piątek, 30 sierpnia 2013

Epizod 9: Wspomnienie żyrardowskiej synagogi

    
       Dziś, nawet wytrawne oko miejscowego pasjonata historii Żyrardowa, z trudem odnajdzie pozostałości dawnej dzielnicy żydowskiej. Zanikł charakter i odmienność tej części miasta. Nie ma już niskich, parterowych drewniaków z wywieszonymi wszelakimi szyldami, reklamującymi a to zakład szewski, a to krawca, czy zegarmistrza. Nie ma już rzeźni rytualnych, czy przekrzykujących się dziecięcych głosów z chederu. Nie ma również najistotniejszej budowli dla wierzącego Żyda. A mianowicie żyrardowskiej synagogi, która przez ponad pięćdziesiąt lat stanowiła centrum kultu i spotkań miejscowej gminy. Zapomniana i zdewastowana, jeszcze piętnaście lat po wojnie, broniła się przed nieuchronnym upadkiem. W listopadzie 1960 roku przestała istnieć, pozostawiając po sobie jedynie pusty plac, służący obecnie za parking dla klientów pobliskiej galerii handlowej.
       Historia synagogi ściśle związana jest z miejscowymi właścicielami, tak gruntów, jak i fabryki. Hrabia Feliks Sobański w geście dobrodziejstwa zezwolił gminie żydowskiej na wybór pod budowlę, najodpowiedniejszej lokalizacji, którą następnie w formie darowizny im przekazał. Stało się tak, gdyż ówczesny dom modlitwy, będący z opłakanym stanie, nie mógł dłużej służyć miejscowej gminie żydowskiej.
      W 1874 roku została wybudowana pierwsza, drewniana boźnica, na której budowę wsparcia udzielili również Hielle i Dittrich w postaci datku w wysokości 500 rubli.  
Drewniany budynek wytrzymał trzydzieści lat. Ponadto, na początku XX wieku, był zbyt mały i stał za ciasny dla rozrastającej się gminy wyznania mojżeszowego. Dlatego już w 1909 została oddana w użytkowanie nowa synagoga, zbudowana z nieotynkowanej cegły doskonale wpasowująca się w charakter miasta. Znajdująca się w ścisłym centrum dzielnicy, przy ulicy Wąskiej, obecnie Szulmana synagoga, była piętrowym budynkiem, gdzie górna kondygnacja, zwana babińcem, mieściła część dla kobiet zgodnie z tradycyjną zasadą rozdzielności płci.

        Jako, że prawo żydowskie zabraniało przedstawiania postaci Boga bądź ludzkich, zaowocowało to mnogością symboli umieszczanych na ścianach i sklepieniu synagogi. Sklepienie na piętrze wypełniał namalowany orzeł z rozpostartymi skrzydłami, widoczny z ulicy dla ciekawskiego oka przechodnia. Symbolizował on opiekuńczą moc Boga, powagę i potęgę miłości, a rozpostarte skrzydła miały za zadanie osłaniać umieszczoną poniżej Torę, tablice przymierza, księgi i świeczniki.  
       Parter budynku był centralnym i najważniejszym pomieszczeniem. Po środku znajdowała się pięknie zdobiona bima, czyli miejsce z pulpitem służące jako mównica, miejsce do prowadzenia modłów oraz odczytywania Pisma Świętego. Bogato zdobiona, wykonana z drewna posiadała wejście tradycyjnie umiejscowione na osi północ-południe, a od góry nakryta była pięknie zdobionym baldachimem. 
      Na wschodniej ścianie znajdowała się odpowiednio dekorowana szafa ołtarzowa chroniąca zwoje Tory. 

      Sklepienie na parterze wypełniały gwiazdy oraz symbole astrologiczne, namalowane przez architekta z Mszczonowa ilustrujące kalendarz księżycowy wyznaczający żydowskie święta.  
     Znamienne jest to, że posługę w żyrardowskiej boźnicy pełnił ponad 40 lat rabin Menachen Mendel Abbek, który tak wrósł w obraz synagogi, że po jego śmierci powstał nie lada problem z wyborem nowego i koniec końców wybrano osobę spoza żyrardowskiej gminy.
    
  Na terenie okalającym dom modlitw znajdowało się również pomieszczenie do nauki, gdzie młodzież zgłębiała tajniki Talmudu oraz rytualna mykwa z wysoko umieszczonymi oknami, w której, nie tylko, zamężne kobiety dokonywały rytualnych ablucji. Cały teren otoczony był murem i dostać się można było do środka tylko poprzez główną bramę witającą wiernych słowami "Zawsze podążam za Bogiem", oczywiście  w języku hebrajskim.
       
