poniedziałek, 27 stycznia 2014

Epizod 51: Gdyby takich więcej - Zbigniew Stanclik bohater i wzór


      Pierwsza publiczna egzekucja. Wiele osób, z ciekawością, zjawiło się tuż obok żyrardowskiego cmentarza, aby być świadkami niemieckiej propagandy terroru.

      A stało ich trzech. Za młodzi by umierać, za młodzi by zniknąć z firmamentu żyrardowskiego świata. A jednak.

To nie tak  miało być. Gdyby nie ten pechowy dzień. Gdyby nie tak akcja.

Zbigniew Stanclik, Władysław Holc, Janusz Horodyski. Wszyscy oddali życie za wolność, za kraj, za nas.

     Każdy z nich, dla uczczenia ich pamięci ma swoją ulicę. Każda blisko cmentarza, tam gdzie zginęli. Tam gdzie oddali swoje jakże cenne i niezastąpione wspomnienia i marzenia.

    Wszyscy należeli do Armii Krajowej, wszyscy trzymali się dzielnie. Za Polskę, za ojczyznę.

Jeden z  nich. Zbigniew Stanclik. Nie ma już takich. Tylko dwudziestodwuletni, młody, ale za Polskę, za kraj, aż do śmierci.

     Nowy Dwór, gdzie się urodził 16 października 1921, później Gdynia, gdzie wstąpił do harcerstwa, dalej Łomża i stanowisko zastępowego. Ciągle w drodze, ciągle gdzieś indziej, ale zawsze z rodziną.
W ciągu swojego, jakże krótkiego życia dokonał więcej niż wiele rodzin przez pokolenia. Choćby zima 1938 rok, kiedy uratował dwoje tonących dzieci, za co otrzymał medal i pamiątkowa książkę.

     „W głębinach mórz i oceanów”, jakże znamienny tytuł. A potem, kiedy wybuchła, bądź co bądź,  oczekiwana wojna, poszedł walczyć. Na ochotnika, mając tylko osiemnaście lat, zaciągnął się do Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” Franciszka Kleeberga i walczył, z oddziałem, który najdłużej opierał się nawałnicy niemieckiej.

      Później był Żyrardów. Niestety.

      Rodzina przeprowadziła się tutaj a Zbyszek wraz z nimi, bo najbliższa familia już tu mieszkała i tak było łatwiej, pewniej.

    Rozpoczął pracę w cukrowni „Guzów”, gdzie nawiązał kontakt z konspiracją. Najpierw Tajną Armią Wojskową, później ZWZ, wreszcie AK i 13 plutonem. Tym osławionym. Tym prestiżowym.

      Później były akcje dywersyjne w Feliksowie, Aleksandrii, Grodzisku. Ale nawet aresztowanie przez Niemców i możliwość wywózki na roboty przymusowe nie powstrzymały Zbigniewa Stanclika. Uciekł, z punktu zbornego w Warszawie. Nie dał się wywieźć do Rzeszy. 
     Jednak tego czerwcowego wieczoru roku tysiąc dziewięćset czterdziestego trzeciego nie udało mu uniknąć swojego przeznaczenia, nie dane mu było dalej walczyć z okupantem. Taki los.

A nam pozostało tylko wspomnienie.  O bohaterach. O tych, którzy byli ponad wszystkim. Wzór do naśladowania. 

   Niech spoczywa w spokoju wraz z piękną książką, którą otrzymał za swoje bohaterstwo. „W głębinach mórz i oceanów”.


3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Witam Panie Dariuszu. Nazywam się Dawid Osak, mam 15 lat i jestem prawnukiem Danuty Polańskiej (z domu Stanclik) - siostry Zbigniewa Stanclika. Właśnie przeczytałem ten artykuł i sprawił mi on ogromną radość. Wszystko to znam z opowiadań mojej prababci, oraz posiadam dużo pamiątek. Chciałbym dowiedzieć się więcej na ten temat. Prosiłbym o kontakt tutaj, w komentarzach bądź na e-mail: dawid.osak@gazeta.pl . Pozdrawiam i z zaciekawieniem czekam na odpowiedź.

Anonimowy pisze...

wiatam.w którym dokładnie miejscu odbyła się egzekucja?

Żyrardów miasto jednej fabryki pisze...

O szczegółach śmierci Zbigniewa Stanclika można przeczytać w Epizodzie 33.