24 sierpnia 1978 roku, tuz przed godziną osiemnastą spokojne i wyciszone ulice Żyrardowa wypełnił dźwięk syren. Najpierw jedna, dwie, wkrótce dołączyły jednak do nich kolejne zbliżające sie od strony Skierniewic, Mszczonowa i Wiskitek. Wszystkie one zmierzały tylko w jednym kierunku, w stronę małego kościoła, kościoła pod wezwaniem Karola Boromeusza.
Największy pożar jaki wybuchł w Żyrardowie od końca II wojny światowej, opanował niespodziewanie mały kościół siejąc spustoszenie i zniszczenie w tym najstarszym katolickim Domu Bożym.
Żmudne dochodzenie przeprowadzone wkrótce wykazało prozaiczną przyczyne tegoż żywiołu. Otóż niezbyt przewidujący budowniczowie plebanii, której budowa rozpoczęła się kilka miesięcy wcześniej, korzystali z energii elektrycznej własnie z kościoła. Podłączając betoniarkę do kościelnej instalacji na cały dzień spowodowali zbytnie obciążenie słabej jakości przewodów, co w konsekwencji doprowadziło do stopienia się izolacji. Rozgrzane do czerwoności druty szybko znalazły dogodny materiał.
Gdyby stało się to w samym kościele, pożar zapewne szybko by ugaszono. Niestety traf chciał, że wybuchł on na poddaszu, gdzie mógł bez przeszkód rozwijać się, by gdy już osiągnął siłę trudną do opanowania, przebić się przez sklepienie, zrzucając na posadzkę kościoła kolejne płonące żagwie.
Wydobywający się z Domu Bożego dym pierwszy zauważył pan Budkiewicz, który natychmiast zawiadomił straż pożarną. Po około dwudziestu minutach pierwsze wozy przybyły na miejsce, ale gasić nie zaczęli, ot z braku wody. Jakoś tak niemrawo, bez większej aktywności przyglądali się wraz, z coraz to liczniejszym, tłumem gapiów jak żywioł trawi, to co w tamtym systemie było "do strawienia". Widząc tą niefrasobliwość pani Zofia Kałużna biegiem udała się do pobliskiego szpitala skąd dodzwoniła się do Straży Franciszkańskiej z Niepokalanowa. Udało się również w końcu zmobilizować obecnych na miejscu strażaków by zaczęli gasić pożar korzystajac z wody zebranej w basenie ppoż. na terenie szpitala.
Przybyli na miejsce strażacy z Niepokalanowa od razu zabrali się do pracy. Uratowali zabytkowe organy, ocalili chór oraz wynieśli meble i obrazy.
Pożar udało się zlokalizować około godziny dziewiętnastej, niestety dach juz zdążył spłonąć doszczętnie. Około drugiej w nocy pożar opanowano, ale dogaszanie trwało jeszcze do soboty. Jak tylko udało się w pełni zlikwidować zagrożenie zdruzgotani, ale ambitni parafianie zabrali się do oczyszczania pogorzeliska, usuwając wodę z wnętrza, a także gruz i spalone deski.
Tak jak szybko pożar doprowadził kościół do katastrofalnego stanu niestety ówczesny system nie działał. Ile ścieżek musial wydeptać proboszcz Wolski wie tylko on. Osiem miesięcy borykał się z przydziałem drewna, a przecież kościół nie miał dachu. Jesień była deszczowa, a zimę 78/79 ochrzczono zimą stulecia. Kilkucentymetrowa pokrywa śnieżna wypełniła wnętrze. Proboszcz jednak nie przerwał swojej misji. Nabożeństwa niedzielne odbywały się w podpiwniczeniu nowo budowanej plebanii, w tygodniu zaś w kancelarii pod chórem.
W odbudowę zaangażowało się wiele osób, którym dobro parafii leżało na sercu. Zmobilizowały się również władze. Na usunięcie skutków pożaru komitet wojewódzki przeznaczył 100 tysięcy złotych, kuria warszawska 200 tysięcy, biskup Miziołek dołożył kolejne 100 tysięcy. Nawet parafia ewangelicko-augsburska wysupłała 2,5 tysiąca.
W marcu 1979 roku udało się, przy ogromnej pomocy ówczesnego kierownika ds. zaopatrzenia w GS pana Stanisława Leśnickiego uzyskać drewno z Hajnówki. Wkrótce wiele przychylnych osób robiło wszystko, aby jak najszybciej przywrócić budynek do stanu sprzed pożaru. Usunięto przepalone tynki, założono nową instalacje elektryczną, a katolicy niemieccy ofiarowali nowe, elektryczne organy.
Straty oszacowano na kwotę miliona złotych. Kościół jednak udało się doprowadzić do stanu używalności dzięki ogromnemu zaangażowaniu proboszcza Wolskiego oraz pracy wielu osób.
4 komentarze:
Proboszcz Wolski udzielał mi I komunii. RIP.
Święty blog. Super historie. Mam pytanie które książki polecasz o Żyrardowie aby zgłębić temat ?
A o jaki temat chodzi?
Dopiero teraz znalazłem ten wpis. Maiłem cztery lata byłem u Babci naprzeciwko kościoła mieszkała pamiętam ten pożar przez mglę ale wiem ze byłem tam, pamiętam jak wynosili figurki , obrazy itp i o dziwo dużo wody. Oczami dziecka trudno zapamiętać. Wiem że mój wujek śp Stanisław Kuran był tam kościelnym.
Jak macie jakieś wspomnienia i zdjęcia z tych czasów to kontakt na straz8888(at)gmail.com
Prześlij komentarz