Żyrardów drugiej wojny światowej był miastem specyficznym. Ogromna ilość Volksdeuschów, która ujawniła się w pełnej krasie po wejściu okupanta do osady stała się cierniem na zranionym organizmie państwa polskiego. Silna wola i nieodparte chęci wcielenia Żyrardowa do III Rzeszy, tak forsowane m.in. przez H.Dachsa, nie były tylko czczymi i utopijnymi słowami szaleńca.
Volksdeutsche rzeczywiście wpływali na wszystkie dziedziny życia, decydowali o być albo nie być mieszkańców, a także odsadzali wszelkie stanowiska i stawali się właścicielami zakładów pracy.
Jednym nich była mleczarnia zlokalizowana przy dawnej ulicy Leśnej, w której to właścicielstwo objęła gorliwa wyznawczyni faszyzmu i zwolenniczka Hitlera. Stosunek owej "posiadaczki" do pracujących w małym zakładzie Polaków był nad wyraz zły, a branie ich za tanią siłę roboczą i traktowanie jako podludzi, w pewnym momencie przekroczyło i tak grubą, granicę akceptacji.
Postanowiono wówczas zainterweniować i przywrócić gorliwą faszystkę do porządku. Do wykonania akcji wybrano żołnierzy 1 kompanii, do akcji, która przeszła do chlubnej historii żyrardowskiego ośrodka A.K. wpisując się z częsty obraz zniszczenia i destrukcji reprezentowany przez te formacje wojskowe.
W nocy z 22 na 23 maja 1943 roku oddział pod dowództwem Jerzego Mitrosa "Długiego" udał się na ulicę Leśną. Aby zapobiec szybkiej akcji odwetowej i możliwości weznawania posiłków, Wacław Kanicki "Kruk" (grób numer B2/13/5 na żyrardowksim cmentarzu) przeciął przewody elektryczne, pozbawiając budynek dopływu prądu, a co za tym idzie i światła. Forsując cieżkie drzwi udało się żołnierzom dostać do środka. Zaskoczona i przerażona właścicielka, podejrzewając napad, próbowała oddać swoje wszystkie oszczędności.
Jednak nie po to przyszli żołnierze.
Krótko, acz ostro wyłożono właścicielce powód "nocnej wizyty", a po przedstawieniu swoich racji, przystąpiono do dywersji. W ruch poszedł toporek, którym zniszczono zbiornik z mlekiem, a także kotły i pozostałe urządzenia wyłączając je z użytku. Aby skala zniszczeń była jeszcze większa, do kadzi z masłem wsypano piachu, a całą dokumentację produkcyjną zniszczono. Tuż przed północą było po wszystkim.
Dziś po mleczarni pozostała jedynie dawna portriernia i ogrodzenie od strony ulicy 11 Listopada oraz pamięć o odważnej akcji żyrardowskiej młodzieży z A.K.
1 komentarz:
Pani ta obraźliwie zwracała się nie tylko do swoich pracowników, lecz także do ludzi pragnących zakupić pozostałości ( ubogiego mleka) po przerobie przez centryfugę. Mój nie żyjący tata opowiadał jak ustawiała Polaków w kolejce słowami: Ustawcie się wy polskie świnie...
Opowiadał też że po akcji żołnierzy AK jej stosunek do ludzi bardzo się poprawił.
Prześlij komentarz