     
           

wtorek, 27 sierpnia 2013

Epizod 8: Ulica Ogrodowa


       Wjeżdżając do Żyrardowa od strony Mszczonowa oczom przyjezdnych ukazują się górujące nad okolicą wieżowce, dziś, pomalowane na wyblakłe już w słońcu ciepłe odcienie żółci i pomarańczy. Wysokie 10-cio piętrowe budowle z płyty, powstały na fali ówczesnych potrzeb poprawy prezentacji miasta w oczach przyjezdnych. Doskonały na nie widok, z okien pociągów zmierzających w kierunku Warszawy, dodawał  splendoru i poprawiał wizytówkę tego fabrycznego miasta.  
      Zagłębiając się jednak w meandry okolicznych uliczek, możemy na własne oczy przekonać się, że ten dawny blichtr widoczny jest tylko z daleka.  Cofnięte nieco od ulicy dwa, niepasujące do otoczenia wieżowce, jak kominy pną się górę, zaburzając perspektywę sąsiedztwa.
     Ulica Mielczarskiego, dawnej Ogrodowa, tak jak większość tego typu podobnych ulic, zabudowana była jedno lub najwyżej dwukondygnacyjnymi domami zamieszkanymi przed II wojną światową przez mniejszość żydowską.  Wyjątkiem był tu jedynie „dom spółkowy”, stojący do dzisiaj, który posiadał trzy kondygnacje. Ówczesna ulica Ogrodowa nazwę swą zawdzięczała sąsiedztwie parku, a raczej lasku, który ciągnął się aż do dworca kolejowego, wypełniając przestrzeń dzisiejszych ulic, w kartale pomiędzy Wąską, Przejazd i Al. Dittricha i  zamknięty od zachodu właśnie ulicą Ogrodową. Niska zabudowa domków czynszowych wypełniała praktycznie całą lewą stronę, aż do dzisiejszej ulicy Okrzei, dawnej Fabrycznej.  Jedynie przechodniak na wysokości ulicy Wąskiej pozwalał przedostać się na skróty do Wiskickiej. Prawa strona, do skrzyżowania z ulicą Wąską, zabudowana była właśnie „domem spółkowym” oraz domem właściciela piekarni. Mieścił się tam również jedyny w Żyrardowie Bank Żydowski, na którego użytek zagospodarowana była parterowa część budynku przy Ogrodowej 6. Natomiast po lewej stronie, pod numerem 13, znajdował się młyn parowy Karola Witta właściciela kilku piętrowych domów czynszowych na Podblichu.
Wiecznie zanieczyszczona i wąska ulica Ogrodowa rozbrzmiewała bez przerwy głosami kupców, handlarzy oraz dziewcząt z usytuowanej tutaj szkoły żeńskiej panien Motylińskich, do której uczęszczały dziewczęta wszystkich wyznań, oprócz mojżeszowego, gdyż to, o ironio, nie było akceptowane przez konserwatywne i nieprzystosowane do ówczesnych czasów nauczycielki.  Schludne granatowe sukienki i białe bluzki kontrastowały z wiecznie brudnymi kowalami  z sąsiadującej kuźni, którzy uderzeniami ciężkich młotów nadawali rytm ulicy.
Dziś, po dawnych czasach, pozostało jedynie kilka domów skupionych w północnej części, zamieszkałych przez tę grupę społeczeństwa Żyrardowa, która pozostała tutaj, głównie z powodu trudnej sytuacji materialnej, braku możliwości i perspektyw na lepsze życie
 

piątek, 23 sierpnia 2013

Epizod 7: Miłość bez szczęśliwego zakończenia


Każde mniejsze lub większe miasto ma swoje historie i legendy, które z biegiem czasu urastają do rangi kultowych i obrastają dodatkowymi faktami, które w rzeczywistości nie miały miejsca. Żyrardów nie jest w tym względzie inny, aczkolwiek ta historia nie jest powszechnie znana. Jest natomiast w pełni prawdziwa, bez niepotrzebnych ubarwień.
 

Jak wiemy, Żyrardów był miastem wielokulturowym, ze sztywnym podziałem lokalizacyjnym mniejszości narodowych. Nie inaczej miało się z Żydami, którzy zamieszkiwali najstarszą część obecnego Żyrardowa, a mianowicie Rudę Guzowską, której historia sięga dużo wcześniej niż Osady Fabrycznej.
I właśnie tutaj rozegrała się ta, niestety nieszczęśliwie kończąca się, historia miłości dwojga młodych ludzi.
 

Jankiel Dorembus, syn właściciela pierwszej elektrowni w Żyrardowie, zlokalizowanej przy ulicy Tylnej, praktycznie po przeciwnej stronie "Belwederka", jako że miał w zamiarach ojca stać się człowiekiem wykształconym, został wysłany na naukę do Szkoły Realnej. Mimo, że ojciec zdawał sobie sprawę z nieuchronności kontaktów syna z gojami, nie podejrzewał, że szybko przeklnie swoje ojcowskie ambicje. Otóż syn jego nie zdążywszy jeszcze dobrze wdrożyć się w realia edukacji, a już znalazł swoją drugą połowę w osobie miejscowej gojki, również uczennicy Szkoły Realnej
Dla głęboko wierzącego ojca była to sytuacja nie do zaakceptowania. Ogromną rolę odegrała tu również nadwątlona reputacja jego osoby w oczach konserwatywnej społeczności tak żyrardowskich Żydów, jak i innych mieszkańców, dla których przedsiębiorczy i bogaty Abe Dorembus miał być synonimem sukcesu. Występując przed zgromadzonym tłumem w boźnicy, oczywiście za dodatkową kontrybucją, wyrzekł się syna, mając zapewne nadzieję na nawrócenie się pierworodnego.
Odsunięty i wyklęty przez rodziciela Jankiel postanowił odebrać sobie życie w sposób, jak na tamte lata, wyszukany i dramatyczny. Otóż, zakochani w sobie bezgranicznie młodzi, położyli się razem na torach odbierając sobie w ten sposób życie. Nie wyobrażali sobie rozstania i woleli odejść razem z tego, jakże dla nich niesprawiedliwego świata.   

czwartek, 22 sierpnia 2013

Epizod 6: Willa naznaczona cierpieniem



Żyrardów, jako ponad 5-cio tysięczne miasto, dostąpiło wątpliwego zaszczytu ulokowania w nim komórki Schutzpolizei „Schupo”, czyli Policji Ochronnej, która znalazła doskonałą bazę dla swojej zbrodniczej i przestępczej działalności w Willi „Wanda”, na obrzeżach Żyrardowa. Znamiennym jest fakt, iż do głównych działań statutowych tej organizacji należała, między innymi, kontrola ewidencji  ludności, ochrona urzędów, walka z szerzącym się w państwie czarnym rynkiem, ale również organizowanie łapanek, przeprowadzanie egzekucji i prowadzenie działalności przeciwpartyzanckiej. 

Zwłaszcza na polu ostatnich zadań żyrardowskie Schupo osiągnęło szczyt swojego zaangażowania i efektywności.  Takie nazwiska jak Waschow, Hottinger, czy Wiesel siały postrach na ulicach miasta, a kontakt z nimi w najlepszym wypadku kończył się odesłaniem do Warszawy na Pawiak. Wielu Żyrardowianom nawet to nie było pisane. Okrutnie torturowanych przez wiele dni i nocy w podziemiach willi, niekiedy pozbawionych już świadomości, wywożono na pobliskie wydmy międzyborowskie, do choinki radziejowickiej lub lasku mszczonowskiego i zabijano strzałem w tył głowy.
Pół biedy, jeśli oszczędzono im katuszy, niestety większość z nich była torturowana i zmuszana do przyznania się, ujawnienia lub zdekonspirowania swoich współtowarzyszy, często na podstawie wątpliwych dowodów.

Przeraźliwe krzyki maltretowanych więźniów odbijały się echem od murów domu, a przechodnie omijali z daleka to miejsce kaźni, wybierając drogę ulica Smoczą, lub jeszcze dalej ulicami Nową i Bagno. 
Willa "Wanda"

 

W ówczesnych czasach zabudowania miasta kończyły się na wysokości ulicy Piaskowej, a dodatkowo cała prawa strona dawnej ulicy Kolejowej nie była w ogóle zabudowana. Kontynuując marsz w stronę dzisiejszego Międzyborowa przechodziło się przez lasek w Marjampolu, aby po chwili wejść  w dużo większy zalesiony obszar zwany Czarnym Borkiem. Niemcy  i miejscowi Volksdeutche już wcześniej zainteresowali się tym zalesionym terenem. Znaczna odległość od najbliższych zabudowań oraz doskonałe ukształtowanie terenu z kilkumetrowymi wydmami tworzyło idealną lokalizację do cichego i potajemnego pozbywania się niewygodnych mieszkańców Żyrardowa,a następnie grzebania ich w zbiorowych mogiłach.
Jakby tego było mało, hitlerowcy grzebali również na terenie otaczającym willę, gdzie po wojnie ekshumowano ciała i przeniesiono na miejscowy cmentarz. 

W całym tym okrutnym obrazie "hitlerowskiej katowni" jest jedno małe światełko historii, które nieśmiało przebija się przez gruby mur cierpienia, a mianowicie Paweł Hulka-Laskowski, który po powrocie z Pawiaka w 1910 roku zamieszkał z rodzicami właśnie w Willi "Wanda"

wtorek, 20 sierpnia 2013

Epizod 5: Zapomniany cmentarz


Nie każdy Żyrardowianin wie, a osoby przyjezdne nie mają pojęcia, że jeszcze w latach 80-tych XX wieku w samym centrum osiedla Wschód znajdował się cmentarz baptystów, którzy swój Dom Boży mieli i nadal mają przy ulicy 1-go Maja 112, a na peryferiach Teklinowa zbór zakupił działkę na założenie własnego miejsca pochówku.


Widok na nieistniejący cmentarz Baptystów
Stało się tak, ponieważ księża rzymskokatoliccy i luterańscy zezwalali chować na swoich cmentarzach tylko tych zmarłych, którzy dawniej byli katolikami bądź luteranami. 

 Dlatego dla uświadomionych, dziwnie jest chodzić po osiedlu, wiedząc, że pod nogami ma się ciała pochowanych tutaj ludzi, a przynajmniej ich szczątki.  Oficjalnie, przy przenoszeniu cmentarza, ogłoszono, że wszelkie pozostałości zostały zabezpieczone i przetransportowane na obecne miejsce spoczynku. A jak naprawdę było, przekonano się podczas budowy pawilonów handlowych, kiedy to robotnicy wykopywali kości, a nawet czaszki pochowanych, które później walały się na hałdach ziemi służąc dzieciom jako rekwizyty do zabawy.
Obecnie, miejsce poświęcone i w pewnym sensie mistyczne dla baptystów, a także osób zainteresowanych pielęgnowaniem historycznych pozostałości wielokulturowości Żyrardowa, zostało zagospodarowane osiedlowymi pawilonami handlowymi, a jedynymi świadkami minionego czasu są nieliczne robinie spoglądające z wysokości swych koron, na jakże zmienioną, otaczającą je przestrzeń. Brak jakichkolwiek znaków, świadczących o symbolice tego miejsca, zawstydza i daje do myślenia, co może kiedyś stać się z nami.

Epizod 4: Żyrardów w stylu Ziegelrohbau


Czyli po prostu z czerwonej nieotynkowanej cegły, która na stałe wpisała się w obraz miasta. Kościoły, fabryka, domy, urzędy czy cmentarz – wszystko wokoło przywołuje wspomnienia dawnych czasów, karmiąc nasze oczy wszelkimi odcieniami czerwonego. Używanie wypalanych cegieł było typowe dla budownictwa przemysłowego i koszarowego Europy Środkowej z drugiej połowy XIX wieku, a budowle z niej wykonane można spotkać od Odry do Podlasia. Najwięcej z nich występuje na Pomorzu, Kujawach, Ziemi Chełmińskiej, Warmii i Mazurach. 
Istnieją również takie perełki jak Żyrardów, gdzie właściciele zakładów postanowili użyć taniej w wytworzeniu cegły do zbudowania nowej osady. Z pomocą pieniędzy i niewątpliwie szczęścia udało im się pozyskać pobliską Cegielnię Radziejowice, wygrywając ją w karty od hrabiego Krasińskiego ówczesnego właściciela dóbr radziejowskich. Dzięki temu uzyskali praktycznie nieograniczony dostęp do materiału budowlanego, który zręcznie wykorzystywali, dowożąc go kolejką wąskotorową do Żyrardowa, a także eksportując w głąb Rosji.

