czwartek, 27 marca 2014

Epizod 68: Kantor, czyli mózg zakładów


       Znienawidzony acz pożądany. Budzący trwogę a jednocześnie będący portem docelowym dla marzących o lepszym bycie co bystrzejszych młodych adeptów szkoły dla urzędników. Taki był Kantor, mózg i centrala fabryki.
      Monstrualnych rozmiarów budynek dawnego Kantoru znajdujący się w częsci Osady Fabrycznej zwanej "pałacykami" dziś czeka na lepsze czasy. Opuszczony i coraz bardziej zaniedbany wypada nad wyraz niekorzystnie w porównaniu z odrestaurowanymi budynkami w najbliższym otoczeniu.
     Historia dużego Kantoru, tak nazwanego  w odróżnieniu od małych kantorków przy poszczegółnych wydziałach fabryki, rozpoczyna sie w roku 1885 kiedy to wybudowano go na potrzeby nowego Zarządu Towarzystwa Akcyjnego Zakładów Żyrardowskich jako jego głównej siedziby. Zlokalizowany przy ulicy Długiej 1 w najbliższym sąsiedztwie parku i pałacyku Dittricha oraz przyszłej dzielnicy rezydencjonalnej służyć miał jako centrum dowodzenia, jako mózg pobliskich zakładów. 
        Główny, dwupiętrowy korpus zwieńczony fasadą w kształcie litery H ma powierzchnię 750 m kw, a wykonany został jak większość budynków w Osadzie w stylu Ziegelrohbau, tym razem arkadowo, zwłaszcza po dobudowaniu sala konferencyjnej w 1896 roku, co podkreśliło wydatnie stylistykę budowli.

          Wnętrze dla zachowania proporcji zostało bogato zdobione. Stropy o raz drzwi obłożono drewnem dębowym, a na ścianach położono dębowe boazerie. Dwie wewnętrzne klatki schodowe z kutymi balustradami i żeliwnymi kolumnami wzbogaciby wydatnie to miejsce. Jak już nadmieniłem, w 1895 na tyłach głónego budynku, dobudowano salę konferencyjną, dziś wykorzystywaną przez stowarzyszenie katolickie.
     Za panowania Dittrichów, ale także w kolejnych nie mniej burzliwych "epokach", w Kantorze toczyło się całe życie fabryki. Buchalterzy i ich asystenci wypełniali sale prowadząc wszelkiego rodzaju księgi rachunkowe, czy handlowe. Centrala i serce zakładów. 

    Zupełnie odmiennie odbierali Kantor zwykli, szarzy robotnicy. Dla nich był czarnym łabędziem. Każda wizyta nie wróżyłą nic dobrego. To tutaj wyrzucano ich z pracy, to tutaj załątwiali ważne i istotne dla nich sprawy. Wreszcie to tu, przed budynkiem rzesze strajkujących domagały się podwyżek czy zmiany na lepsze warunków pracy. Z tego też niewygodnego powodu zamontowano na parterze kraty dla ochrony przed wzburzonym tłumem niezadowolonych robotników. Jeszcze dalej poszedł francuski zarząd zakładów w XX-leciu międzywojennym, kiedy to Kantor i cały zieleniec ogrodzono drewnianym płotem, zwanym "płotem Waśkiewicza", dyrektora zarządzajacego, czyli w prostych słowach, głownego sługusa Boussac'a i Kohlera-Badina. Jakby tego było mało, pod koniec lat 20-tych, przeniesiono zarząd do Warszawy opuszczając zasłużony Kantor, gdzie wkrótce jedynie wiatr hulał pośród pustych ścian...podobnie jak dziś.   

Brak komentarzy: