Każde miasto ma swojego bądź swoich bohaterów, często tylko lokalnych, ale ważnych i cenionych w danym środowisku. Bohaterów, którzy oddali swoje życie za wolność i ojczyznę. Tych, pośmiertnie łatwiej oceniać z perspektywy dokonań i osiągnięć. Tych, którzy przeżyli, często pomijamy i zdecydowanie deprocjonujemy.
Nasz bohater nie zginął podczas wojny, nie wznoszono i nie wznosi się peanów na jego cześć. Mimo jego niezaprzeczalnego bohaterstwa i poświęcenia swoich młodzieńczych lat na walkę w okupantem, na walkę na pierwszej linii, tą najbardziej niewdzięczną. Nasz bohater podjął się ogromnie odpowiedzialnego zadania, niebezpiecznego i traumatycznego - wykonywaniu wyroków śmierci.
Po ukończeniu tajnego kursu w szkole podchorążych, w roku 1942 niespełna 18-letni Jan Skrowaczewski, bo o nim rzecz jasna mowa, stał się żołnierzem 13 plutonu dywersyjnego, a za jego główne zadanie postawiono likwidowanie konfidentów, volksdeutschów, "granatowych" policjantów oraz organizowanie i uczestniczenie w akcjach dywersyjnych.
Urodzonego we Lwowie w październiku 1924 roku, losy wojenne rzuciły do odległego Żyrardowa, z którym związał się aż do swojej przedwczesnej i tragicznej śmierci.
W wieku szesnastu lat przystapił do konspiracji jako łącznik w kompanii Benedykta Karlickiego ps. "Piłat" - nauczyciela z Wiskitek, a następnie ukończył tajny kurs w szkole podchorążych zorganizowanej w budynku dawnej straży pożarnej na ul. Mireckiego oraz w cieplarni ogrodu fabrycznego przy ulicy Żeromskiego.
Jan Skrowoczewski, nad wyraz bystry, odporny psychicznie i doskonale zbudowany mężczyzna, przyjął na siebie rolę likwidatora, egzekutora, wykonawcę wyroków i kar śmierci uchwalanych przez Wojskowy Sąd Specjalny. Aby mylić tropy posługiwał się również fikcyjnym nazwiskiem Kazimierz Rolski.
A konto Janka można zaliczyć około 20 osób, osób, które po wejściu okupanta na tereny Polski, stawały się bestiami w ludzkiej skórze. I właśnie te bestie „Kłamanio” miał za zadanie likwidować. I likwidował, skutecznie.
Lista jego osiągnieć jest obfita i budząca respekt, a wszystkiego tego dokonał w niespełna rok. Wysadzenie transportu kolejowego pod Pilawą, czasowe unieruchomienie podstacji elektrowni przy ulicy Jaktorowskiej czy uszkodzenie radiostacji w Grodzisku Mazowieckim to zadania typowo dywersyjne. Nie tym jednak wsławił się najbardziej "Kłamanio". Wykonanie wyroków śmierci na konfidencie Wilczyńskim pod Brwinowem, Hegenbart'cie przy drodze do Mszczonowa, wykonanie wyroku na Funku pod nosem żołnierzy niemieckich, czy Alojzym Walh'u w Grodzisku Mazowieckim to tylko krótka lista jego osiągnięć.
Jednak jak każdemu nawet Janowi Skrowaczewskiemu przytrafiły się wpadki, niestety ogromnie tragiczne w ostatecznym rozrachunku. Mowa tu o organizowanej próbie odbicia "Małego" i w konsekwencji śmierci kolegów z plutonu: Stanclika, Horodyskiego i Holca oraz zabicie Karola Berenta - hitlerowca, którego pomylono z Paprzyckim, za co w konsekwencji życie straciły niewinne osoby.
Kiedy znaleziono jego ciało, w sierpniu 1970 roku, na stawidłach, tuż obok „Agatki” nikt nie mógł uwierzyć w to co się stało. Śmierć dosięgnęła go w nocy z 20 na 21 sierpnia 1970 roku, jednak do dziś nie wiadomo, czy odejście Jana Skrowaczewskiego to nieszczęśliwy zbieg okoliczności czy, jak wielu sądzi, wyrównanie rachunków z przeszłości.
Po zakończeniu wojny mieszkał na ulicy Żeromskiego tuż przy parku, w otynkowanym na biało, parterowym domu skąd blisko miał do swojej ulubionej Żyrardowanki, gdzie uczył młodzież boksować. Jan Skrowaczewski, odznaczony Krzyżem Virtuti Militari, Krzyżem Walecznych, czy Medalem Zwycięstwa, po wojnie zatrudnił się jako kierowca w Zakładach Żyrardowskich. Pełnił również funkcję członka zarządu ZBoWiD, był ORMO-wcem, inspektorem ruchu drogowego, a nawet nauczycielem
Można domniemywać, że z powodu tego „przestawienia się” stracił w oczach byłych AK-owców, a i nie zyskał wiele w oczach władzy ludowej. Może o tym świadczyć fakt, iż ówczesne gazety, tak uroczyście i z patosem informujące o śmierci kolejnego aparatczyka, o kolejnych rocznicach wyzwolenia na temat śmierci bohatera milczały. Dopiero niezapomniany Maciej Twardowski pokusił się o notatkę wspomnieniową w kilkanaście dni po śmierci Jana Skrowaczewskiego.
Dziś, na szczęście, pozostały nam spisane wspomnienia z akcji likwidacyjnych bądź dywersyjnych „Kłamania”, ulica, która od 1982 roku nosi jego nazwisko oraz pomnik na żyrardowskim cmentarzu (J/1/7), pomnik, który zbyt rzadko rozświetlają pamiątkowe lampki wdzięcznych mieszkańców Żyrardowa.
2 komentarze:
czy bycie ormowcem - bez względu na przeszłość - może być chwalebne? niestety nie - niezależnie od bieżącej polityki
Kutasie dęty nie znasz histori to się nie wypowiadaj .o zmarłych albo dobrze albo wcale a tobie chuj na wieko
Prześlij komentarz