środa, 22 października 2014

Epizod 98 - Jak na naszych oczach giną zabytki - areszt carski przy ulicy Bolesława Limanowskiego

    Wciśnięty gdzieś pomiędzy nowoczesne bloki, a zabytkowe domy robotnicze. Mimo, iż usytuowany dziś praktycznie w centrum miasta, z dnia na dzień staje się coraz mniej widoczny. Dobudowany od strony zachodniej postsocjalistyczny garaż oraz zwisające rzędami sznury z wysychającą bielizną. Od czasu, gdy nad większą częścią zawalił się dach, a ściana boczna pękła otwierając jego czeluści dla przypadkowych przechodniów, historia zaczęła zapisywać karty zupełnie przyziemnymi ale systematycznymi zdarzeniami, doprowadzającymi powoli do jego całkowitej destrukcji. Przyroda i żywioły wzięły sprawy w swoje ręce.

   Wcześniej jednak proces ten zapoczątkowany został przez okolicznych opijusów, którzy upatrzyli sobie jego cztery ściany jako doskonałe miejsce do organizowania libacji alkoholowych i dopiero zawalenie się drewnianego stropu oraz przerobienie jego części na graciarnię oraz komórki, przerwało ten barbarzyński proceder profanacji miejsca upamiętniającego historię żyrardowskich robotników, walczących o wolność, godną pracę oraz poprawę swojego jakże ciężkiego bytu początków XX wieku. 

    Dziś jednak mało kto pamięta, jaką rangę historyczną ma to miejsce i ten walący się, niepozorny budynek. 

    Historia powstania aresztu carskiego sięga roku 1899, kiedy to został  on wybudowany przy ulicy Długiej tuż za ostatnimi fabrycznymi domami, w niewielkiej odległości od siedziby wójta mieszczącej się przy ulicy Teklinowskiej, dziś Ludwika Waryńskiego. Lokalizacja nie była przypadkowa. Jak najdalej od Osady, niewidoczny dla żyrardowskich robotników. A dalej tylko pola, mokradła i odległy cmentarz.

Od samego początku miał on ściśle przypisaną rolę. Przetrzymywano w nim aresztantów. Głównie prowodyrów i uczestników nasilających się strajków robotników żyrardowskich zakładów oraz Rewolucji 1905. Zwykle krótkoterminowo, których następnie albo wypuszczano, albo przewożono do Warszawy m.in. Cytadeli. Cały areszt składał się z czterech maleńkich celi. Podłoga wybrukowana została kocimi łbami, a w każdym z pomieszczeń znajdowało się jedno niewielkie okienko zabezpieczone grubymi stalowymi prętami. A do tego solidne metalowe drzwi z judaszem.

   Na naszych oczach znika kolejny zabytek. A tak niewiele potrzeba, aby go uratować. Nie ma on przecież kubatury Resursy czy Kantoru. Jego odrestaurowane nie jest związane z poniesieniem wielomilionowych kosztów, a jego wartość historyczna wydaje się nieznacznie mniejsza niż wymienionych żyrardowskich kolosów. Ba, przecież to praktycznie rówieśnik Kantoru, czy Kościoła Karola Boromeusza, a starszy brat Domu Ludowego. A to że niepozorny i niereprezentacyjny?

2 komentarze:

Unknown pisze...

Szkoda że popada w ruinę, chociaż broni się dzielnie. Mocny, kraty opierają się złomiarzom.

Anonimowy pisze...

Już widzę oczyma wyobraźni, jak obecny prezydent i kandydat do rady powiatu w nadchodzących wyborach (dla potomnych dodam, z rzekomymi zarzutami za jazdę pod wpływem alkoholu), przecina wstęgę odrestaurowanego aresztu :)

p. michalak