czwartek, 16 stycznia 2014

Epizod 48: Do czego może doprowadzić naiwność - makabryczne morderstwo w parku im. Świerczewskiego

Epizod 48: Do czego może doprowadzić naiwność - makabryczne morderstwo w parku im. Świerczewskiego


                Spacerując dziś po „zielonych płucach Żyrardowa” pozostaje nam jedynie delektować się urokami tej oazy zieleni. Zadbany drzewostan, przystrzyżone trawniki, wijący się strumyk, czy tłumy dzieciaków na placu zabaw pozwalają nam  zapomnieć na chwilę o troskach dnia codziennego. Jednak park im. Karola Dittricha nie zawsze budził zaufanie. Jeszcze jakiś czas temu zaniedbany, przyciągał tłumy osób, o co najmniej wątpliwej reputacji. Taki obraz parku miejskiego funkcjonował w wyobraźni mieszkańców miasta również pod koniec lat sześćdziesiątych. Dumnie wówczas brzmiąca nazwa, Park Miejski im. Karola Świerczewskiego, tak tego generała Armii Czerwonej i Wojska Polskiego  zwanego „Walterem”, którego pseudonim powstał ponoć za czasów jego służby podczas wojny domowej w Hiszpanii, kiedy to w pijackim amoku, w samych kalesonach z nieodłącznym pistoletem Walther rozstrzeliwał dezerterów. Karol Świerczewski znany jest jednak szerokiemu gronu obywateli bardziej z wpuszczonej do obiegu od 1 stycznia 1975 roku serii banknotów „Wielcy Polacy”,  a konkretnie z 50-cio złotówki. Dumnie patrzący w bok generał zakrywa swoją pokaźną łysinę czapką, czapką która pojawiła się na banknocie, kiedy to odrzucono projekt podobizny bez nakrycia głowy, gdyż w pierwotnym projekcie generał taki miał się pojawić. Projekt ten został jednak odrzucony przez ówczesnych decydentów NBP ze względu na obawę stworzenia niewybrednego obiektu żartów co prostszych obywateli.
              

         Wracając jednak do parku miejskiego,  26 lipca 1969 roku historia miasta „wzbogaciła” się o kolejny, niepotrzebny i  tragiczny wypadek, który zmienił życie co najmniej dwóch rodzin.
              

        Kiedy na miejscowy posterunek milicji wszedł młody chłopak nikt się nie spodziewał, że jego słowa postawią na nogi służby żyrardowskie na kolejne długie godziny. Tym młodzieńcem był 19-letni Franciszek Kruk, który, czy to szarpany wyrzutami sumienia, czy też zdając sobie sprawę, iż pojawienie się na komisariacie pozwoli w przyszłości spojrzeć na jego czyn przychylniejszym wzrokiem, poinformował, że właśnie udusił znajomą w miejscowym parku. Zaalarmowane służby udały się we wskazane miejsce odkrywając makabryczna prawdę. W krzakach, blisko baraku „Ruchu” leżało ciało młodej dziewczyny. Ułożenie ofiary, a także fakt, iż pozbawiona była bielizny od razu wskazywało zabójstwo na tle seksualnym. Kruk został aresztowany i przesłuchany, wyjawiając prawdę o tym, co dział się podczas minionych godzin. Okazał się, że Franciszek Kruk  to postać znana żyrardowskiej milicji. Dopiero co wyszedł z więzienia, gdzie odbywał karę  czterech miesięcy pozbawienia wolności za pobicie przechodnia. Kruk był na tyle beztroskim osobnikiem, że od marca, kiedy to pojawił się na wolności do dnia morderstwa, nie podjął żadnej pracy pogrążając się coraz bardziej w meandrach pijackich balang. Również tego dnia nie stronił od alkoholu. Wypijając wpierw kilka win z kolegami, postanowił powłóczyć się po mieście, gdzie w okolicy dworca natknął się na znajomą Irenę Elżbietę Bogucką, szesnastoletnią uczennicę Szkoły Włókienniczej..
        Spacerując z przyszłą ofiarą, zaproponował przejście do parku miejskiego, gdzie pobudzony spożytą ilością trunków zaproponował odbycie stosunku. Kiedy ofiara kategorycznie odmówiła i zaczęła wzywać pomocy, ten rzucił się na nią, dusząc gołymi rękami. Najbardziej makabryczną częścią tego morderstwa jest to, że Kruk widząc, iż ofiara nie daje oznak życia zbeszcześcił ciało i dopiero po zaspokojeniu rządzy udał się na komisariat., gdzie badanie wykazało 1,6 promila alkoholu. Franciszek Kruk wiedział co robi. Za zabójstwo groziła mu bez dwóch zdań kara śmierci, więc dobrze kalkulując, przyznał się do winy odbierając sędziemu jedyny oręż w walce z takimi zwyrodnialcami. Jak widać skutecznie, gdyż wyrok 15 lat pozbawienia wolności przy takim okrucieństwie wydaje się nad wyraz łagodny, wyrok który nigdy nie zadośćuczyni pogrążonej w bezgranicznym bólu rodzinie, której pozostało jedynie zapalanie światełek na grobie ukochanej córki (J1/3/6).
       Nie można jednak pozostawić obojętnym na fakt  bezgranicznej naiwności ofiary, która musiała znać sprawcę, skoro udała się z pijakiem w ustronne miejsce. Na co liczyła i czego się spodziewała po osobie tego typu, agresorze, który dopiero co opuścił więzienne mury. Niech takie tragiczne przykłady staną się przestrogą dla młodych dziewcząt oraz ich rodziców, którzy w ramach zapobiegania podobnym makabrom powinni znać środowisko, w którym porusza się i spędza wolny czas ich pociecha.         

2 komentarze:

Bbk pisze...

Witam
Należałoby ujawnić dokładne fakty, Franciszek Kruk odbywał kare więzienia za pobicie milicjanta w cywilu, ktory był niezbyt lubianym osobnikiem. Podczas wypadku w parku chciał w nocy wezwać milicję, która wyłoniła go z posterunku milicji, pobiegł na pogotowie, gdzie również został oddalony i siedział cała noc nad zwłokami koleżanki w parku.Podczas przesłuchania w sądzie prosił o najwyższy wymiar kary, więc poprosiłbym o sprostowanie. Odbywając karę w więzieniu, podczas buntu więźniów został zabity przez służbę więzienną.

Żyrardów miasto jednej fabryki pisze...

Jeśli ma pani/pan potwierdzone informacje to prośba o podanie źródła. Oczywiście nie wszystkie fakty są znane, więc im więcej rzetelnych źródeł tym lepiej.