Pokonując tunel pod torami, staramy się przemknąć tamtędy jak najszybciej, byle tylko zdążyć przejechać na zielonym świetle w kierunku Mszczonowa. Skręcając jednak w prawo, w stronę Skierniewic, nie każdy wie, że w tym momencie znajduje się terenie dawniej nazywanym Osadą Młyńską. To tutaj miał swój początek szeroko pojęty Żyrardów. To tu, zanim jeszcze cywilizacja ruszyła na podbój pobliskiego, zabagnionego i gęsto zalesionego terenu, kwitło już życie zawodowe i towarzyskie. Cały teren pomiędzy dzisiejszymi ulicami Reymonta - Świętego Jana, linią kolejową, a Mickiewicza, zajmował ogromny folwark. Stodoły, obory oraz inne zabudowania gospodarskie , jak również młyn, wypełniały ten, jakże odmienny dziś skrawek miasta.
Za czasów Dittrichów, folwark Ruda, bo taką nosił nazwę, był poza zarządem wszechwładnych przedsiębiorców. Teren dzierżawili od hr. Sobańskiego niejaki Oxner oraz młynarz Fabjan. Posiadanie młyn dawało władzę nad przepływającą rzeką, której wody były niebędne do produkcji w Zakładach Żyrardowskich. Jako, że dzierżawcy folwarku, delikatnie mówiąc, nie przepadali za kapitalistycznymi obcokrajowcami, często dochodziło między nimi do zatargów.
młyn na Rudzie |
Młynarz Fabjan znany był z posiadania wielkiego majątku, utrytego podobnież w wydrążonym kole młyńskim, oraz bardzo urodziwej córki. Wielu kawalerów zwracało na nią uwagę, starając się o jej względy. Nie podobało się to zazdrosnemu ojcu, który bojąc się utraty córki zamykał ja w młynie, w izbie, do której wejścia strzegły groźne psy. Zrozpaczona dziewczyna, będąca u granic wytrzymałości, pewnego razu, wyłamała kraty i rzuciła się prosto na wielkie koło młyńskie, obracające się w dole, ginąc na miejscu.
Od tamtego czasu w młynie zaczęły dziać się dziwne rzeczy, a wiarygodności im dodawały niezrozumiałe zachowania zwierząt. Konie zaprzęgnięte do wozów zachowywały się niespokojnie, ptactwo omijało młyn. Nawet szczury wyniosły z tego, jakże dla nich zasobnego w pożywienie miejsca. Przechodzący obok młyna wielokrotnie mówili, że widzieli dziwne światla, jakby błąkające się ogniki. Kiedy młyn spłonął, wydawało się, że wszystko wróci do normy. Nic takiego się jednak nie stało. Wśród zgliszczy i popalonych desek nadal pojawiały się owe ogniki, słychać było jakby zawodzenia, a tajemnicze cienie przemykały po pogorzelisku.
Dziś po młynie pozostały jedynie fundamenty oraz przekazywana, z pokolenia na pokolenie, legenda o młynarzu Fabjanie i jego nieszczęśliwej córce.
2 komentarze:
Po młynie został chyba mały ślad. Przepust na stawie i trochę betonu i cegieł ukrytych pod trawą. Młyn pamiętam i pamiętam jak mówiono, że tam straszy. Nie wiedziałem jednak dlaczego. No teraz wiem.
Są ślady po młynie.
Ale nie wiedzialam, że z tym miejscem wiąże się taka tragiczna legenda...
Prześlij komentarz