Z radziejowickiej cegły powstały budynki, duże i małe, różnego przeznaczenia z zastosowaniem setek, typowych kształtek ceramicznych, gdzieniegdzie ozdobionych drewnianą konstrukcją ryglową, potocznie zwaną „murem pruskim” . W tym temacie ciekawą lekturą jest pozycja B. Liebolda:
„Ziegelrohbau.Taschenbuch fur Bauhandwerker” . (Podręcznik dla rzemieślników budowlanych) wydanie z 1901 roku, które jest niczym innym jak klasycznym wzornikiem dekoracyjnego detalu z cegły nieotynkowanej. Pozycja warta chociażby przejrzenia, aby uzmysłowić sobie jaka jest różnica między dzisiejszą kulturą budowania, a dziełami, jakie stworzyli dawni mistrzowie.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Epizod 3: Strzały na Brackiej

   
               Ulica Bracka stanowiła, oprócz ulicy Teklinowskiej, jedyne połączenie wsi Teklinów z Osadą Fabryczną. Codziennie, dziesiątki mieszkańców przemieszczało się w kierunku pobliskiej osady, podtrzymując wymianę handlową, odwiedzając znajomych, czy zmierzając do żyrardowskiej fabryki. 
siedziba Schmidtów - dawnych właścicieli garbarni

             Teklinów jako wieś zaludniona w większości przez Niemców była podatnym gruntem na powstawanie antypolskich spisków, czy grupy V kolumny, która w przededniu wojny uaktywniła się, wykorzystując pobliską garbarnię jako miejsce spotkań. Jednym z najgorliwszych nazistów w Żyrardowie był niejaki Arno Hugon Dachs, który przewodził zebraniom i potajemnym spotkaniom, a po wybuchu II wojny stał się gaulaiterem Żyrardowa. Jako rodowity Żyrardowianin znał doskonale miasto oraz ludzi w nim mieszkających, co pozwalało mu bezbłędnie wskazywać osoby podejrzane, nawet jeśli byli to jego znajomi. Przewodził w brutalności i aktywności, co stawiało go na wysokim miejscu w hierarchii lokalnej komórki NSDAP. 


             Ale jaki związek ma z ulica Bracką? Zasadniczy, a nawet życiowy.

            Otóż znienawidzony Dachs został potajemnie zastrzelony na tejże ulicy na wysokości domu Loppego. Wyrok został wykonany przez dwójkę młodych bojowników GL, Jodłowskiego i Mińkowskiego. Arno Hugon Dachs będąc kuzynem Schmidtów mieszkał w budynku ich garbarni skąd dojeżdżał codziennie do pracy w Zakładach Żyrardowskich właśnie ulicą Bracką. To tam zaczaili się na niego bojówkarze. Mińkowski, udając, że zawiązuje buty przystanął na mostku nad rowem burzowym , a Jodłowski ukrył się w żywopłocie koło domu Loppego. Tam zaatakował „Niemca” i oddając dwa strzały położył go trupem. Istotne znaczenie miała rozsiana po mieście plotka, jakoby Dachs skonfliktowany był z wujkami w sprawie podziału zysków z garbarni, co odsuwało podejrzenia od wykonawców wyroku. Mimo przeprowadzonego śledztwa, a nawet przesłuchań Schmidtów, nie udało się ustalić sprawców. Jedyne co mogli dla niego zrobić, to wyprawić mu uroczysty pogrzeb z honorami. Żyrardów pozbył się kolejnego nadgorliwego nazisty, a ulica Bracka wpisała się, na przekór lokalnym podziałom narodowościowym, na karty miejscowej historii, jako miejsce gdzie sprawiedliwość dosięgła kata.      

Epizod 2: Ulica Bracka serce Teklinowa

 Niewiele jest w Żyrardowie historycznych ulic, które do dnia dzisiejszego nie zostały utwardzone, istniejąc w praktycznie niezmienionym stanie od ponad 100 lat, długa na ponad 800 metrów, obecnie kończąca swoją pierwszą część skrzyżowaniem z Izy Zielińskiej. 
Dawnej Bracka, dziś Kilińskiego, na krótkim odcinku pomiędzy Szpitalną, a dawnym kanałem burzowym, po lewej stronie zachowała swój unikalny charakter. Ciągnący się wzdłuż ulicy rów, ukazuje nam typowy dla  początków XX wieku układ  drogowy, jakiego nie spotkasz już praktycznie nigdzie w mieście. Dziś, eleganckie i pachnące toalety, wyposażone w zmyślne i ultranowoczesne urządzenia oraz skanalizowane domy, uczyniły nasze życie o wiele znośniejszym. Dlatego tym bardziej powinniśmy pamiętać o wypełnionych wszelkiego rodzaju odpadkami, pomyjami i wodą w przepierek oraz cuchnących niemiłosiernie  w dzień i w nocy rowach melioracyjnych, które nadawały wątpliwy charakter dawnym ulicom miasta, wliczając w to również reprezentacyjną ulicę Wiskicką. 
Ul. Kilińskiego


