poniedziałek, 24 lutego 2014

Epizod 59: Śmierć w choince mszczonowskiej


      Zaczaili się na niego przy przejeździe, w domu gdzie pan Michałowski naprawiał rowery. Był 23 marca 1943 roku.
     Widząc mijającego ich Volksdeutscha wsiedli na swoje zdezelowane rowery i ruszyli za nim, w pewnej odległości, aby nie wzbudzać podejrzeń. Jako, że postanowiono nie używać broni wykonanie wyroku nie mogło być zrealizowane ani w jego mieszkaniu przy ulicy 6 Sierpnia, ani też z użyciem broni. Wszystko miało wyglądać jak pospolite zabójstwo. Z tego też powodu na miejsce akcji wybrano lasek prze drodze do Mszczonowa. Traf jednak chciał, iż zbliżając się wyznaczonego miejsca, zza górki wyłonił się konwój wiozący, pod eskortą Niemców, robotników wywożonych do Rzeszy. Zamach trzeba był odłożyć, przynajmniej o kilka godzin, aż do powrotu nic nie świadomego Volksdeutscha z Mszczonowa.
     Mathias Hegenbart, bo o nim mowa, był bardzo lojalnym Volksdeutschem, lojalnym i nadprogramowo gorliwym. Przy tym jednak niezbyt frasobliwym w zachowaniu ostrożności, pozwalając sobie na przemieszczanie się rowerem z Żyrardowa do Mszczonowa bez żadnej eskorty.
    Hegenbart jako wzorowy Volksdeutch i sierżant policji granatowej miał za zadanie kontrolować posterunki w okolicy i podczas powrotu z jednej z takich kontroli natknął się na szosie pod Mszczonowem na młodzika wiozącego broń i prasę konspiracyjną przeznaczoną dla lokalnej jednostki A.K. Miast uciekać, dał się on jednak zrewidować, a nastepnie uwięziony został poddany przesłuchaniom. Podczas tortur załamał się i zaczął sypać, podając wiele kontaktów. Wkótce ponad dwudziestu żołnierzy A.K. z mszczonowskiej Zapałczarni zostało aresztowanych. Część rozstrzelano, część wywieziono do obozów.
    Podjęto wówczas decyzję o niezwłocznej likwidacji nadgorliwego Volksdeutscha wyznaczając do przeprowadzenia akcji osławiony 13 pluton. Dowództwo objął sam "Leon" wyznaczając dodatkowo "Kłamania" oraz Józefa Kowalczyka ps. "Cietrzew".
      Tak oto cała trójka, widząc zbliżający się konwój szybko skryłą się w gęstwinie lasu. Mimo początkowego niepowodzenia postanowiono czekać. 
     Gdzieś około godziny 15 decyzja o oczekiwaniu zostałą nagrodzona. Hegenbart zbliżał się samotnie i nieubłagalnie w kierunku choinki mszczonowskiej. Kiedy minął czatujących żołnierzy... w tym momencie pojawiają się dwie wersje następujących potem wydarzeń. Pierwsza, że Leon Waligóra, użył broni mimo wcześniejszych ustaleń, ale chybił, na co "Kłamanio" szybko dogonił uciekającego i krzyczącego w niebogłosy Niemca, powalając go silnym ciosem w głowę. Druga uwzględnia tylko cios. 
     Niezaprzeczalnym faktem jest, iż następnie "Kłamanio" zarzucił sobie na ramię ogłuszonego Hegenbart'a i przeniósł jakieś piećdziesiąt metrów, do lasu. Tam, używając noża, dokończył dzieła. Aby zatrzeć ślady zakopali zwłoki w płytkim dole maskując dodatkowo miejsce gałęziami i mchem, zabierając przy okazji dokumenty.
    Niemcy pewnie nigdy by nie znaleźli policjanta, gdyby nie czapka, która podczas akcji spadła z głowy Volksdeutscha. Spieszący się AK-owcy nie zwrócili uwagi na ten szczegół nakierowując Niemców na miejsce ukrycia zwłok. I tak, dopiero po trzech dniach znaleziono Hegenbart'a, któremu urządzono uroczysty pogrzeb. Na szczęście dla mieszkańców tak Żyrardowa, jak i Mszczonowa, Niemcy nie wyciągnęli żadnych konsekwencji.
    I w taki oto sposób, kolejny nadgorliwy Volksdeutch pożegnał się z ziemskim padołem.


Brak komentarzy: