963.
Pozdrawiam
D.S.
Prześlij komentarz