Będąc jedną w pierwszych siedmiu ulic Teklinowa, który jeszcze na początku XX wieku był odrębną wsią, wytyczonych w końcu XIX wieku, ulica Bracka nosiła nazwę od braci Schmidt, którzy założyli w Teklinowie garbarnie i w ówczesnych czasach byli jednymi z najbogatszych przedsiębiorców.
Do dzisiejszego dnia zachował się dom Schmidta na ulicy Kilińskiego 22, gdzie zarejestrowana była  garbarnia ostatniego prywatnego właściciela Waldemara Schmidta, zanim została przejęta przez państwo w 1948 roku.

piątek, 16 sierpnia 2013

Epizod 1: „Polfa Tarchomin”, a Żyrardów.


Mimo, że Żyrardów był miastem jednej fabryki, istniała tu również znaczna ilość mniejszych przedsiębiorstw, dostarczających przeróżnego rodzaju dobra, tak dla miejscowych potrzeb, jak i na eksport.

Przez pewien czas, w połowie XIX wieku funkcjonowała tu mała fabryczka o egzotycznym jak na lokalne warunki kierunku produkcji. A mianowicie fabryka przemiału kości, założona w Rudzie Guzowskiej w roku 1849 przez Ludwika Henryka Spiessa (1820-1896), kontynuatora rodzinnych tradycji farmaceutycznych.


Ludwik Henryk Spiess w chwili śmierci przedsiębiorczego ojca miał zaledwie 15 lat. Może już wówczas praktykował w rodzinnej aptece. W każdym razie około 1840 r. uzyskał stopień pomocnika aptekarskiego, który upoważniał go do samodzielnego prowadzenia składów materiałów aptecznych. Po sprzedaniu przez matkę ojcowskiej apteki, Ludwik Spiess poświęcił się całkowicie pracy w przemyśle.
Grób Rodziny Spiess na Cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim
w Warszawie

W roku 1849 założył w Rudzie Guzowskiej  fabryczkę przemiału kości, trzeci tego rodzaju zakład w Europie. Mimo tego, właściciel nie był zadowolony z prosperowania fabryki i już w 1860 r. przeniesiona została do Tarchomina i połączona z nowo nabytą fabryką. Od tego momentu produkowano tam, poza octem, również farby, lakiery, woski, artykuły chemiczne oraz nawozy sztuczne. Roczna wartość produkcji zakładów w roku 1867 wyniosła ponad 50 tys. rubli. Wyroby swe, zwłaszcza nawozy sztuczne, Ludwik Spiess eksportował do Niemiec, Szwecji i Rosji. Wyrabiane w Tarchominie kleje kostne miały opinię lepszych od niemieckich i rosyjskich. Ludwik wystawiał swe produkty na wielu zagranicznych wystawach towarowych, m.in. w Paryżu, Wiedniu, Berlinie, Królewcu i Petersburgu, a także na wszystkich wystawach krajowych. Zdobywał wszędzie złote medale i wyróżnienia. Równocześnie prowadził kilka składów aptecznych.


W roku 1875 zarząd składów aptecznych przekazał synowi Stefanowi, absolwentowi Akademii Handlowej w Antwerpii, sam zaś kierował nadal fabryką w Tarchominie, gdzie uruchomił oddział wyrobów farmaceutycznych. Na dużą skalę produkowano tam preparaty galenowe, czyli leki z surowców pochodzenia roślinnego i różne inne specyfiki, jak pasta do zębów, a z kosmetyków - puder do twarzy. W 1945 r. zdewastowane zakłady w Tarchominie przejęło państwo. Powstała tam fabryka farmaceutyków "Polfa" będąca kontynuatorem zakładów farmaceutycznych Spiessów.

Niestety do dnia dzisiejszego nie przetrwały żadne plany lub mapy, które mogłyby jednoznacznie wskazać, w którym miejscu zlokalizowana była owa fabryka. Możemy się jedynie domyślać i gdybać oraz mieć pewną satysfakcję, że tak znamienity obywatel rozpoczął swoją działalność właśnie w Żyrardowie.