środa, 13 listopada 2013

Epizod 33: Egzekucja za cmentarzem



           Bestialstwo i niekczemność oprawców nie miała granic. Mimo niewyobrażalnych tortur, połamanych rąk oraz zmasakrowanych twarzy żaden z morderców nie wykazał się choćby odrobiną ludzkości. Żaden z nich nie zlitował się nad praktycznie zabitymi za życia trzema młodymi chłopakami. Ba, nawet zmuszając do pochylenia się nad własnoręcznie wykopanymi grobami zwlekali z egzekucją, a na zwracające się ostatni raz w stronę nieba twarze, padały gromy niemieckich butów i chyba tylko za wysokim wstawiennictem, prawodopobobnie hr Sobańskiego, udało się przenieść zwłoki chłopców i pochować przyzwoicie na pobliskim cmentarzu.
grób rodzinny Stanclików

 A wszystko zaczęło się raptem dwa dni wcześniej 13 czerwca 1943 roku, roku największego terroru na ulicach Żyrardowa, kiedy to czterej wracający z odprawy AK-owcy wpadli przypadkowo na patrol niemieckiej żandarmerii na ulicy P.O.W. Czterej, gdyż tym czwartym, jedynym któremu udało się uciec był Jan Skrowaczewski. Był on najbardziej zdeterminowany, gdyż jako jedyny posiadał przy sobie broń. Widząc zbliżający i zainteresowany młodzieńcami patrol, odwrócił się na pięcie i zaczął uciekać. Żandarmi otworzyli ogień do zbiega, ale skręcił on w Sienkiewicza i znanymi sobie opłotkami wymknął się. Pozastała trójka nie miała tyle szczęścia. Mierzący do nich żandarmii nie dali im żadnej szansy.

Janusz Horodyski, Zbigniew Stanclik oraz Władysław Holc wpadli  w ręce oprawców. 

      Wchodzący w skład osławionego 13 plutonu likwidacyjno-dywersyjnego Leona Waligóry chłopcy byli niezastąpionymi żołnierzami walczącymi z okupantem, a o tak późnej porze znaleźli się pechowo na ulicy P.O.W. z powodu odprawy zwołanej w celu ustalenia sposobu odbicie pojmanego przez Niemców oficera AK z Mszczonowa por. Ostrowskiego ps. "Mały", któremu w niedługim czasie udało się uciec z transportu.

     Pojmani przez żandarmów, przez dwa dni byli bestialsko torturowani, nie zdradzili jednak ani nazwiska czwartego, ani powodu tak późnego spaceru.

    Na nieszczęście moment pojmania zgrał się z narastającym terrorem w mieście. Rok 1943 był dla Niemców rokiem zbyt dużych strat, akcje dywersyjne komplikowały konieczność zwiększonej produkcji oraz ilości transportów. Zaostrzone represje miały zmiękczyć ducha Polaków i pokazać im, że każde działanie sabotażowe będzie surowo ukarane.

    W te narastające akcje niemieckich oprawców wpisała się bohaterska, ale niestety tragiczna śmierć trzech żyrardowskich żołnierzy AK. Rozstrzelani zostali oni, po wcześniejszych torturach, za żyrardowskim cmentarzem, od strony Teklinowa w pierwszej, publicznej egzekucji w mieście.  Tylko, dzięki wstawiennictwo, prawodpobodnie hr. Sobaskiego, udało się ekshumować ciała i wyprawić chłopcom przywoite pogrzeby. Rodzina Władka Holca pochowało jego ciało na cmentarzu w Wiskitkach, natomiast ciała Stanclika i Horodyskiego spoczęły na żyrardowskim cmentarzu, tuż obok siebie (E2/14/15).

    Dziś poza rodzinnymi pomnikami na cmentarzu pozostały nam po naszych bohaterach ulice zlokalizowane na terenie dawnej "brzezinki" za cmentarzem, których zostali patronami.
  


  

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Witam.Czy jest jakaś tablica upamiętniająca rozstrzelanie?

Żyrardów miasto jednej fabryki pisze...

Niestety nie ma takiej tablicy

Anonimowy pisze...

"osławiony 13 pluton likwidacyjno-dywersyjny Leona Waligóry" - czy aby na pewno osławiony, a nie sławny? "Osławiony" to okryty złą sławą...

Żyrardów miasto jednej fabryki pisze...

Wyraz "osławiony" został celowo użyty. Dla nas był sławny, dla Niemców już nie.